Robert Małecki przyzwyczaił czytelników do wysokiego poziomu swych powieści. Snuje historie o ludziach żyjących w mroku i zmagających się z traumą. W Zmorze wraca do Torunia, by rozwiązać rodzinne zagadki z przeszłości.
Kama Kosowska wyjechała niegdyś do Warszawy, by zrobić karierę w wielkim mieście i zatrudnić się w dużej redakcji. Zapomnieć o śmierci matki, na której pogrzebie była jako kilkuletnie dziecko. Teraz po stracie pracy wraca do rodzinnego Torunia, by po raz kolejny rozpocząć wszystko od nowa. Nie musi długo czekać na propozycję. Z dziennikarką kontaktuje się reżyser Paweł Hałas, przygotowuje serial dla Netflixa o zaginionych dzieciach z całej Europy, a jeden z odcinków ma dotyczyć Piotra Janochy, kolegi Kamy z dzieciństwa. Nad tą sprawą wszczęto nowe dochodzenie, które ujawnia błędy podczas poprzedniego śledztwa, prowadzonego przez jej ojca, Waldemara Kosowskiego. Przed bezrobotną kobietą staje możliwość zarobienia sporych pieniędzy i międzynarodowa sława tyle, że jeśli obudzi duchy przeszłości, przyjdzie jej zmierzyć z dwoma największymi traumami.
Robert Małecki zastosował wszystko to, co jest jego znakiem rozpoznawczym. Zagadka kryminalna, rodzinna tragedia i ludzie ogarnięci przez mrok, z którego mimo upływu lat nie potrafią się uwolnić. Muszą zmagać się z własnymi demonami i zdają sobie sprawę z tego, że jeśli je obudzą, to otworzy się tym samym puszka Pandory. Opowieść, jak to u niego bywa, rozpoczyna się niespiesznym krokiem i stopniowo coraz bardziej przyspiesza, by ostatecznie zaatakować czytelnika z całą mocą. Razem z bohaterami poznajemy prawdę, nie wiemy nic więcej od nich i razem z nimi szukamy tropów dających odpowiedź dotyczącej tego, co wydarzyło się przed laty i o czym najchętniej wszyscy chcieliby zapomnieć. Tylko przeszłość nie pozwala na to i coraz mocniej o sobie przypomina. Małecki daje każdemu to, co lubi najbardziej. Mamy dwugłos, śledzimy równolegle sprawę z punktu widzenia dziennikarki i komisarza policji. Dla Kosowskiej i Korcza prym wiedzie zupełnie inna kwestia. Jej chodzi o poznanie szczegółów związanych ze śmiercią matki, dla niego - zaginiony bez śladu Piotruś. Prawda zaś zaskoczy ich obojga. Zmora świetnie łączy wątek kryminlny z obyczajowym, będąc jednocześnie bardzo wiarygodna. Opowiada o zwykłych ludziach i ich tragediach. Dotyka tego, co najboleśniejsze: żałoby, bólu dziecka z powodu braku jednego z rodziców, przemoc domową i ochronę dziecka przed bolesną prawdą, czy prześladowanie z powodu inności. Dzieci u Roberta Małeckiego potrafią być okrutne. Sadzę, że nie jedna osoba znajdzie coś z własnych wspomnień, to właśnie sprawia, że proza ta jest tak bardzo pociągająca. Chwyta za gardło i nie zamierza puścić, my natomiast też wcale nie mamy na to najmniejszej ochoty. Tajemnica goni tajemnicę, sekret goni sekret i z strony na stronę przybiera coraz bardziej niepokojący charakter.
Robert Małecki, jak to u niego bywa przywiązuje szczegółową uwagę, do każdego, nawet najmniejszego detalu. Snuje opowieść z dwóch linii czasowych, współczesnej i z lata 1986,w którym to doszło do zaginięcia Piotrka. Stosuje zabieg, który bardzo lubię, przeplatania powieściowych światów. Bardzo ucieszyło mnie pojawienie się Bernarda Grossa i nie ukrywam chęci powrotu do Chełmży. Zmora z pewnością zachwyci wysokim poziomem i stylem wszystkich wielbicieli kryminałów. Robert Małecki przekonuje, że w jego przypadku nie grozi czytelnicze rozczarowanie.
Polecam.
Moja ocena 8/10
Wydawanictwo Czwarta Strona
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz