O
rodzinie, małżeństwie, okresie dojrzewania i pierwszych krokach w dorosłość
oraz o sprawowaniu tytułu pierwszej damy Stanów Zjednoczonych, opowiada w Becoming. Moja historia Michelle Obama.
Osoby Michelle Obamy
nikomu nie trzeba specjalnie przedstawiać. Żona byłego prezydenta USA, matka
dwójki córek, kobieta społecznik buntującą się przeciwko wszelkim formom
społecznej niesprawiedliwości, marzycielka pragnąca żyć w świecie bez
nienawiści, feministka walcząca m.in. o prawo do edukacji dla dziewcząt w
Afryce i podkreślająca na każdym kroku godność i niezależność przynależną
przedstawicielkom jej płci. Osoba, która dla wielu ludzi na całym świecie,
stała się idolką i wzorcem. Jaka zatem jest Pierwsza Dama prywatnie? Jakie
wyznaje wartości? Czego się boi? Jakie rany nosi w sercu? Przede wszystkim jest dziewczyną z Chicago z
dzielnicy South Side, pamiętającą o swym pochodzeniu i drodze, jaką musiała
przebyć, aby znaleźć się w obecnym miejscu. Od dzieciństwa wychowywana na
człowieka niezależnego, samo decydującego o sobie i ponoszącego
odpowiedzialność za własne wybory. Rodzice zarówno jej, jak również jej bratu,
Craigowi, dali dużo wolności i zaufania w to, że będą dokonywać właściwych
wyborów. Z powodu koloru skóry odczuwała pogardę, została przypisana do tzw. drugiej kategorii.
Na swej drodze do dziś spotyka życzliwych, jak i osoby nienawistne – które
pragnęły zniszczyć w niej wiarę w samą siebie, a później mogły wręcz stanowić
zagrożenie dla bezpieczeństwa jej rodziny. To żona zawsze wspierająca męża i z
poświeceniem pracująca na jego sukces. Kobieta, która nie boi się żadnego
wyzwania. Poznała blichtr panujący w rezydencjach światowych przywódców
politycznych, jak i ludzką nędzę. Przede wszystkim, jest człowiekiem wrażliwym
na cierpienie innych. Perfekcjonistka w każdym calu.
Pochodzi z rodziny
zaliczającej się do klasy średniej. Mieszkającej w „czarnej dzielnicy” Chicago.
Od początku przykładającą dużą wagę do edukacji. Przede wszystkim pragnęła
udowodnić samej sobie, że będąc czarnoskórą kobietą może osiągnąć wszystko to,
czego pragnie. Najpierw w szkole średniej wytrwale budowała własną pozycję, nie
zważała na żadne niewygody i trudności . Potem zaś nawet wbrew doradcy
zawodowego dostała się na Uniwersytet Princestone. I tu ponownie, wbrew opiniom
rodziców innych studentów, wykładowców, kolegów na każdym kroku udowadniała, że
w niczym nie jest gorsza od innych. Po skończeniu studiów prawniczych,
zatrudniona została w kancelarii, którą ostatecznie porzuciła na rzecz oddaniu
się temu, co stało się sensem jej życia – podejmowania inicjatyw społecznych
mających na celu obronę często tych, którzy sami nie potrafią się bronić. Dom,
dzieci, kariera polityczna męża stały się drugim obszarem jej zainteresowań. Od
początku popierająca ambicje polityczne Baracka, wspierająca go na każdym kroku
od kandydowania do senatu, aż po ubieganie się po najważniejszy urząd w
państwie. Żona doświadczająca samotności w najtrudniejszych momentach życia, w
których marzyła o obecności swej drugiej połówki, wzywanej obecnie przez
obowiązki służbowe.
Na własnej skórze
doświadczyła okrucieństwa polityki, jej bezwzględności wobec przeciwników, jak
również paradoksalnie, funkcja jaką sprawował Obama dała jej okazję poznania
prawdziwego oblicza Ameryki oraz podejmowania nowych inicjatyw społecznych. Na
przykład walcząc z otyłością dzieci i propagując zdrowy styl życia.
Michelle w swej
autobiografii odważnie opowiada o życiu Afroamerykanów w Stanach Zjednoczonych.
Będąc potomkami dawnych niewolników, wbrew panującemu w powszechnym mniemaniu
mitom o Ameryce tolerancyjnej, nadal doświadczają pogardy, niesprawiedliwości i
muszą walczyć o swoje prawa. Ludzie wyznający poglądy o potrzebie przywrócenia
supremacji białych, stanowią dla czarnoskórych mieszkańców prawdziwe zagrożenie.
Zwłaszcza, ze ci głoszący otwarcie poglądy rasistowskie, czują się bezkarni.
Nawet na uczelniach wyższych panuje pogląd, że „czarni” musza mieć nie tylko
zaniżone wymogi rekrutacyjne ale również w trakcie studiów nie można od nich
wymagać tego samego, co od „białych”. To ludzie rozdarci niejednokrotnie
kulturowo. Dla części Amerykanów są obywatelami gorszego rzędu, natomiast dla
rodzin mieszkających na Czarnym Lądzie – są obcymi. Pierwsza w historii Stanów
Zjednoczonych afroamerykańska rodzina prezydencka, stanowiła zatem wydarzenie
bez precedensu. Ponadto autorka porusza
ważne społecznie tematy, jak in vitro, feminizm, praworządność i wskazuje liczne
niebezpieczeństwa czyhające na amerykańską demokrację.
Becoming.
Moja historia stanowi swoistego rodzaju pamiętnik
Pierwszej Damy USA, w którym otwarcie opowiada o swoim życiu, o miłości do Baracka
i córek, wyraża swoją złość odczuwaną dla tych, którzy zadali cierpienie jej
samej oraz jej rodzinie. Rozprawia się z przeciwnikami politycznymi, nie
szczędząc gorzkich słów kierowanych pod ich adresem, oraz wyraża swoją
wdzięczność przyjaciołom i tym wszystkim, którzy przez lata dodawali jej sił.
To książka niezwykle osobista. Często w blogosferze, można spotkać pogląd, że
stanowi ona sprytne działanie PR – owe, ale osobiście mam nieco odmienne
zdanie. To szczera, niezwykle osobista opowieść. Michelle opowiada o kryzysie w swoim małżeństwie na progu kariery politycznej Baracka, czy o problemach zajścia w ciąży, mówi o lękach i radościach. Zwierza się z atakowania jej przez media, na przykład podczas spotkania jej z królową Elżbietą II, czy nadinterpretowania jej wypowiedzi, wypominanie, że ma za szerokie biodra itp. Oczywiście stanowiąca w wielu
miejscach laurkę dla małżeństwa Obamy, ale nie zmienia to postaci rzeczy, że
Michelle opowiada nam wszystko tak, jak ona widzi. Więc wpadanie w zachwyt
wobec polityki Baracka staje się wówczas całkowicie zrozumiałe. To idealna
pozycja dla tych pragnących poznać życie Białego Domu od środka, zajrzeć do
jego wnętrz, poczuć panująca w nim atmosferę oraz dowiedzieć się wielu
ciekawostek z życia żony jednego z najważniejszych przywódców politycznych na
świecie. Kobiety, która bez wątpienia wywarła trwały ślad w historii.
Polecam.
Moja ocena 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz