niedziela, 21 maja 2017


LORD JOHN I SPRAWA OSOBISTA – DIANA GABALDON

 
         Książka stanowi moje pierwsze spotkanie z twórczością Diany Gabaldon, znanej z cyklu „Obca”. Dostajemy pewną bardzo delikatną w swej materii sprawę, tajemnicze morderstwo, przemierzamy londyńskie burdele i domy spotkań homoseksualistów, a do tego wszystko w oparach osiemnastowiecznej Anglii. Jednak sama powieść średnio mi się podobała. Dlaczego? Zapraszam na recenzję „Lorda Johna i sprawy osobistej” J

         Londyn 1757 r. Lord John podczas pobytu w popularnym wśród miejscowej elity Befsztyku, w którym umówił się ze swoim przyjacielem Harrym Quarrym, przypadkowo odkrywa, że narzeczony jego kuzynki, Joseph Travelyan cierpi na syfilis. Sprawa jest o tyle, dodatkowo delikatna, że mężczyzna należy do londyńskiej arystokracji, a ród Kornawalii z którego się wywodzi,  jest szanowany w całym kraju. Skandal więc, przede wszystkim może zaszkodzić, rodzinie przyszłej panny młodej. Postanawia on, omówić tę  kwestię ze swoim przyjacielem i przełożonym. Podczas spotkania dowiaduje się o śmierci jednego z żołnierzy, mogącego być wmieszanym w kradzież tajnych dokumentów wojskowych. Na rozkaz Jego Królewskiej Mości, John ma wyjaśnić tajemniczy mord. Jednocześnie również będzie szukał rozwiązania problemu zaręczyn kuzynki, doprowadzając do jej rozstania z narzeczonym. Szybko okaże się, że te dwie sprawy w dziwny sposób zaczną się ze sobą łączyć.

„Lord John i sprawa osobista” dość luźno nawiązuje do cyklu „Obca”, jedynie pojawiają się w nim postacie występujące w tamtej serii, jednak spokojnie można go czytać bez znajomości tamtej pozycji.
 Moje odczucia odnośnie do  powieści są dość mieszane. Przede wszystkim oczekiwałem znacznie czegoś więcej. Czytając streszczenie na okładce, w którym jest mowa o wstydliwej tajemnicy, zabójstwie, przemierzaniu najciemniejszych zakamarków Londynu przez angielskiego arystokratę; miałem wrażenie, że szykuje się cudowna uczta literacka na miarę mojej ukochanej „Złodziejki” Sarah Waters. Niestety dojść szybko poczułem się rozczarowany i kompletnie nie wiem z czego to wynika.  Mimo dość ciekawej fabuły,  książka jest  wręcz przytłaczająca. Liczy około 300 stron, które powinno się praktycznie przeczytać w ciągu jednego dnia; natomiast męczyłem ją trzy dni. Lektura naprawdę mnie zmęczyła i nie mogłem zbyt długo czytać. „Lord John…” niczym nie przypominał „Złodziejki” z jej lekkością stylu, trzymającą w napięciu akcją, ciekawymi postaciami. Gabaldon dała dokładnie wszystko odwrotnie.  Akcja ciągnie się flegmatycznie i powoli, w jednym rozdziale liczącym kilkanaście stron, a nieraz nawet ponad dwadzieścia, poza rozmową bohaterów nic się nie dzieje. Dyskutują, snują dywagację, zbierają informację, aby w kolejnym rozdziale dokładnie była powtórka z rozrywki. Tym samym, mimo naprawdę fajnie pomyślanej fabuły, która miała wszelkie szanse wbicia czytelnika w fotel – ma dosłownie wszystko to co lubię - jednak forma  podania, wywołała u mnie niestrawność. Ile bowiem można czytać, jak John Grey wszedł do lokalu rozrywki i rozmawia z tamtejszym personelem, a zanim dowie się czegoś ciekawego, ciągnie się to w nieskończoność. Wystarczyłoby nadać większej dynamiki akcji, a nawet skrócić  nawet o sto stron, i wyszłoby bardzo ciekawe opowiadanie. A tak, całkowicie zmarnowany potencjał.

            Podobnie kwestia bohaterów, którzy absolutnie mnie nie porwali. Główny bohater  znów mający w sobie dobry pomysł, bowiem jest żołnierzem armii Jego Królewskiej Mości, ma za sobą trudne doświadczenie wojenne, jego starszy brat zajmuje w wojsku wysokie stanowisko i długo nie chciał pozwolić mu walczyć na froncie; do tego jest homoseksualistą co również skrupulatnie ukrywa; jednak mimo to, w moim subiektywnym odczuciu, jest nijaki i bezbarwny, przez to trudno było mi odnieść się do tej postaci. Tak samo Travelyan, zapowiadający się na typowego drania i mordercę, na koniec zaskakuje, ale również nie wywołuje większych emocji. W większości tylko o nim słyszymy, a brakuje scen w których by się pojawił. 
Jedyną osobą, którą bardzo polubiłem jest Tom Byrd. Zatrudnia się w charakterze służącego Johna i wraz z nim chce odszukać swojego starszego brata, Jacka.  Jest lojalnym sługą i przyjacielem, dbającym o swego chlebodawcę, do tego niesamowicie zaradny. A jego pojawienie się wywoływał uśmiech. I tak będąc postacią całkowicie drugoplanową, wywołał u większą sympatię niż Grey.

            Tyle narzekania, pora na plusy. Gabaldon bardzo ciekawie pokazuje tło społeczne Anglii XVIII wieku. Dzięki niej jesteśmy w salonach arystokracji zbierającej się na swoje bale i kolacje, w klubie skupiającym w sobie miejscowych dżentelmenów dyskutujących o bieżących sprawach politycznych, czy wreszcie w londyńskich domach publicznych. Bardzo dokładnie poznajemy świat prostytutek i homoseksualistów. W przypadku tych pierwszych,  trudnią się nią już nastoletnie dziewczynki. Jednak mają one również swoje zasady, na przykład nienawidząc angielskich żołnierzy, nie obsługują wojskowych – nawet jeśli z tego powodu naraża się swej burdelmamie; upijają gości, mają różne przyrządy mające pobudzić męskie libido. Ich lokale są pięknie urządzone, mają eleganckie meble, mijając je od razu wiadomo, jakiego typu jest to miejsce. Natomiast lokale spotkań drugiej grupy różnią się całkowicie. Są niechlujne, schodzą się do nich miejscowi notable, którzy chcą ukryć przed światem swoje preferencje. Jednak zarówno pierwsi, jak i drudzy znają różne tajemnice, a ściany tych domów skrywają niejedną tajemnicę pilnie strzeżoną.
Książka na pewno nie zalicza się do erotyku, chociaż pojawiają się w niej odważne sceny erotyczne; a temat homoseksualny jest jednym z ważniejszych. Osoby, które niezbyt przepadają za taką tematyką, nie koniecznie powinni czytać „Lorda Johna…”, ci zaś którzy lubią powinni poczuć się usatysfakcjonowani. Mnie osobiście ona, niezbyt przeszkadzała, tym bardziej, że autorka nie przekracza granic dobrego smaku.

            Również kwestie erotyczne poruszone zostają w obrazie londyńskiej arystokracji, która w dodatku nie jest wolna  od złośliwości, między innymi wystawieniu na widok publiczny książki mogącej siać powszechne zgorszenie swą niemoralną treścią. W ten sposób godzi się w obłudną purytańską moralność, która gorszy się na bezwstydne powieści, zawierające nieskromne ilustracje, natomiast toleruje kochanki mężów – uważając to za coś normalnego, przecież żaden mężczyzna nie może należeć tylko do jednej kobiety. Pokazane w powieści hrabiny to typowe salonowe lalki, całkowicie uległe woli braci i ojców. Bez trudu akceptują wybranych im kandydatów na mężów.

 Niemniej ciekawie, Gabaldon odzwierciedla zwyczaje panujące w armii angielskiej, doskonale oddaje nastroje tam panujące w czasie walki. Młodzi żołnierze pragnący odznaczyć się w walce z wrogiem, a chroniący ich starsi. Często służba wojskowa wpisywała w tradycje miejscowych rodów arystokratycznych, przechodząc z ojca na syna, a starszy brat był dowódcą młodszego. Jednak nie zawsze obaj byli na wojnie, gdyż zdarzało się, że pod nieobecność najstarszego syna, młodszy – gdy nie żył ojciec- przejmował rolę głowy rodziny i on podejmował wszystkie najważniejsze decyzje dotyczące rodu.

            Ponadto sama społeczność Londynu skupia w sobie przedstawicieli różnych nacji: Anglików, Niemców, Irlandczyków itp. Każdy z nich dąży do własnych interesów, a okazywana pomoc niejednokrotnie nie jest bezinteresownie. Niemiecki oficer pomaga Johnowi w rozwiązaniu sprawy, tylko po to, aby armia angielska pokonała znienawidzonych przez nich Francuzów. Dostanie tajnych planów w ręce przeciwnika, mogłoby sprowadzić klęskę na Jego Królewską Mość i dać zwycięstwo wrogowi Rzeszy.
Ciekawą grupę stanowią Irlandczycy, są katolikami pilnie strzegącymi swych obyczajów, na przykład ślub musi być udzielony w koście rzymskokatolickim, nie przepadają za protestantami itp.  Wspierają się nawzajem w każdej sytuacji.
Dzięki temu więc, rysuje się ciekawa mozaika społeczna osiemnastowiecznej Anglii, jednak nie dominuje ona nad centralną osią fabuły, przez co zostają zachowane proporcje między zagadką kryminalną, ową delikatną sprawą nad którą pracuje lord John i Londynem osiemnastego wieku; co moim zdaniem stanowi niewątpliwy plus.

            Podsumowując „Lord John i sprawa osobista”  ma swoje wady i zalety, na pewno miłośnicy historii powinni być usatysfakcjonowani. Ja osobiście – jak wspomniałem- na początku mam do tej książki mieszane uczucia. Z jednej strony bardzo mi się podobała, ciekawiło mnie rozwiązanie sprawy kryminalnej i sposób, w jaki tytułowy bohater wymanewruje kuzynkę z zaręczyn, oraz całe tło społeczno-historyczne pokazane przez autorkę. Z drugiej niestety często czułem się przytłoczony lekturą, mając wrażenie przerostu formy nad treścią. Oczywiście jest to moje subiektywne odczucie, szczególnie że wciąż mam w pamięci „Złodziejkę”, która była o klasę lepsza. Szczerze mówiąc nie wiem, czy mam ochotę sięgnąć po „Obcą”, w najbliższym czasie pewnie nie.

Polecam.

Moja ocena 6/10

                                                        Źródło: Wydawnictwo Świat Książki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz