Po prawie dekadzie wreszcie jest brakujący tom do domknięcia losów bohaterów Warszawskiego niebotyku, Maria Paszyńska wraca do swojej debiutanckiej serii z Nim zgasną sny.
Mamy rok 1936, w którym oczy całego świata zwrócone są ku Berlinowi. To tu mają rozegrać się Igrzyska Olimpijskie. Przyjeżdża na nie Tadeusz Zasławski, jako członek kadry narodowej. Tu poznaje nowego przyjaciela i intrygującą Marlenę von Graf. Tymczasem w Warszawie mijają kolejne lata, a pod rządami prezydenta Starzyńskiego miasto rozkwita. U Zasławskich i ich bliskich minęły młodzieńcze zauroczenia, a nadchodzi czas, by dokonać rozliczeń z przeszłością i stawić czoła nowej sytuacji.
Omawiając dwa pierwsze tomy Warszawskiego niebotyku wspominałem, że brakuje domknięcia. Tej ostatecznej kropki nad i. Dlatego z ogromnym zaciekawieniem sięgnąłem po Nim zgasną sny, gdy tylko dowiedziałem się, że ukazał się. Od początku wyczuwa się potęgujące napięcie z powodu zbliżającej się wojny. Niby jeszcze w 1936 roku głośno komentowano igrzyska w Berlinie. Mówiono o delegacjach i pasjonowano przebiegiem. To w powietrzu czuć terror Hitlera, jego prześladowaniom tych, co nie wpisują się w definicje Aryjczyka. Zagrożenie wyczuwa Polska i chociaż stolica żyje własnym rytmem, to głośno mówi się o zawieranych sojuszach. To, co sobie cenię to, że Paszyńska nie wikła Zasławskich i ich przyjaciół w politykę, oni żyją na przekór niej. Borykają się z własnymi problemami osobistymi, zawierają nowe znajomości, które nie pozostaną bez konsekwencji na ich osoby, ale też dokonują ostatecznego rozrachunku z przeszłością. Z dramatem, który położył się cieniem na wiele lat i który nie pozwolił pójść naprzód. Jedni doznają ukojenia, inni zaś nowych rozczarowań. Jedno jest pewne nadchodzi pora rozrachunku i już nie ma powrotu, do tego co było.
O ile dotąd bez trudu widać było wątki dominujące w poszczególnych tomach cyklu, to w finałowym tomie Maria Paszyńska poświęciła dokładnie tyle uwagi, ile wymagał każdy bohater. Nie ma dłużyzny, lecz Nim zgasną sny pokazują Marysię, taką jaką znamy. Z historyczną pasją i serwującą nie tylko ciekawostki z drugiej połowy lat 30. XX wieku ale też stawia bohaterów przed nieuchronnym wyborem drogi po osobistych tragediach. W porównaniu z Warszawskim niebotykiem obecnie są bardziej dojrzali, mija u nich młodzieńcza miłość, a ich uczucia i postawy są bardziej dojrzałe. Kochają i szukają wzajemności, każdy z nich musi obrać własną drogę zgodną z ich sumieniem.
Powieść czyta się z rosnącym zaciekawieniem i nawet nie zauważamy, kiedy nadchodzi koniec historii braci Zasławskich. Podejrzewam, że jeszcze pewnie kiedyś do nich wrócę. W nich często widzimy samych siebie i wiele można się od nich nauczyć. O ile dotąd miałem dojść mieszane uczucia do serii, to trzeci tom odczarowuje całość.
Polecam.
Moja ocena 7/10
Wydawanictwo Filia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz