Franciszkańskie
zgromadzenie z Imienia róży Umberto
Eco, będzie dla mnie niedościgłym wzorem budowania przerażającej historii
kryminalnej, w której świętość miesza się z grzesznością. Przy czym tej
ostatniej było o wiele więcej, a owa pobożność i bogobojność ukrywała przede
wszystkimi, prawdziwe oblicze mnichów. Mroczne średniowieczne mury skrywające
makabryczne zbrodnie, liczne korytarze, klimat panującego w nim strachu przed
szatańskimi atakami, permanentny duch ascezy połączony z szaleństwem i okrucieństwem;
wszystko to tworzyło niezapomniane wrażenie i zachwycało moje rozczytane
serducho. Ten niezapomniany klasyk literatury światowej nieustannie dostarcza
inspiracji do tworzenia kolejnych gotyckich opowieści, co w jednej ze swoich
pierwszych książek udowodnił kastylijski pisarz, Jaume Cabré.
Agonia
dźwięków bez wątpienia należy do
uniwersalnych historii, której przesłanie będzie zawsze aktualne. To jedna z
tych pozycji, które zapadają na zawsze w pamięć. Łączy w sobie obraz
przerażającego klasztoru, zarządzanego przez fanatyczną zakonnicę, z
przesłaniem o roli sztuki w życiu człowieka. Sztuki, która jako jedyna jest w
stanie ochronić nas przed obłędem religijnym i wydobywać podstawowe postawy
humanitarne.
Brat Junoy w ramach nauczenia się ubóstwa zostaje decyzją
przełożonych zesłany do żeńskiego zgromadzenia w La Ràpita w charakterze
spowiednika. Ten benedyktyński dom zakonny słynie z niezwykle surowego ubóstwa
i reguły, znajdującej swe rozwinięcie w Zwyczajniku. Znajduje się na samych
obrzeżach Katalonii, w całkowitym odcięciu do świata, w miejscu zapomnianym nie
tylko przez ludzi, ale również przez Boga. Mnich kochający nade wszystko muzykę
i słyszący ją dosłownie wszędzie, przeżywa męki katuszy będąc świadkiem śpiewu niemiłosiernie
fałszujących sióstr rapiteńskich. Jednak to nie brak talentu i całkowita
pogarda dla muzyki, stała się przyczyną ostrego konfliktu w jaki popadł z
tamtejsza matką przełożoną. Przyczyniły się do tego niezwykle rygorystyczne i
bezduszne zasady klasztoru - który
zamiast zbliżać do Boga, jest piekłem na ziemi. Będąc jedną z niewielu zdroworozsądkowych
osób, nie mógł biernie patrzeć na
psychiczne i fizyczne znęcania się nad nowicjuszkami. Zatarg osiągnie punkt
kulminacyjny w chwili, ukarania dwóch
mniszek przez zgorzkniałą przełożoną, matkę Doroteę. Upokorzona kobieta
chcąc ostatecznie pognębić „rywala”, oskarża go o herezję, liczne nadużycia i
samowolę. Junoy trafia do aresztu i jego
sprawą ma zając się sąd diecezjalny. Tak oto rozpoczyna się pokazowy proces, w
którym wszystkie fakty przemawiają na jego niekorzyść i znikąd nie może oczekiwać
sojusznika. Na domiar złego, sam pogarsza swoją sytuację wykazując się całkowitym
brakiem zainteresowania sprawą.
Pozornie zasadniczy
wątek staje się jedynie pretekstem do pokazania skutków powstałych w wyniku
fanatycznej postawy religijnej, gdzie
pokuta zamiast środka wspomagającego do poznawania Stwórcy i służby jemu, staje
się wręcz celem samym w sobie. W miejscu, w którym spodziewano by się niezwykle
rozwiniętej miłości bliźniego i wrażliwości na drugiego człowieka; spotyka się
ludzi zgorzkniałych, opanowanych obsesją coraz większego umartwienia się –
dzięki któremu zyskają możliwość do pokazania własnej doskonałości. Rapiteński
klasztor to miejsce mroczne, przygnębiające już samym swoim widokiem. Surowe
mury z wszechobecną ciszą, która zamiast wyciszać – wzbudza niepokój i jeszcze
bardziej pozbawia mieszkańców radości, a potęguje poczucie osamotnienia i wyobcowania.
Wszelkie głosy wskazujące na błędną drogę obraną przez matkę przełożoną, widzącą
w Regule narzędzie nieograniczonej
władzy nad życiem i śmiercią swych
„córek w wierze”, wywołują jej wrogość
do osób ośmielających się kwestionować odwieczną tradycję i jej autorytet. W La Ràpita zakonnicy bardziej upodobnili się
do trupów, stali się jakby cieniami
snującymi się po klasztornym budynku i ogrodzie. Miejsce przebywania sióstr łączy
się z cmentarzem, a pod fundamentami budynku znajdują się krypty. Tak oto świat
żywych nierozłącznym uściskiem złączył się ze światem zmarłych. A zgromadzenie
kontemplacyjne zmienia się w zgromadzenie hołdujące wszelkiego rodzaju pysze.
Jednak Cabré nie byłby sobą, gdyby ograniczył
się tylko do jednowymiarowości swojej powieści. Zbudował dwie historie przeplatające się i
przenikające nawzajem. Jedną stanowi La Ràpita; druga snuje się wokół brata Junoya,
od początku owianego atmosfera tajemniczości. Poznajemy go, jako wielkiego
miłośnika muzyki. Rozkochanego w grze organowej, dającej mu nieprzebrane
bogactwo – do którego nikt inny nie ma dostępu. Nawet w grobowej ciszy
klasztoru – będącego jego miejsce zsyłki, słyszy bogactwo dźwięków, skazanych z
powodu surowej reguły na agonię. Staje
się świadkiem ich stopniowego umierania. Świat sztuki jest prześladowany przez
ludzi Kościoła, którzy zamiast widzieć w nim boski pierwiastek wyrażający
piękno stworzenia i kierujący myśli ku Bogu, postrzegają ją jako przejaw
próżności i zbędnego bogactwa. Mnich
sprzeciwia się zatem nie tylko owej grobowej ciszy, w której najmniejszy szept
urasta do rangi wielkiego występku, ale
przede wszystkim zasadom prowadzącym do psychicznego i fizycznego wyniszczenia
mniej odpornych sióstr, które z każdym dniem czują się jedynie coraz bardziej
obco w gronie kamiennych twarzy swych towarzyszek oraz ciepią męki samotności i
niezrozumienia.
Drugi wątek zbudowany jest wokół La Ràpity. Rytm życia
jest tam ściśle uregulowany w Zwyczajniku. Podaje on nawet kiedy i ile razy można myć się, czy zmieniać bieliznę. Każdy
dzień jest identyczny i nie ma miejsca na najdrobniejsze odstępstwa, najmniejszy przejaw nie tylko
niesubordynacji, lecz wystarczy samej złej myśli negującej świętość
harmonogramu, musi spotkać się z najsurowszą karą. Miejsce to zniszczyło jakiekolwiek
przejawy samodzielności i autonomii, tworząc z mieszkających tam zakonnic
bezwolne maszyny, pozbawione prawa nawet do posiadania własnego zdania. Panują
tam despotyczne rządy sprawowane przez jedną osobę, dla której słowo tolerancja
nie istnieje w słowniku.
Agonia
dźwięków inicjuje zatem tryptyk poświęcony władzy. Druga z tego cyklu Jaśnie pan opowiada o świeckim wymiarze sprawiedliwości i pokazuje
sylwetki ludzi władzy – od których zależy czyjeś życie lub śmierć; trzecia zaś Głosy Panamo dotknie kwestii rządów
faszystowskich. Agonia dźwięków porusza
natomiast problem despotyzmu, pokazując go na przykładzie ludzi Kościoła. Powieść
nie tylko wspaniale otwiera pewną dyskusję toczoną w późniejszych utworach
Cabré, dając pole na późniejsze rozwinięcie rozpoczętego wątku, lecz również
skłania do refleksji nad prawdziwą postawą religijną służącą dobru drugiego
człowieka - mogącego znaleźć szczęście jedynie wraz z poszanowaniem jego prawa
do wolności i w zaspokojeniu elementarnych potrzeb. Ponadto zaś przestrzega przed skutkami władzy
totalitarnej zdolnej ingerować w każda dziedzinę ludzkiej egzystencji; jak
również przed konsekwencjami braku tolerancji i wzajemnego zrozumienia.
Autor czerpie z bogatej
tradycji literackiej, począwszy od Buhłakowa – i jego rozważań nad kwestią
despotyzmu władzy i spersonifikowanego zła - noszącego imię Szatana;
skończywszy na wspomnianym na początku
recenzji Umberto Eco. Wydawać by się mogło, że nie daje ona nic oryginalnego,
lecz powtarza tylko wcześniejsze głosy. Nic bardziej mylnego. Cabré czerpie
pełnymi garściami z dorobku swych poprzedników, lecz robi to w sposób
całkowicie nowatorski. Buduje własną całkowicie odrębną i inną opowieść, która
w agonii muzyki widzi agonię człowieka i idei humanizmu.
Słysząc
muzykę Bacha i Lutosławskiego myślami wrócę do mrocznego klasztoru La Ràpita.
Polecam,
Moja ocena 8/10
Źródło: Wydawnictwo Marginesy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz