piątek, 2 marca 2018

MROCZNY PIĄTEK: CZARNE NARCYZY - KATARZYNA PUZYŃSKA


MROCZNY
PIĄTEK


CZARNE NARCYZY – KATARZYNA PUZYŃSKA


Są legendy, które przekazywane z pokolenia na pokolenie napawają lękiem i budzą strach przed tym, co nieznane, mroczne i wrogie. Zwłaszcza, jeśli wiążą się one ze złe w najczystszej postaci. Zło, które krąży, obserwuje i może w każdej chwili ponownie dać o sobie znać, a miejsce związane z wydarzeniami diabolicznymi, określa się mianem nawiedzonych. Stanowią je między innymi opuszczone domy, oddalone z dala od ludzkich osiedli. Od dawna nikt już w nich nie zamieszkuje, a nawet wielu boi się do nich wchodzić. To niemi świadkowie przerażających zdarzeń, a duchy lokatorów nadal po nich krążą. Sama okolica, w której się znajdują, nie wydaje się zbytnio przyjazna. Ciemne i gęste lasy budzące przerażenie swą głuchą ciszą i całkowitym brakiem ludzkich śladów, a pochodzenia wydobywających się z oddali głosów, nigdy nie można być w stu procentach pewnym. Należeć mogą zarówno do człowieka, jak i do istoty nadprzyrodzonej. Jedyną osobą krążącą po lesie jest leśniczy lub mityczny drwal polujący na Szatana. Stanowią one istną mekkę dla wielbicieli mocnych wrażeń, z drugiej strony wydają się wręcz idealne do realizacji własnych porachunków, czy planów. Oazą dla morderców mających pewność, że ofiara nigdy nie zostanie odnaleziona. A nawet jeśli,  zbrodni zawsze będą towarzyszyły wątpliwości, czy przypadkiem nie dokonał jej Zły, który ponownie daje o sobie znać.
         Do jednych z tego rodzaju mazurskich podań, nawiązała Katarzyna Puzyńska w Czarnych narcyzach i jak to ona, troszkę pozmieniała po swojemu, tworząc kolejną makabryczną i krwistą opowieść.


Nad Lipowem panuje gorące i upalne lipcowe lato. Zgodnie z tradycją o tej porze odbywa się Święto Policji, powiązane z hucznym festynem. Jednak nie dla wszystkich jest ono powodem do radości. Pewnym wysoko postawionym ludziom zależy, aby Daniel Podgórski zapomniał o sprawie śmierci trójki bezdomnych, przy których znaleziono tajemnicze wahadełko. Minęły właśnie trzy miesiące, od momentu, gdy mężczyzna z pomocą Klementyny Kopp zamierzał bliżej przyjrzeć się sprawie, jednak decyzją przełożonych został od niej odsunięty.  Obecnie kontaktuje się z nim nieznana dziennikarka, która sugeruje jakoby zabójstwo tych osób, nierozerwalnie wiązało się z opuszczonym domem w Diabelcu. Miejscowi wierzą, że po ich okolicy ponownie krąży diabeł – który po upływie stu trzydziestu lat, na nowo zaczął polowanie na kobiety. Po udaniu się we wskazane miejsce, okazuje się, że tajemniczy informator przepadł bez śladu, a Podgórski i Kopp odnajdują tam kolejne martwe ciała. Na miejscu zbrodni policja znajduje rozrzucone czarne narcyzy. W prowadzone dochodzenie zostaje wciągnięta także, Weronika Nowakowska. Dostaje ona dziwne  sms-y z prośbą o pomoc od nieznanej jej osoby, podającej się jako Valentine Blue. Gdyby tego było mało, lipowscy stróże prawa dowiadują się o śmierci drobnego złodziejaszka, który kilka dni temu wyszedł z więzienia. Rozpoczyna się dochodzenie we wszystkich trzech sprawach, w którym każdy będzie miał coś na sumieniu.

 

O ile w poprzedniej recenzji Domu czwartego wyraziłem mocne rozczarowanie nim, to Czarne narcyzy stanowią pełną rehabilitację Katarzyny Puzyńskiej. Przede wszystkim od początku do końca utrzymują nieco mroczną i niedopowiedzianą aurę. Łącząc ciekawą zagadkę kryminalną z życiem małej miejscowości i przedstawiając coraz bardziej psychologicznie rozbudowane sylwetki bohaterów. I oczywiście można powiedzieć, że autorka powiela schemat wcześniejszych powieści, w których dokonywała identycznego zabiegu. Niewątpliwie byłaby to słuszna uwaga, lecz trudno mi już wyobrazić sobie lipowską sagę bez szeroko rozbudowanego tła społecznego, wyrazistych oraz zapadających w pamięć bohaterów o mocnych i złożonych charakterach; jednym słowem tego wszystkiego, co jest jej wyznacznikiem i najmocniejszą stroną. Także w ósmym tomie autorka pokazuje małą społeczność będącą de facto zamkniętą enklawą, rządząca się własnymi, niepisanymi prawami. Jednym z nich jest brak chęci współpracy z policją, którą określają mianem: ZOMO, gestapo itp. W ich mniemaniu jest  uosobieniem prawdziwego zła i żaden honorowy człowiek nie zgodzi się z nią rozmawiać. U miejscowych znajdujemy całą paletę osób, począwszy od sklepikarek z cukierni przez leśniczego, rodzin lokalnych pijaczków, a skończywszy na szanowanym powszechną estymą lekarzu. Każda z nich ma coś do ukrycia, łączy ich mnóstwo animozji i konfliktów sprzed lat. Kochają i nienawidzą z tą samą siła, a swym postępowaniu często przyświeca im moralność Kalego – na zasadzie Kali zrobi coś złego – to dobrze; lecz Kalego skrzywdzić, to źle. Dla tych ludzi całkowicie obcym pojęcie jest przebaczenie, z niezmordowaną siłą pielęgnują swe urazy.

Jednak poza tym, do czego zdążyło się już przyzwyczaić w opowieści o Klemetynie Kopp, Danielu Podgórskim, Weronice Nowakowskiej i ich znajomych pojawia się parę nowych i muszę przyznać dość intrygujących wątków. Jednym z nich jest tajemnicze pendolo. Nikt nawet stróże prawa z Lipowa i Brodnicy nie wiedzą, co ono oznacza i często przekręcają je – celowo bądź nie, na pendolino. Jedno wiadomo z całą pewnością, wyraz ten znajduje się na ustach potencjalnych ofiar, które w obawie o własne życie wołają tylko: „pendolo nas nie dopadnie”. Kwestia ustalenia znaczenia tego określenia, nierozerwalnie łączy się z prowadzoną sprawą zabójstwa trójki bezdomnych oraz kolejnych zabitych po nich osób. Autorka w każdym razie zaserwowała czytelnikom niebanalne rozwiązanie. Pokazuje to, że Puzyńska nadal ma jeszcze wiele pomysłów na skomplikowanie życia bohaterom i zamienienie spokojnych – jak sama zapewnia – miejscowości w krwisty i przerażający ring, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone.
 
Poza tym połączyła ludowe wierzenie o diable czającym się po lesie w poszukiwaniu nowych „trofeów” z miłością przeklętą. Uczuciem za którym idzie śmierć i zemsta trwająca wieki. W prawdzie trudno szukać w tej opowieści mocniejszych wrażeń i zastanawiać się: czy odpowiedzialnym za zgon kobiet jest istota pozaziemska, a może ktoś bardziej żywy, niż się wydaje.  Od początku nie ma najmniejszych wątpliwości, że jest to działanie człowieka. Puzyńska napisała nie horror, tylko pełnokrwisty kryminał. W moim odbiorze Czarne narcyzy to najbrutalniejsza ze wszystkich jej dotychczasowych książek. Balansująca na granicy dobrego smaku – jednak jej  nieprzekraczająca. Miłość u niej to miłość wyklęta. Uczucie, które zamiast szczęścia daje ból, cierpienie i gorycz rozczarowania tymi, którym wcześniej się ufało. To dramat rozbitych rodzin, opuszczonych i zdradzonych kochanków.  Dotyczy  zarówno głównych bohaterów, jak i epizodycznych postaci. Obecnie odwołała się do słynnej historii Romea i Julii przedstawiając miłosną opowieść, dwójki młodych ludzi pochodzących z dwóch zwaśnionych od lat rodzin. Jednak  nie za bardzo przypominają szekspirowskie pierwowzory. On – drobny złodziejaszek, z całą pewnością nie wiele ma cech romantycznego kochanka zabijającego się dla ukochanej, ona natomiast to córka alkoholika i kobieta nad wyraz praktyczna i pragmatyczna.
 
Nie mniej od intrygującej w moim odbiorze zagadki kryminalnej, jest nieustannie rozwijany wątek prywatny lipowskich policjantów. Zawsze potrafią zaskakiwać czymś nowym i wspaniale obserwuje się zachodzącą w nich metamorfozę, zarówno fizyczną jak i emocjonalną. Problemy, z którymi przychodzi się im zmierzyć nie są czymś wydumanym, lecz podobne doświadczenia mogą przydarzyć się każdemu. Mnie osobiście nieustannie ciekawi rozwinięcie miłosnego trójkąta w jakim znalazł się Podgórski i od kilku tomów raz bliżej mu do Weroniki, a raz bardziej po drodze z Emilią. Jednak nie ma najmniejszych wątpliwości, że całe show należy do byłej komisarz Klementyny Kopp, będącej również tym razem często kontrowersyjną i zupełnie nieprzewidywalną w swym zachowaniu.


Po słabym Domie Czwartym fani Lipowa dostają w Czarnych narcyzach wszystko to, co jest najlepsze w tej sadze. Ciekawą i trzymającą w napięciu zagadkę kryminalną, czy złożone osobowości bohaterów. Katarzyna Puzyńska stworzyła pełnokrwisty kryminał, w którym świat realny silnie przeplata się z rzeczywistością pozaziemską, tym co niedopowiedziane i wrogie. Pokazując w ten sposób, jak makabryczna legenda ciągle żywa w pamięci mieszkańców, potrafi dać pretekst do przerażających zbrodni. Najlepiej czytać je w połączeniu z piosenką w wykonaniu No More Jokes, do której słowa napisała sama autorka książki. Wówczas powstaje mroczny klimat w sam raz na bezsenną noc.

Udając się do lasu zawsze już będę rozglądał się, czy nie są w nim rozrzucone czarne narcyzy, a za mną nie słychać kroków drwala.

Polecam.

Moja ocena 7/10
 
                                              Źródło: Wydawnictwo Pruszyński i S-ka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz