sobota, 17 lutego 2018

AGONIA DŹWIĘKÓW - JAUME CABRE

Franciszkańskie zgromadzenie z Imienia róży Umberto Eco, będzie dla mnie niedościgłym wzorem budowania przerażającej historii kryminalnej, w której świętość miesza się z grzesznością. Przy czym tej ostatniej było o wiele więcej, a owa pobożność i bogobojność ukrywała przede wszystkimi, prawdziwe oblicze mnichów. Mroczne średniowieczne mury skrywające makabryczne zbrodnie, liczne korytarze, klimat panującego w nim strachu przed szatańskimi atakami, permanentny duch ascezy połączony z szaleństwem i okrucieństwem; wszystko to tworzyło niezapomniane wrażenie i zachwycało moje rozczytane serducho. Ten niezapomniany klasyk literatury światowej nieustannie dostarcza inspiracji do tworzenia kolejnych gotyckich opowieści, co w jednej ze swoich pierwszych książek udowodnił kastylijski pisarz, Jaume Cabré.
         Agonia dźwięków  bez wątpienia należy do uniwersalnych historii, której przesłanie będzie zawsze aktualne. To jedna z tych pozycji, które zapadają na zawsze w pamięć. Łączy w sobie obraz przerażającego klasztoru, zarządzanego przez fanatyczną zakonnicę, z przesłaniem o roli sztuki w życiu człowieka. Sztuki, która jako jedyna jest w stanie ochronić nas przed obłędem religijnym i wydobywać podstawowe postawy humanitarne.

 

            Brat Junoy w ramach nauczenia się ubóstwa zostaje decyzją przełożonych zesłany do żeńskiego zgromadzenia w La Ràpita w charakterze spowiednika. Ten benedyktyński dom zakonny słynie z niezwykle surowego ubóstwa i reguły, znajdującej swe rozwinięcie w Zwyczajniku. Znajduje się na samych obrzeżach Katalonii, w całkowitym odcięciu do świata, w miejscu zapomnianym nie tylko przez ludzi, ale również przez Boga. Mnich kochający nade wszystko muzykę i słyszący ją dosłownie wszędzie, przeżywa męki katuszy będąc świadkiem śpiewu niemiłosiernie fałszujących sióstr rapiteńskich. Jednak to nie brak talentu i całkowita pogarda dla muzyki, stała się przyczyną ostrego konfliktu w jaki popadł z tamtejsza matką przełożoną. Przyczyniły się do tego niezwykle rygorystyczne i bezduszne zasady  klasztoru - który zamiast zbliżać do Boga, jest piekłem na ziemi. Będąc jedną z niewielu zdroworozsądkowych osób, nie mógł  biernie patrzeć na psychiczne i fizyczne znęcania się nad nowicjuszkami. Zatarg osiągnie punkt kulminacyjny w chwili, ukarania dwóch  mniszek przez zgorzkniałą przełożoną, matkę Doroteę. Upokorzona kobieta chcąc ostatecznie pognębić „rywala”, oskarża go o herezję, liczne nadużycia i samowolę.  Junoy trafia do aresztu i jego sprawą ma zając się sąd diecezjalny. Tak oto rozpoczyna się pokazowy proces, w którym wszystkie fakty przemawiają na jego niekorzyść i znikąd nie może oczekiwać sojusznika. Na domiar złego, sam pogarsza swoją sytuację wykazując się całkowitym brakiem zainteresowania sprawą.  


Pozornie zasadniczy wątek staje się jedynie pretekstem do pokazania skutków powstałych w wyniku fanatycznej postawy  religijnej, gdzie pokuta zamiast środka wspomagającego do poznawania Stwórcy i służby jemu, staje się wręcz celem samym w sobie. W miejscu, w którym spodziewano by się niezwykle rozwiniętej miłości bliźniego i wrażliwości na drugiego człowieka; spotyka się ludzi zgorzkniałych, opanowanych obsesją coraz większego umartwienia się – dzięki któremu zyskają możliwość do pokazania własnej doskonałości. Rapiteński klasztor to miejsce mroczne, przygnębiające już samym swoim widokiem. Surowe mury z wszechobecną ciszą, która zamiast wyciszać – wzbudza niepokój i jeszcze bardziej pozbawia mieszkańców radości, a potęguje poczucie osamotnienia i wyobcowania. Wszelkie głosy wskazujące na błędną drogę obraną przez matkę przełożoną, widzącą w  Regule narzędzie nieograniczonej władzy nad  życiem i śmiercią swych „córek w wierze”,  wywołują jej wrogość do osób ośmielających się kwestionować odwieczną tradycję i jej autorytet.  W La Ràpita zakonnicy bardziej upodobnili się do  trupów, stali się jakby cieniami snującymi się po klasztornym budynku i ogrodzie. Miejsce przebywania sióstr łączy się z cmentarzem, a pod  fundamentami  budynku znajdują się krypty. Tak oto świat żywych nierozłącznym uściskiem złączył się ze światem zmarłych. A zgromadzenie kontemplacyjne zmienia się w zgromadzenie hołdujące wszelkiego rodzaju pysze.

 Jednak Cabré nie byłby sobą, gdyby ograniczył się tylko do jednowymiarowości swojej powieści. Zbudował  dwie historie przeplatające się i przenikające nawzajem. Jedną stanowi La Ràpita; druga snuje się wokół brata Junoya, od początku owianego atmosfera tajemniczości. Poznajemy go, jako wielkiego miłośnika muzyki. Rozkochanego w grze organowej, dającej mu nieprzebrane bogactwo – do którego nikt inny nie ma dostępu. Nawet w grobowej ciszy klasztoru – będącego jego miejsce zsyłki, słyszy bogactwo dźwięków, skazanych z powodu surowej reguły na  agonię. Staje się świadkiem ich stopniowego umierania. Świat sztuki jest prześladowany przez ludzi Kościoła, którzy zamiast widzieć w nim boski pierwiastek wyrażający piękno stworzenia i kierujący myśli ku Bogu, postrzegają ją jako przejaw próżności i zbędnego bogactwa.  Mnich sprzeciwia się zatem nie tylko owej grobowej ciszy, w której najmniejszy szept urasta do rangi wielkiego występku,  ale przede wszystkim zasadom prowadzącym do psychicznego i fizycznego wyniszczenia mniej odpornych sióstr, które z każdym dniem czują się jedynie coraz bardziej obco w gronie kamiennych twarzy swych towarzyszek oraz ciepią męki samotności i niezrozumienia.
Drugi wątek zbudowany jest wokół La Ràpity. Rytm życia jest tam ściśle uregulowany w Zwyczajniku. Podaje on nawet kiedy i ile razy  można myć się, czy zmieniać bieliznę. Każdy dzień jest identyczny i nie ma miejsca na najdrobniejsze odstępstwa,  najmniejszy przejaw nie tylko niesubordynacji, lecz wystarczy samej złej myśli negującej świętość harmonogramu, musi spotkać się z najsurowszą karą. Miejsce to zniszczyło jakiekolwiek przejawy samodzielności i autonomii, tworząc z mieszkających tam zakonnic bezwolne maszyny, pozbawione prawa nawet do posiadania własnego zdania. Panują tam despotyczne rządy sprawowane przez jedną osobę, dla której słowo tolerancja nie istnieje w  słowniku.


Agonia dźwięków inicjuje zatem tryptyk poświęcony władzy.  Druga z tego cyklu Jaśnie pan opowiada o świeckim wymiarze sprawiedliwości i pokazuje sylwetki ludzi władzy – od których zależy czyjeś życie lub śmierć; trzecia zaś Głosy Panamo dotknie kwestii rządów faszystowskich.  Agonia dźwięków  porusza natomiast problem despotyzmu, pokazując go na przykładzie ludzi Kościoła. Powieść nie tylko wspaniale otwiera pewną dyskusję toczoną w późniejszych utworach Cabré, dając pole na późniejsze rozwinięcie rozpoczętego wątku, lecz również skłania do refleksji nad prawdziwą postawą religijną służącą dobru drugiego człowieka - mogącego znaleźć szczęście jedynie wraz z poszanowaniem jego prawa do wolności i w zaspokojeniu elementarnych potrzeb.  Ponadto zaś przestrzega przed skutkami władzy totalitarnej zdolnej ingerować w każda dziedzinę ludzkiej egzystencji; jak również przed konsekwencjami braku tolerancji i wzajemnego zrozumienia.

Autor czerpie z bogatej tradycji literackiej, począwszy od Buhłakowa – i jego rozważań nad kwestią despotyzmu władzy i spersonifikowanego zła - noszącego imię Szatana; skończywszy  na wspomnianym na początku recenzji Umberto Eco. Wydawać by się mogło, że nie daje ona nic oryginalnego, lecz powtarza tylko wcześniejsze głosy. Nic bardziej mylnego. Cabré czerpie pełnymi garściami z dorobku swych poprzedników, lecz robi to w sposób całkowicie nowatorski. Buduje własną całkowicie odrębną i inną opowieść, która w agonii muzyki widzi agonię człowieka i idei humanizmu.


Słysząc muzykę Bacha i Lutosławskiego myślami wrócę do mrocznego klasztoru La Ràpita.

Polecam,

Moja ocena 8/10
 
                                   Źródło: Wydawnictwo Marginesy
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz