Szczerze pisząc, nawet nie za bardzo wiem, jak zacząć recenzję. Moje wrażenia są bardzo mieszane. Raz powieść podobała mi się, aby za chwilę zacząć nużyć. Trochę jest tak, jakby przed Wami były dwie bliźniaczo podobne książki tyle, że jedna z bliźniaczek jest brzydszą. Ma w sobie coś olśniewającego i coś co odstręcza. Jaka zatem jest Córka rzeźnika, Yaniva Iczkovitsa?
Minda porzucona przez męża mieszka z siostrą i dwójką dzieci. Najważniejsze u niej jest stwarzać pozory i pewnie dalej by tak było, gdyby młodsza z sióstr Fania - do tej pory idealna żona i matka, nie uciekła nocą z tajemniczym mężczyzną. Co prawda znikanie ludzi, staje się na tej nie wielkiej kresowej wsi chlebem powszednim, no ale, żeby to przytrafiło się niewieście, dla współmieszkańców jest nie do pomyślenia. Nikt przy tym nie wie, co jest przyczyną. Może Fania uciekła z domu? Może chodzi o szwagra, który przepadł bez śladu? A może dała się uwieść swemu towarzyszowi? Kiedy na drodze do sąsiedniego miasteczka, Telechany uciekinierzy znajdują zwłoki trójki osób, stają się celem pościgu tutejszego stróża prawa Piotra Nowaka.
Proza Yaniva Iczkovitsa łączy w sobie coś z Olgi Tokarczuk i powieści łotrzykowskiej. Mamy typową dla języka hebrajskiego obrazowość świata, np. niektóre wydarzenia zostają zestawione z częściami ludzkiego ciała. Panuje mistyczne postrzeganie rzeczywistości, a zarazem zostaje ono wypełnione tym, co bardzo przyziemne. Codzienność miesza się z awanturniczymi przygodami pary bohaterów mających nie lada talent ładowania się w kolejne tarapaty. Raz panuje charakterystyczny dla hebrajszczyzny nastrój filozoficzny złączony jednak bardziej z tym, co namacalne, niż niewidoczne dla człowieka. Klimat ten wypełniają opisy judaistycznych świąt, ksiąg religijnych - niejednokrotnie mających charakter dydaktyczny, za moment natomiast jesteśmy świadkami kolejnej hucpy. Skoki te mocno wytrącały z lektury, powodując nawet pewnego rodzaju zagubienie. Nie znoszę, gdy w żaden sposób nie mogę mieć jakiegokolwiek emocjonalnego związku z postaciami. A tak jest w Córce rzeźnika. O ile w przypadku Mindy i Rywki czuję się antypatię, chociaż są one przedstawicielkami typowego dla ludzi Wschodu wzorca kobiecości, to z biegiem rozwoju akcji losy Fani i Żiżki stają się zupełnie obojętne. Z początku jej buntowniczy charakter, łamanie panujących społecznych zasad, określane przez miejscowych jako dzikość jest pociągająca, niestety z biegiem akcji powoli staje się ona niewidoczna. Zgoda, jest o niej mowa tyle, że trudno jest ją zauważyć.
Iczkovits odznacza się świetnie wykonanym reserchem, wiernie oddając skorumpowany charakter carskiej Rosji, jak również jej klimat. Z bliska przyglądamy się nie zawsze błyskotliwej policji. W scenach pogoni nie brakuje humoru i wartkiej akcji, czego nigdy nie oczekiwałbym po literaturze Bliskiego Wschodu. Są odwołania do klasyki europejskiej, jak również rosyjskich baśni. Niewątpliwym atutem jest sam przekład w wykonaniu Anny Halbersztatat świetnie oddającego ducha języka hebrajskiego, a przy tym odznacza się wspaniałą polszczyzną.
Córka rzeźnika z pewnością nie jest dla każdego. Bardziej skierowana zostaje do bardziej wyrobionego literacko czytelnika, tylko wówczas daje całą gamę skojarzeń.
Polecam.
Moja ocena 7 /10
Wydawanictwo Poznańskie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz