piątek, 26 stycznia 2018

MROCZNY PIĄTEK: CZARNA MADONNA - REMIGIUSZ MRÓZ


MROCZNY
PIĄTEK


CZARNA MADONNA – REMIGIUSZ MRÓZ


Zawsze przerażało mnie zło w najczystszej możliwej postaci. Podobnie, jak u Remigiusza Mroza, tak samo na mnie, nigdy większego wrażenia nie robiły  opowieści o wampirach, wilkołakach i innych tego typu upiorach. Zupełnie inaczej sprawa wygląda w przypadku opętania i dręczenia diabelskiego, będący bazą dla wielu horrorów religijnych. Z jednej strony, temat ten zawsze mnie pociągał i baaardzo interesował, a wywiady ze znanymi egzorcystami, takimi jak: ojciec Gabriel Amorth czy ksiądz Aleksander Posadzki czytałem z zapartym tchem. Z drugiej za każdym razem czułem ciarki na ciele, a opisywane sceny miałem przed oczami przed zaśnięciem. I w żaden sposób nie umiałem ich od siebie odegnać. Wiąże się to, że niestety stanowią one fakt, a nie wymysł pisarza. Ludzie zniewoleni przez diabła istnieją, egzorcyści na każdym kroku potwierdzają istnienie Złego i ostrzegają przed tym, co otwiera mu dostęp do ludzkiej duszy – szczególnie  wywoływanie duchów.
         Łącząc  moją fascynację literaturą grozy z miłością do książek Remigiusza Mroza - które lubię czytać, znajdując w nich zawsze sporą dawkę rozrywki – nie mogłem opuścić Czarnej Madonny.

 

            W chwili, gdy Filip Szumski wraz ze swoją narzeczoną, Anetą planowali podróż przedślubną do Ziemi Świętej, nie spodziewali się jak jedna wyprawa na zawsze zmieni ich dotychczasowe życie. Chociaż ostatecznie tylko przyszła panna młoda wzięła udział w wycieczce.  Niespodziewanie mężczyzna otrzymuje wiadomość o zniknięciu z radarów  Boeinga 747  mającego wylądować w Tel Awiwie i  którym podróżowała jego ukochana. Ślad po nim zaginął w okolicach Morza Śródziemnego. Mało tego, niedługo po tym znika kolejny samolot, tym razem należący do chorwackich linii lotniczych.   Początkowo jest przekonany, że wkrótce wszystko się wyjaśni, a pasażerom nic się nie stało. Brakuje bowiem jakichkolwiek przesłanek o możliwym zamachu terrorystycznym, a straż przybrzeżna nie odnalazła  wraku. Wraz z biegiem czasu  pojawiają się w głowie Filipa apokaliptyczne wizje, połączone z  podobnymi zdarzeniami z historii lotnictwa,  utwierdzające go w przekonaniu o działaniu sił diabelskich. Zaczyna mieć przeczucia, że obecne wydarzenie stanowi dopiero początek tego, co dopiero nadejdzie. Pierwsze pojawiające się odpowiedzi, pokazują mu niewiedzę jako prawdziwe błogosławieństwo.

            Czarną Madonnę porównywano, jako polski odpowiednik Stephena Kinga.  Parokrotnie wspominałem, że nie znoszę podobnych stwierdzeń. Każda książka jest charakterystyczna sama dla siebie, i mówienie o niej polski Stephen King jest bezsensowne. Przede wszystkim powieść Remigiusza Mroza nie ma nic wspólnego z tym, do czego przyzwyczaił nas autor z Maine. Mało tego wręcz może okazać się krzywdzące dla niej. Tak, samo jak nie wiele wspólnego ma z Egzorcystą Williama Petera Blatty [ recenzja TUTAJ]. Wreszcie po części zgadzam się i nie zgadzam się z głosami odmawiającej jej miana horroru. Czym dla mnie jest więc Czarna Madonna? Przede wszystkim połączeniem horroru religijnego z powieścią sensacyjną i fantastyką. Podejrzewam, że moje stwierdzenie nie koniecznie spodoba się opolskiemu pisarzowi. Niestety  cech tego pierwszego jest dosłownie, jak na lekarstwo. Pojawiają się jedynie w momentach manifestowania się demona, co stanowi tylko pewną niewielką partię książki liczącej sobie 460 stron. Cała reszta bardziej przypominała mi typową sensację i to jeszcze z rodzaju zabili go i uciekł. O ile zarówno w Promie, jak i Deniwelacji nie bardzo mi taki sposób prowadzenia akcji przeszkadzał, mało tego nawet nieco broniłem ich przed płynącymi z tego powodu oskarżeniami; to tym razem niestety szalenie mnie irytował. Kompletnie nie rozumiem, dlaczego Mróz  z uporem maniaka podąża tym tropem, skoro tyle osób  mu to wypomina.

            Dla mnie horror ma przede wszystkim straszyć i muszę przyznać, ze Czarna Madonna jest pierwszą powieścią od lektury  historii dwunastoletniej Regan zniewolonej przez demona pustyni, przy której bardzo się bałem. Za co ma u mnie ogromniastego plusa. Ponadto winna odsłaniać najciemniejsze zakamarki ludzkiej duszy, tego co nie dopowiedziane, gdzieś podświadomie ukrywane, jednak cały czas nieodłącznie wpisane w egzystencję człowieka. I takie elementy zdecydowanie udało mi się znaleźć.  Nawet pozwolę sobie na własną interpretację – ciekawy jestem, tylko do niej odniósłby się  autor.

Filip Szumski jest byłym upadłym księdzem, związanym aktualnie z kobietą. Współżyje z nią bez ślubu i praktycznie odszedł od wyznawanej wiary, do której w momencie walki z dręczącym go diabłem, musi na nowo powrócić. Jego demon to rozbudzona w nim namiętność i pragnienie posiadania rodziny, które od zawsze mu towarzyszyło – czasy seminaryjne jedynie je w nim uśpiły – a obecnie poznawszy smak małżeństwa obudziły się w nim z nową siłą. Jego grzechem jest nie tylko nieczystość, ale również zdrada. Dawniej złamał śluby czystości, obecnie mam wrażenie, że wcale nie kocha narzeczonej, lecz swoją zamężnę szwagierkę – która jest dla niego o wiele bardziej pociągająca od Anety.  Do tego „życie w cywilu” obudziło w nim poważne rozterki duchowe i idący za tym kryzys wiary, jak również liczne wątpliwości do mocy Boga i jego miłości. Mimo tego co obecnie stało się jego udziałem, w sposobie myślenia i zachowaniu pozostaje nadal duchownym, lecz pragnącym żyć jak zwykły żonaty mężczyzna. Targają nim więc liczne rozterki i dylematy nie tylko natury religijnej, ale i czysto ludzkiej.
Kinga, kobieta zamężna i przyszła krewna Filipa. Mimo, że związana jest nierozerwalnym węzłem małżeńskim, to lepiej rozumie narzeczonego siostry, niż własnego męża. Także, w niej uśpione są  demony: pożądania i zmysłowości. Kompletnie nie rozumie nic, z tego co dzieje się w życiu Szumskiego i jej siostry. Z jednej strony oboje, Filip i Kinga mają wyrzuty sumienia, z drugiej jednak nieustannie krążą  wokół siebie, nawzajem coraz mocniej się przyciągając.

W Czarnej Madonnie pełno jest wszelkiego rodzaju symboliki religijnej, cytowania przepisów prawa kanonicznego, jak również magisterium Kościoła i związanych z nim faktów z jego historii, oraz cytatów z Pisma Świętego podawane z  egzegezą poszczególnych perykop.  Teologia tutaj odgrywa swoją podwójną rolę. Raz jako czynnik potęgujący grozę i strach, uświadamia zetknięcie się ze złem w najczystszej postaci, a dwa stanowi swoistego rodzaju wyjaśnienie tego, co obecnie dzieje się w powieści. Na przykład tłumaczy imiona złych duchów nękających Szumskiego i jego przyszłą szwagierkę, zadanie jakie ma odegrać Maryja w walce z Szatanem, czy rozgrywającej się na naszych oczach Apokalipsa. Dobro i zło nieustannie się konfrontują i będą to robić tak długo, dopóki istnieć będzie człowiek. Każdy dokonuje się wyboru po której stanie się stronie. Remigiusz Mróz stopniowo odsłania przed czytelnikiem demony dręczące ludzkość: niewiara, odejście od zasad wiary, bluźnierstwo, nieczystość i pożądanie żony lub męża bliźniego itp. Autor napisał zatem książkę wielowątkową, którą każdy może interpretować na wiele sposobów.

Dodatkowo w horrorze religijnym nie powinno zabraknąć cech mistycyzmu, tego co niejasne i niepowiedziane. Nie do końca wiadomo, co jest jeszcze udziałem człowieka, a co wymyka mu się i stoją za tym siły znacznie potężniejsze. Czarna Madonna nie do końca spełniła to zadanie, gdyż dość szybko dowiadujemy się, że odpowiedzialnym za wszystko jest Szatan. Poza tym, gdy zaczyna ona iść w stronę sensacji, mającej w niej miejsce pogoni za wytłumaczeniem tego co rozgrywa się na oczach bohaterów, wówczas ów mistycyzm tym bardziej, odchodzi  w siną dal, a podąża w kierunku błysku reflektorów, tego co jawne i nie mające w sobie najmniejszej nawet cząstki tajemniczości.
Najgorzej jednak i najmniej wiarygodnie w Czarnej Madonny wypada wątek podróży w czasie, nadające jej cech fantastyki. Powracanie do wypadku z 1985 roku japońskich linii całkowicie psuje mroczny i przerażający klimat towarzyszący akcji, już od pierwszych stron.

Podsumowując Remigiusz Mróz w Czarnej Madonnie, balansuje na granicy horroru religijnego i sensacji połączonej z fantastyką. Przez co nie do końca spełniła pokładane w niej wcześniej oczekiwania. O ile czytając pierwszy rozdział mój zachwyt sięgał zenitu, to potem zdecydowanie osłabł. Przez co na pewno nie zalicza się do typowej grozy. Gdyby autor bardziej trzymał się ram jednego, zaplanowanego przez siebie gatunku, odbiór książki byłby zdecydowanie lepszy. Jednak powieść ta w paru miejscach napędziła mi porządnego stracha, wywołując dreszcze i uczucie zimna chodzącego po ciele, za co należy jej się i tak duże  uznanie. Mam nadzieję, że autor nie dotrzyma słowa danego w posłowiu, i jeszcze raz sięgnie do horroru religijnego.

 
Polecam.

Moja ocena 6/10
 
                                                        Źródło: Wydawnictwo Czwarta Strona

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz