Im więcej czytam powieści Agaty Przybyłek, tym bardziej zauważam, że czekam na to, czym znów zaskoczy. Każda z jej historii jest inna, nieporównywalna do poprzednich. Jedne działają mocniej na określony typ czytelnika, inne słabiej. Wszystkie odwołują się do bardzo konkretnych doświadczeń. Droga, którą przeszłam jest kompletnie inna od znanych nam opowieści snutych przez autorkę, jednocześnie odnajdujemy to, co jest u niej silną stroną, emocje.
Alicja i Dawid postanawiają przeprowadzić się z Płocka, na wieś. W nowym miejscu wszystko wydaje się odmienne od tego, co do tej pory znali. Stanowi wręcz idealne miejsce do pozbierania się po przeżytej tragedii i rozpoczęciu życia od nowa. Nowa znajoma kobiety, Tamara zdecydowanie pomoże w aklimatyzacji i poczuciu bycia u siebie.
Stefania przez lata bezskutecznie walczyła o miłość matki. By zdobyć jej uczucia, była gotowa na wszystko. Od początku jej świat ograniczał się do taty, sąsiadki rodziców, Edyty i przyjaciela dziewczynki, Stasia. Jak drogi Alicji i Stefanii połączą się i co, to będzie oznaczać?
Zawsze przypominam o tym, jak współczesna cywilizacja wyparła śmierć z naszego postrzegania rzeczywistości. W pokoleniu naszych babć, prababć i praprababci była czymś całkowicie naturalnym, do czego z czym ludzie byli nie tylko pogodzeni, ale wręcz przyzwyczajeni. Niejednokrotnie zasiadali z nią do stołu i kładli się spać. Kobiety umierały w połogu, słabsze noworodki niedługo po urodzeniu, a mężczyźni na wojnie. Życie tamtych ludzi oswoiło nieco kostuchę. Wraz z rozwojem technologii i medycyny, została wyparta z umysłu, uciekamy przed nią, buntujemy się, a ona i tak, co pewien czas przypomina o sobie i wywołuje pustkę i poczucie bezsensu. Zwłaszcza, kiedy przychodzi pogodzić się ze śmiercią upragnionego dziecka. Matkę łączy z potomstwem szczególna więź, kiedy ulega zaburzeniu świat dziecka i rodzicielki rozsypuje się niczym domek z kart. Agata Przybyłek dotyka jednego z najważniejszych tematów, macierzyństwa. Dwie kobiety cierpiące z powodu różnych traum, noszące w sercu niezagojone rany. Obie przeszły długą i bolesną drogę po przeżytym tsunami, która obecnie wydaje się doprowadzić do punktu kulminacyjnego. Jaki będzie i jakie przyniesie skutki nikt nie potrafi przewidzieć. Obie cierpią, walczą o szczęście i pragną doświadczyć uczucia bycia i posiadania mamy. Przeżywają zazdrość z widoku tego, czego same mogą nigdy nie zaznać. Chociaż zastanawiamy się, jaki te dwie historie mają ze sobą związek, obie potrafią doprowadzić na skraj emocjonalnej wytrzymałości. Bolą, wywołują chęć zwinięcia się w kłębek i ukrycia przed tym, co rozdziera duszę i serce. Z niepokojem oczekujemy zakończenia, które gdy do niego dotrzemy, zwala z nóg.
Droga, którą przeszłam to proza dojrzała, niezwykle subtelna, delikatna i z olbrzymim szacunkiem dla ludzkiego cierpienia. Nikogo nie osądza, lecz pokazuje ludzi, jakich można spotkać na codzień. Czytając odczuwamy niejednokrotnie onieśmielenie poznając kolejne fakty z życia tych dwóch poranionych kobiet. Żadna z przeczytanych przez mnie historii Agaty Przybyłek nie była, aż tak przygnębiająca, jak ta. Dotąd radość mieszała się cierpieniem, teraz praktycznie na każdym kroku, chcemy tylko wyć z bólu i z bezradności. Autorka snuje poruszającą opowieść pełną liryzmu i nostalgii. Chociaż jej książki zawsze są na jeden chaps, to ta wymaga nieco więcej czasu. Nagromadzony w nim ból po prostu nie pozwala iść szybko i doprowadza czytelnika na kres wytrzymałości. Na pewno warta poznania.
Polecam.
Moja ocena 8/10
Wydawanictwo Czwarta Strona
Sama nie czytam tego typu literatury, ale moja koleżanka lubi książki tej autorki, więc zapytam ją czy już czytała. :)
OdpowiedzUsuńZawsze warto spróbować czegoś nowego 😉
Usuń