czwartek, 28 października 2021

MROCZNE DNI: BILLY SUMMERS, STEPHEN KING

Wielokrotnie powtarzałem, że na każdą powieść Stephena Kinga czekam bardzo niecierpliwie. Kiedy już wreszcie mogę przeczytać, to cieszę się jak dziecko. Za każdym razem mam nadzieję na powrót "starego" Kinga, tego sprzed lat i niestety, co pewien czas niczym bumerang powraca pytanie o formę Mistrza. W Billym Sumersie rozbrzmiewa ono z całą siłą.


Tytułowy Billy Summers należy do najlepszych płatnych zabójców i z całą pewnością można mu całkowicie zaufać, że wykona zadanie celująco. Ma tylko jedną jedyną zasadę, zabija wyłącznie złych ludzi. Kiedy dostaje zlecenie zastrzelenia Joela Allena, postanawia, że jest to ostatnia robota przed emeryturą. Zwłaszcza, że ma za nią dostać dwa miliony dolarów. Nie przewiduje, jak los bywa przewrotny i nie wszystko zawsze idzie zgodnie z planem.


Przede wszystkim Billy Summers nie jest grozą, lecz opowieścią kryminalną, stąd też można podarować sobie pytanie, czy straszy. Mało, że nie straszy - co akurat, w tym przypadku można przymknąć oko- to również nie intryguje, nie wzbudza najmniejszego niepokoju i z niewielkimi przerwami po prostu wieje nudą. Nie wiem, jak można przez 600 stron pisać praktycznie o niczym. Czytając mamy wrażenie, że to wszystko o czym chce King opowiedzieć, jak również poruszane tematy, już były wielokrotnie przez niego poruszane w znacznie lepszy sposób. Najnowsza powieść, to odgrzewane kingowe kotlety, siódma woda po kisielu i absolutnie nie ma nic, czym potrafiłby zaskoczyć. Król stawia kwestię, kogo można zaliczyć do złych ludzi, po czym następuje cały katalog grzechów. Trudno nie zgodzić się, że rzeczywiście osoby znajdujące się na jego liście, są zdemoralizowani do szpiku kości i na pewno nie chciałoby się ich bliżej poznać. Problem w tym, że w wyliczance King skacze z wątku na wątek przez, co nie potrafi skupić uwagi czytelnika. Jedyny plus, że w porę powstrzymał się z wątkiem paranormalnym mogącym rozbić już zupełnie powieść, a który nie ma najmniejszego nawet sensu.


Wydawać by się mogło, że zastosowana przez Stephena Kinga opowieść w opowieści, nieco rozrusza drętwą akcję, tak się niestety nie dzieje. I dwie historie zawarte w jednej powieści, dokładnie zawierają te same błędy, przy czym, ta spisana przez Summersa i tak jest o niebo bardziej spójna. Oczywiście ma też swoje uzasadnienie i na pewno nie jest przypadkowym zabiegiem. 


Stephen King chciał ponownie zrobić coś nowatorskiego, powieść drogi z silnie rozbudowanym wątkiem obyczajowym. Ostatecznie zdecydowanie większa część powieści jest przegadana i dopiero zakończenie nabiera pewnego tępa, jakiego brakowało przez cały czas. Jeśli szukacie dobrej historii drogi w wykonaniu Mistrza, to głównie warto sięgnąć po Wielki marsz. Dla mnie Billy Summers stanowi jedno potężne rozczarowanie, literacki bubel, na który lepiej spuścić zasłonę milczenia, by już dalej nie pastwić nad nim. Wiernym fanom prozy Króla Grozy z Maine pozostaje znów czekanie. Tej powieści nie mogę Wam niestety polecić. 


Moja ocena 4/10 



         Wydawanictwo Prószyński i S-ka 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz