Stephen King co pewien czas powracał w powieściach do wątków autobiograficznych, zwłaszcza do przebytej choroby alkoholowej i narkotykowej. Zaobserwować można to między innymi w Mrocznej połowie. Jeśli dorzucić do tego, że jest to książka o książkach, to zapowiada się królewska uczta, która pod koniec przestaje smakować.
Thad Beaumont w dzieciństwie przeszedł poważną operację mózgu. Dziś będąc dorosłym mężczyzną z dwójką bliźniaków, odniósł zawodowy sukces jako autor makabrycznych kryminałów z Alexisem Maszyną, pisanych pod pseudonimem George'a Starka. Teraz postanawia zakończyć z serią "starków" i zacząć pisać pod własnym nazwiskiem. Problem w tym, że tylko pierwsza powieść wydana przed laty z prawdziwym nazwiskiem odniosła sukces, wszystko inne w zestawieniu z tytułami wydanymi pod pseudonimem, to zupełnie inny poziom. W dodatku ktoś odkrył sekret jego podwójnej tożsamości, znany jedynie przez wąską grupę osób. Szantażowany pisarz publicznie dokonuje symbolicznego pogrzebu. Niedługo potem w brutalny sposób giną kolejne osoby. Zostały zabite w podobny sposób, jak czynił to Maszyna. A ten, który powinien zostać w grobie, wcale nie ma na to ochoty.
Każdy kto zetknął się z Królem Horroru wie, że kiedy pojawia się popularny pisarz w towarzystwie największego fana, to można zacząć się bać. A jak jest, kiedy jest on ze swoim alter ego? W tym wypadku straszy potęgującym się niepokojem, uczuciem zbliżającego się nieustannie zagrożenia i poczuciem osaczenia przez Zło. Razem z bohaterami dowiadujemy się o szczegółach zbrodni i jesteśmy totalnie zdezorientowani, o co tu chodzi. Niepewność wywołuje strach przed tym, co niby jest znane ale nie do końca. Niby wiemy od początku z kim mamy do czynienia tyle tylko, że niepowinno ono w ogóle istnieć. Nie wiadomo, jak temu stawić czoła, jak powstrzymać zanim skrzywdzi następne osoby, a przede wszystkim jak ochronić siebie i swoją rodzinę. To zło czerpiące przyjemność ze strachu, jaki przed nim czują ofiary. Inteligentny, przebiegły, ma wgląd w umysł Thada podczas, gdy ten ostatni może tylko zgadywać jego zamiary. Nieuchwytny i bezwzględny, ma tylko jeden cel - nigdy nie wrócić do krainy zmarłych. To Zło kosmiczne, bo pojawia się nagle z czegoś niematerialnego przybierając materialne kształty. Widzą go tylko ci, którym chce się pokazać. Dla innych będąc wytworem pisarskiej wyobraźni, której trudno jest dać wiarę. Atakuje winnych i niewinnych ludzi. Ma silny związek z ludowymi wierzeniami. Mroczna połowa przypomina nieco Misery. Występuje ten sam motyw przymusu do pisania, by wskrzesić zmarłego, a za ociąganie przed tym, autor płaci wysoką cenę.
King udowadnia, że w niezbyt rozbudowanej powieści, która wcale nie musi liczyć 1000 stron, jest bardziej spójny. Nie ma rozchodzenia na boki, skupiania na drugorzędnych bohaterach. Pod tym względem wypada lepiej niż w "grubasach". Doskonale bawi się słowem i sposobem wysławiania bohaterów. Niestety samo zakończenie to, jedno z gorszych. Rozchodzi się, jest bardziej groteskowe niż horrorowe i mocno naciągane. Król zaczyna wątek przerywa go, aby znowu do niego wrócić tyle tylko, że widziany oczami innej osoby, przez co odnosi się wrażenie zbędnego przedłużenia powieści na siłę. Wygląda to tak, jakby zastanawiał się pisząc, w jakim kierunku pójść. Gdyby nie to, mógłby to być jeden z najlepszych Kingów, a tak mamy tylko bardzo dobrą powieść.
Mroczna połowa stanowi hołd dla Shape'a Stevensa. Pierwsza połowa to bardziej czarny kryminał z elementami horroru, od drugiej części coraz bardziej przybiera formę typowej grozy. Stephen King zawsze kiedy sięga do mitologii, wypada bardzo dobrze. Tak też jest i tym razem. Buduje tym klimat niepewności, nie rozumiemy tego, czego jesteśmy świadkami. Jednocześnie mamy nieodpartą ochotę pójść w nieznane obszary naszej mrocznej strony.
Polecam .
Moja ocena 7 /10
Wydawanictwo Albatros
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz