niedziela, 18 czerwca 2017





WYZNAJĘ – JAUME CABRÉ


         Podobnie, jak wielu książkoholików, również ja uwielbiam książki opowiadające o książkach. Historie w których literatura zajmuje główne miejsce, a bohaterowie w pocie czoła zgłębiają tajniki wiedzy, czytając coraz więcej oraz coraz bardziej poszerzając swoją bibliotekę do rozmiarów marzeń prawdziwego bookoholika. Temat ten zajmował i zajmuje dość ważne miejsce oraz znajdzie się bardzo wiele podobnych powieści, dzięki którym zwiedzamy mroczne pomieszczenia wypełnione opasłymi tomami. Do tego jeszcze dołożyć dźwięki skrzypcowych koncertów i uzyskujemy coś, czego na pewno bardzo długo się nie da zapomnieć, a doznania z lektury są po prostu nie do opisania.

Historia instrumentu połączona z kolejnymi dziełami pisanymi,  znajdującymi się w rodzinnym domu, opowieść o czytaniu i wirtuozerii nie tylko muzycznej, ale również literackiej. Tak właśnie otrzymujemy prawdziwy koncert grany na wiele głosów, w różnej tonacji i do tego muzyka słowa, a to wszystko dzięki Jaume Cabré „Wyznaję”

            „Wyznaję”  to list, jaki napisał Adrian Ardevol i Bosh do swej ukochanej Sary Voltes-Epstein. Stanowi ono bowiem, miłosne wyznanie wraz z przedstawieniem własnych losów. Opowiada historię chłopca wychowywanego przez despotycznych rodziców. Ojca Feliksa, marzącego dla niego o karierze wielkiego humanisty, nieustannie stąd każe mu poznawać kolejne języki – zarówno starożytne, jak i nowożytne- oraz zgłębiać największe dzieła europejskiej myśli. W jego wyobrażeniu syn miał być erudytą, poliglotą, skończyć prawo i historię oraz dodatkowy kierunek wybranego przez samego Adriana.  Matka natomiast pragnie, aby został słynnym i światowej klasy skrzypkiem. Będzie on więc między tymi dwoma tendencjami rozdarty już na całe życie.  Przyjdzie mu dorastać w samotności w towarzystwie dwóch zabawkowych przyjaciół kowboja Carsona i wodza plemienia Arapahu, Czarnego Orła, dopiero później pozna kolejnego ambitnego kolegę, Bernata. To ta trójka będzie powiernikiem jego planów i pragnień, jak również dręczących go problemów. Jego dom to dom bez miłości, gdzie tak naprawdę nie wiadomo nawet co łączy jego rodziców, bo na pewno nie miłość. Dominuje w nim cień ojca żądającego bezwzględnego posłuszeństwa od domowników, aby móc oddawać się własnej pracy naukowej, jak również planowaniu kształcenia syna. Matki całkowicie mu podporządkowanej, aby zaraz po jego śmierci przejąć twardą ręką zarząd nad rodzinnym majątkiem.
W jego domu poza obszerną biblioteką znajdują się również wyjątkowe skrzypce, Storioni, jako jedyne mające własne imię – Vial. Tym samym powieść jest  również  historią dziecka dorastającego w towarzystwie książek i skrzypiec skrywających wiele tajemnic. Dzięki historii instrumentu pozna dzieje począwszy od epoki inkwizycji, aż po dramatyczne przeżycia związane z II wojną światową, wszystkie one są nierozerwalnie związane z kolejnymi posiadaczami storioniego. Będą to ludzie dobrzy i źli, ofiary i ich oprawcy, ludzie borykający się z olbrzymimi wyrzutami sumienia i zwykli oszuści pozbawieni go. Poza tym szybko przekona się, że również nad jego rodziną instrument przechowywany w sejfie z powodu swojej olbrzymiej wartości, wywrze piętno i ujawni wiele skrzętnie skrywanych tajemnic.

            Nazwisko Jaume Cabré nie trzeba już przedstawiać zbyt wielu osobom, praktycznie właśnie dzięki „Wyznaję” zajął on poczesne miejsce pośród najważniejszych pisarzy europejskich. Stworzył  bowiem Dzieło monumentalne. Świadomie napisałem „Dzieło”, gdyż mamy do czynienie z książką niezwykłą, wielką i fenomenalną pod każdym względem. Na okładce czytamy: „ Wielka powieść europejska, przełom w literaturze, powieść katedra o idealnych proporcjach i epickim, pełnym kunsztownych detali wykonaniu, książka, która przeżyje nas wszystkich”.  Zgadzam się z każdym z tych stwierdzeń. Kiedy szukałem w pamięci czegoś podobnego – nie znalazłem. Zachwyca ona pod każdym możliwym względem. Autor stworzył symfonię dźwięków przemawiającą wieloma głosami. Głosem chłopca, który staje się mężczyzną, zabawek, ludzi żyjących w różnych epokach historycznych i współczesnych związanych z życiem głównego bohatera. Są wśród nich: nauczyciel muzyki, kompozytor, twórca skrzypiec, nazistowscy oprawcy i wiele nie różniący się od nich katoliccy inkwizytorzy czy wreszcie mnisi borykający się z wyrzutami sumienia z powodu popełnianych zbrodni. Każde z nich przemawia we właściwy sobie sposób, zarówno pod względem języka, stylu wypowiedzi itd. W ten sposób niczym w utworze muzycznym otrzymujemy zróżnicowanie tempa, nastroju i głosu. W jednym momencie słyszeć można nawet kilka zupełnie różnych tonacji od wypowiedzi Adriana przez oficera SS bądź inkwizytora po kolejne głosy ludzkie, których losy są silnie związane z Vialem. Ta mnogość wypowiedzi sprawia, że czytelnik musi być nieustannie skupiony na lekturze, gdyż przeszłość mniejsza się teraźniejszością i na odwrót. Wszystko staje się płynne i na jednej stronie potrafi zabierać głos wiele osób. Dodatkowo to też pokazuje olbrzymi kunszt Cabré, opisywane zdarzenie ma podobne odbicie zarówno w obecnym czasie akcji, jak również w tym co działo się kilka wieków wcześniej, oraz kilkadziesiąt lat temu. Czas tutaj praktycznie nie występuje, to co jest dawne staje się współczesne i na odwrót. Akcja jest nielinearna. To co wydaje się przypadkowym, może poniekąd omyłkową wypowiedzią czy głosem, staje w ścisłym związku z całością fabuły. Autor powraca od jednych osób do drugich. Rozpoczyna wiele wątków, aby je przerwać, a następnie do nich powrócić. Zresztą sam na końcu stwierdza, że opowieść o rodzinie Ardevol i związanymi z nimi skrzypcami, można opowiadać bez końca. A samo zakończenie pojawia się tylko z konieczności jego wystąpienia.

            Poza tym, jednym z głównych dominujących w książce tematów staje się pytanie nad istotą zła w świecie. Zła, które wbrew pozorom pozostaje jednakowe bez względu na czasy. Wiąże się z tym kolejny dość istotny problem, a mianowicie pytanie o miejsce i w ogóle o istnienie Boga w świecie zdominowanym przez zło. Nie ma znaczenia kto jest oprawcą, czy katolicki inkwizytor skazujący na spalenie na stosie po uprzednim ucięciu języka – co by więzień podczas egzekucji nie mógł złorzeczyć i krzyczeć; czy esesman zamykający ofiary w krematorium, bądź znęcający się na nimi w innym nie mniej wyrafinowany sposób. W każdym bowiem z tych przypadków zło zadaje cierpienie i śmierć, a człowiek staje się katem i oprawcą dla drugiego. Gdzie zatem jest Bóg patrzący na cierpienie ludzi rozdzielanych ze swymi najbliższymi? Bóg będący miłością i dobrocią, bez względu czy nazywa się Go, Bogiem Izaaka,  Bogiem Jezusa czy Allahem. Każdy z tych wyobrażeń pokazuje Stwórcę obojętnego, nieobecnego, milczącego wobec rozgrywającej się kaźni w której to słychać rozpacz matek i ojców, maleńkich dzieci, żon i mężów, rodzin przestających istnieć wobec wyrządzonego im zła. Bóg sprawiedliwy patrzy na niesprawiedliwość i przekręty, wyrywanie mienia, na ucieczkę ludzi próbujących w rozpaczliwy sposób ratować swoje życie bądź chcieć pokutować za wyrządzone krzywdy. To w końcu dawni oprawcy próbują zadośćuczynić, jeśli w ogóle jest to możliwe, za wyrządzone cierpienie. Bóg zaś pozostaje bierny, nie wkracza w świat ludzki.
„Wyznaję” przeraża zatem, zarówno swoją brutalnością, jak również przesłaniem. Nie ma znaczenia czy żyjemy w Europie trzynastego, osiemnastego, dwudziestego czy wreszcie dwudziestego pierwszego wieku – zło i mordy dokonywane na bezbronnej ludności są zawsze takie same, zmieniają się metody i krzywdziciele, ale ono w swej istocie jest niezmienne. Każdego dnia rozgrywa się dramat dla wielu ludzi, wiele osób zostaje ze złamanymi życiorysami. Przesłanie i próba wyjaśnienie tego zjawiska wstrząsa oraz przeraża. Autor nie próbuje nic upiększyć, pokazuje rzeczywistość tamtych lat dokładnie taką, jaka była z jej mentalnością i światopoglądem. Najdziwniejsze, że każdy z oprawców chciał „stworzyć” świat lepszy poprzez służbę idei, czy to przez wykorzenienie siłą herezji zagrażającej czystości wiary, czy też przez wyeliminowanie podludzi. W rzeczywistości zaś stworzyli oni piekło na Ziemi, oraz pozostawała tylko jedna możliwa odpowiedź – Bóg nie istnieje, w przeciwnym razie już dawno wkroczyłby do działania. Bóg po prostu jest okrutny i mściwy, a nie dobry i miłosierny; karze On za każdy najmniejszy popełniony błąd.  Zło wreszcie ma zawsze imię: brata Mikołaja Eymerica bądź Rudolfa Hӧssa, Hitlera, Franco, Stalina itp.

W całkowitym kontraście do wyżej przedstawionego obrazu staje, miłość. Jest ona niewinna, czysta, sprawiedliwa, stanowi najlepszą rzecz w życiu. Adrian rozpaczliwie będzie szukał jej i pragnął, a uosobi się w poznanej podczas jednego z koncertów w  Żydówce, Sarze. To ona właśnie będzie wręcz domagała naprawienia wyrządzonych krzywd, wystąpi w obronie pokrzywdzonej rodziny i będzie chciała skończyć z tajemnicami oraz niedomówieniami. Z drugiej natomiast strony, owa miłość stanie się  przekleństwem, gdyż widmo ukochanych osób odchodzących od nas, będzie już prześladować  przez resztę dni. Nie ma znaczenia, jak umarli: w wyniku choroby czy zamordowani przez Świętą Inkwizycję lub oficerów SS; nie ma znaczenia czy to jest to miłość do żony, dziecka, a nawet zakatarzonej teściowej. Ból po ich stracie jest taki sam, w życiu zaczyna panować pustka, której nie sposób  niczym zapełnić.

            Tym samym owo „Wyznaję” zmienia się w łacińskie confiteor czyli spowiadam się. I tym właśnie staje się ta powieść, swoistą spowiedzią nie tylko Adriana, ale także wielu innych ludzi typu: brata Mikołaja stającego się bratem Julianem, Guillame Francois Vial, czy Konrada Buddena, wreszcie spowiedzią samych skrzypiec, które pokazują swoją historię. Jest to wyznanie pełne bólu, niezwykle szczere, ludzi będących często już u schyłku życia i opowiadanie swojego życiorysu sprawia im wiele trudności oraz cierpienia. Jednak centralną osią powieści jest wyznanie główny bohatera czynione do zmarłej ukochanej, Sary, w którym to  opisuje swoje dzieje i dzieje przeżytej miłości. Pod koniec zaś głos zabiera Bernat, jakby pod imieniem Ardevola opowiadający wszystko to co rozegrało się do tej pory, i wreszcie przedstawiając ostanie dni życia swego przyjaciela. Tym samym owa spowiedź staje się też poniekąd odzwierciedleniem ludzkich pragnień, ambicji, duszy i poszukiwań Prawdy w różnych systemach filozoficznych: greckiej myśli, Biblii, w nawiązywaniu do bogatej spuścizny europejskiej literatury, czy u współczesnych myślicieli. Jednak nigdy nie można uzyskać odpowiedzi skąd wzięło się i dlaczego rozgrywa się zło. Jedynie widać ludzi ogarniętych pasją nauki, gry na instrumencie, marząc o karierze wielkiego wirtuoza czy  ogarniętych chciwością. Wreszcie wyznanie ofiar  oprawców pokazujących wyrządzone im krzywdy. Tym samym owe confiteor staje się jedną wielką spowiedzią mrocznej historii Europy, bez względu na miejsce jej rozgrywania,  dzieła się ona m.in.  w Hiszpanii, Francji i Niemczech.

            „Wyznaję” Jaume Cabré zachwyca swym pięknem, wyjątkowością oraz wielością podjętych wątków i tematów, przy czym przede wszystkim ominuje wspomniana przez mnie próba odpowiedzi o istotę zła obecnego w świecie. Na pewno nie jest to lektura łatwa, zmienność dialogów – niepewność kto wypowiada kwestię, głosów, zamieszczanie wiele wypowiedzi w języku obcym pozostających bez przetłumaczenia czy mnogość postaci - w sumie jest ich około dwustu; nie ułatwia czytania. Jednak ci, którzy oczekują od literatury czegoś więcej niż rozrywki na dwa bądź trzy wieczory, na pewno nie będą rozczarowani. W książce pada zdanie: dobra książka to taka, którą się czyta więcej niż jeden raz i tylko taka jest coś warta.  „Wyznaję” na pewno taką właśnie pozycją jest.

Polecam.

Moja ocena 10/10

                                         Źródło: Wydawnictwo Marginesy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz