MROCZNY
PIĄTEK
|
CZARNE
NARCYZY – KATARZYNA PUZYŃSKA
Są
legendy, które przekazywane z pokolenia na pokolenie napawają lękiem i budzą
strach przed tym, co nieznane, mroczne i wrogie. Zwłaszcza, jeśli wiążą się one
ze złe w najczystszej postaci. Zło, które krąży, obserwuje i może w każdej
chwili ponownie dać o sobie znać, a miejsce związane z wydarzeniami
diabolicznymi, określa się mianem nawiedzonych. Stanowią je między innymi
opuszczone domy, oddalone z dala od ludzkich osiedli. Od dawna nikt już w nich
nie zamieszkuje, a nawet wielu boi się do nich wchodzić. To niemi świadkowie
przerażających zdarzeń, a duchy lokatorów nadal po nich krążą. Sama okolica, w
której się znajdują, nie wydaje się zbytnio przyjazna. Ciemne i gęste lasy budzące
przerażenie swą głuchą ciszą i całkowitym brakiem ludzkich śladów, a
pochodzenia wydobywających się z oddali głosów, nigdy nie można być w stu
procentach pewnym. Należeć mogą zarówno do człowieka, jak i do istoty
nadprzyrodzonej. Jedyną osobą krążącą po lesie jest leśniczy lub mityczny drwal
polujący na Szatana. Stanowią one istną mekkę dla wielbicieli mocnych wrażeń, z
drugiej strony wydają się wręcz idealne do realizacji własnych porachunków, czy
planów. Oazą dla morderców mających pewność, że ofiara nigdy nie zostanie
odnaleziona. A nawet jeśli, zbrodni zawsze
będą towarzyszyły wątpliwości, czy przypadkiem nie dokonał jej Zły, który
ponownie daje o sobie znać.
Do
jednych z tego rodzaju mazurskich podań, nawiązała Katarzyna Puzyńska w Czarnych narcyzach i jak to ona, troszkę
pozmieniała po swojemu, tworząc kolejną makabryczną i krwistą opowieść.
Nad Lipowem panuje
gorące i upalne lipcowe lato. Zgodnie z tradycją o tej porze odbywa się Święto
Policji, powiązane z hucznym festynem. Jednak nie dla wszystkich jest ono
powodem do radości. Pewnym wysoko postawionym ludziom zależy, aby Daniel
Podgórski zapomniał o sprawie śmierci trójki bezdomnych, przy których
znaleziono tajemnicze wahadełko. Minęły właśnie trzy miesiące, od momentu, gdy
mężczyzna z pomocą Klementyny Kopp zamierzał bliżej przyjrzeć się sprawie,
jednak decyzją przełożonych został od niej odsunięty. Obecnie kontaktuje się z nim nieznana
dziennikarka, która sugeruje jakoby zabójstwo tych osób, nierozerwalnie wiązało
się z opuszczonym domem w Diabelcu. Miejscowi wierzą, że po ich okolicy ponownie
krąży diabeł – który po upływie stu trzydziestu lat, na nowo zaczął polowanie
na kobiety. Po udaniu się we wskazane miejsce, okazuje się, że tajemniczy
informator przepadł bez śladu, a Podgórski i Kopp odnajdują tam kolejne martwe
ciała. Na miejscu zbrodni policja znajduje rozrzucone czarne narcyzy. W
prowadzone dochodzenie zostaje wciągnięta także, Weronika Nowakowska. Dostaje
ona dziwne sms-y z prośbą o pomoc od
nieznanej jej osoby, podającej się jako Valentine Blue. Gdyby tego było mało,
lipowscy stróże prawa dowiadują się o śmierci drobnego złodziejaszka, który
kilka dni temu wyszedł z więzienia. Rozpoczyna się dochodzenie we wszystkich
trzech sprawach, w którym każdy będzie miał coś na sumieniu.
O ile w poprzedniej
recenzji Domu czwartego wyraziłem
mocne rozczarowanie nim, to Czarne
narcyzy stanowią pełną rehabilitację Katarzyny Puzyńskiej. Przede wszystkim
od początku do końca utrzymują nieco mroczną i niedopowiedzianą aurę. Łącząc
ciekawą zagadkę kryminalną z życiem małej miejscowości i przedstawiając coraz
bardziej psychologicznie rozbudowane sylwetki bohaterów. I oczywiście można
powiedzieć, że autorka powiela schemat wcześniejszych powieści, w których
dokonywała identycznego zabiegu. Niewątpliwie byłaby to słuszna uwaga, lecz
trudno mi już wyobrazić sobie lipowską sagę bez szeroko rozbudowanego tła
społecznego, wyrazistych oraz zapadających w pamięć bohaterów o mocnych i
złożonych charakterach; jednym słowem tego wszystkiego, co jest jej
wyznacznikiem i najmocniejszą stroną. Także w ósmym tomie autorka pokazuje małą
społeczność będącą de facto zamkniętą
enklawą, rządząca się własnymi, niepisanymi prawami. Jednym z nich jest brak
chęci współpracy z policją, którą określają mianem: ZOMO, gestapo itp. W ich
mniemaniu jest uosobieniem prawdziwego
zła i żaden honorowy człowiek nie zgodzi się z nią rozmawiać. U miejscowych
znajdujemy całą paletę osób, począwszy od sklepikarek z cukierni przez
leśniczego, rodzin lokalnych pijaczków, a skończywszy na szanowanym powszechną
estymą lekarzu. Każda z nich ma coś do ukrycia, łączy ich mnóstwo animozji i
konfliktów sprzed lat. Kochają i nienawidzą z tą samą siła, a swym postępowaniu
często przyświeca im moralność Kalego – na zasadzie Kali zrobi coś złego – to dobrze;
lecz Kalego skrzywdzić, to źle. Dla tych ludzi całkowicie obcym pojęcie jest
przebaczenie, z niezmordowaną siłą pielęgnują swe urazy.
Jednak poza tym, do
czego zdążyło się już przyzwyczaić w opowieści o Klemetynie Kopp, Danielu
Podgórskim, Weronice Nowakowskiej i ich znajomych pojawia się parę nowych i
muszę przyznać dość intrygujących wątków. Jednym z nich jest tajemnicze
pendolo. Nikt nawet stróże prawa z Lipowa i Brodnicy nie wiedzą, co ono oznacza
i często przekręcają je – celowo bądź nie, na pendolino. Jedno wiadomo z całą
pewnością, wyraz ten znajduje się na ustach potencjalnych ofiar, które w obawie
o własne życie wołają tylko: „pendolo nas nie dopadnie”. Kwestia ustalenia
znaczenia tego określenia, nierozerwalnie łączy się z prowadzoną sprawą zabójstwa
trójki bezdomnych oraz kolejnych zabitych po nich osób. Autorka w każdym razie
zaserwowała czytelnikom niebanalne rozwiązanie. Pokazuje to, że Puzyńska nadal
ma jeszcze wiele pomysłów na skomplikowanie życia bohaterom i zamienienie
spokojnych – jak sama zapewnia – miejscowości w krwisty i przerażający ring,
gdzie wszystkie chwyty są dozwolone.
Poza tym połączyła
ludowe wierzenie o diable czającym się po lesie w poszukiwaniu nowych „trofeów”
z miłością przeklętą. Uczuciem za którym idzie śmierć i zemsta trwająca wieki.
W prawdzie trudno szukać w tej opowieści mocniejszych wrażeń i zastanawiać się:
czy odpowiedzialnym za zgon kobiet jest istota pozaziemska, a może ktoś
bardziej żywy, niż się wydaje. Od
początku nie ma najmniejszych wątpliwości, że jest to działanie człowieka.
Puzyńska napisała nie horror, tylko pełnokrwisty kryminał. W moim odbiorze Czarne narcyzy to najbrutalniejsza ze
wszystkich jej dotychczasowych książek. Balansująca na granicy dobrego smaku –
jednak jej nieprzekraczająca. Miłość u
niej to miłość wyklęta. Uczucie, które zamiast szczęścia daje ból, cierpienie i
gorycz rozczarowania tymi, którym wcześniej się ufało. To dramat rozbitych
rodzin, opuszczonych i zdradzonych kochanków. Dotyczy zarówno głównych bohaterów, jak i
epizodycznych postaci. Obecnie odwołała się do słynnej historii Romea i Julii
przedstawiając miłosną opowieść, dwójki młodych ludzi pochodzących z dwóch
zwaśnionych od lat rodzin. Jednak nie za
bardzo przypominają szekspirowskie pierwowzory. On – drobny złodziejaszek, z
całą pewnością nie wiele ma cech romantycznego kochanka zabijającego się dla
ukochanej, ona natomiast to córka alkoholika i kobieta nad wyraz praktyczna i
pragmatyczna.
Nie mniej od
intrygującej w moim odbiorze zagadki kryminalnej, jest nieustannie rozwijany
wątek prywatny lipowskich policjantów. Zawsze potrafią zaskakiwać czymś nowym i
wspaniale obserwuje się zachodzącą w nich metamorfozę, zarówno fizyczną jak i
emocjonalną. Problemy, z którymi przychodzi się im zmierzyć nie są czymś
wydumanym, lecz podobne doświadczenia mogą przydarzyć się każdemu. Mnie
osobiście nieustannie ciekawi rozwinięcie miłosnego trójkąta w jakim znalazł
się Podgórski i od kilku tomów raz bliżej mu do Weroniki, a raz bardziej po
drodze z Emilią. Jednak nie ma najmniejszych wątpliwości, że całe show należy
do byłej komisarz Klementyny Kopp, będącej również tym razem często
kontrowersyjną i zupełnie nieprzewidywalną w swym zachowaniu.
Po słabym Domie Czwartym fani Lipowa dostają w Czarnych narcyzach wszystko to, co jest
najlepsze w tej sadze. Ciekawą i trzymającą w napięciu zagadkę kryminalną, czy
złożone osobowości bohaterów. Katarzyna Puzyńska stworzyła pełnokrwisty
kryminał, w którym świat realny silnie przeplata się z rzeczywistością
pozaziemską, tym co niedopowiedziane i wrogie. Pokazując w ten sposób, jak
makabryczna legenda ciągle żywa w pamięci mieszkańców, potrafi dać pretekst do
przerażających zbrodni. Najlepiej czytać je w połączeniu z piosenką w wykonaniu
No More Jokes, do której słowa napisała sama autorka książki. Wówczas powstaje
mroczny klimat w sam raz na bezsenną noc.
Udając
się do lasu zawsze już będę rozglądał się, czy nie są w nim rozrzucone czarne
narcyzy, a za mną nie słychać kroków drwala.
Polecam.
Moja ocena 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz