niedziela, 21 lipca 2019

FLORYDA, LAUREN GROFF




Mokradła, syk węży, żaby i aligatory taka właśnie jest Floryda Lauren Groff.


Floryda to południowo-wschodni stan USA. Kojarzy się z atletycznymi sylwetkami opalających się na jej plażach ludzi, słońcem, gorącym piaskiem i odgłosami uderzających o brzeg morskich fal. Floryda tej amerykańskiej pisarki, jednak nijak ma się do tej wizji. Jest lepka, bagnista, pełna niebezpieczeństw, jej mieszkańcy są szarzy i daleko im do posiadania idealnej figury, każde z nich nosi w sercu odmienne rany. To opowieść pełna melancholii i nostalgiczna podróż po ludzkiej duszy odbywanej w atmosferze letniej duchoty.


Lauren Groff snuje jedenaście różnych historii posiadających całkowicie odmiennych bohaterów. Wśród nich bowiem znajdujemy dwie małe siostry błąkające się samotnie po plaży i kompletnie nie rozumiejące tego, co właśnie się stało. Kobieta która postanawia stawić czoło gniewowi natury. Dziewczynę – buntownika po eksmisji ale której nie dało się zabrać wolności i chęci pędzenia przed siebie. Miłośniczkę Guy de Maupassanta odbywająca wspólnie z dwójka swych synów podroż do Francji, z dala od Florydy i  wiecznie zapracowanego męża, a prosto w objęcia ukochanego dziewiętnastowiecznego pisarza – to pobyt w Ypres pokazuje dopiero prawdziwy jej stosunek do literata i to, że Floryda jest obecna w jej umyśle – od tego już nie da się uciec. Matka i syn znoszących domowego tyrana i przeżywających trudną dla obojga rozłąkę. To galeria życiowych rozbitków, wiecznych tułaczy kroczących w ciemności i rozpaczliwie szukających szczęścia, czy własnego miejsca na ziemi. To ludzie każdego dnia zmagający się ze strachem, tym prawdziwym ale też i tym wyimaginowanym.


Floryda opowiada o nie zawsze przyjaznej koegzystencji człowieka i dzikiej przyrody. Węże i pająki wchodzą do ludzkich domów. Obserwują mieszkańców i nie spuszczają z nich oka nawet na chwilę. Niejednokrotnie mogą napawać się ich lękiem, obrzydzeniem jakie wzbudzają, udowadniając człowiekowi, że jest tylko bezbronnym pionkiem w obliczu natury. To ona w rzeczywistości rozdaje karty i przed je gniewem nie ma ucieczki. Spotkanie to odbywa się niejednokrotnie w chwili, gdy znajdują się oni na życiowych wybojach i zmuszeni do podjęcia trudnych decyzji odciskających ślad na dalszej przyszłości. W konsekwencji doprowadzenie zostają do wewnętrznego oczyszczenia z tego, co nieraz całymi latami w nich siedziało. Dzięki dopiero temu są w stanie spojrzeć realnie na swoją egzystencję, zobaczyć samych siebie w prawdzie, obdartych ze wszelkich masek zakładanych każdego dnia, i dopiero po tym zadecydować o tym, jak dalej ma wyglądać ich życie. Powrót do punktu wyjścia, a może zrobienie kroku w nieznaną przyszłość.


Floryda Lauren Groff nie ma w sobie nic z funkcjonujących w powszechnej wyobraźni Miami ale jest krainą granicząca między jawą a snem, balansującym na granicy koszmaru.  To niesamowita opowieść o samotności, szukaniu własnego miejsca na ziemi. Walce z mieszkającymi wewnątrz duszy demonami, które paraliżują i wywołują lęk. O tęsknocie za tym co nieosiągalne, czego nigdy nie uda się dogonić i zdobyć. O poznawaniu samego siebie. To było moje pierwsze spotkanie z prozą tej pisarki, które zdecydowanie zaliczam do udanych.


Polecam
Moja ocena 8/10
 
                                          Źródło: Wydawnictwo Pauza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz