Niewielką, śląską miejscowością wstrząsa tajemnica zaginięcia Alicji Wicher. Bardzo szybko okazuje się, że mieszkańcy miasteczka mają nie jedno do ukrycia, każdy ma swoje grzechy, o których woli nie mówić głośno. Nic zatem dziwnego, że dochodzenie w sprawie zaginięcia dziewczyny "ukręcono łeb". Tylko siedem lat później Agata Kot, córka grabarza dąży do poznania prawdy o tym, co stało się kilka lat temu. Tyle, żeby odkryć tajemnicę Alicji trzeba cofnąć się głęboko w przeszłość.
Nawiązanie do Braci Grimm i ich najmroczniejszych baśni bez cenzury stanowi bazę, nie tylko do opowiedzenia o zagadce quasi kryminalnej ale przede wszystkim o ludziach i ostatnim stuleciu Dolnego Śląska. Ziemi, która nie jedno ukrywa w lasach, w których czai się niebezpieczeństwo. Przede wszystkim jednak za każdym razem ma ono ludzką twarz. Zło nie jest mityczne, ale do bólu wręcz realne. Zły Wilk to człowiek. Okrutny, bezlitosny i zdolny popełnić najgorsze czyny. Czarownica, jak Agnieszka Kuchmister sama pisze w zakończeniu, to nie kobieta o garbatym nosi i brodawkach, lecz z szyminką na ustach i o zapachu perfum. Kiedy mówimy o ciemnej stronie ludzkiej natury, to gdzieś odruchowo szuka się Dobra i "jasnej strony mocy". Ono też ma twarz człowieka będącego całkowitym zaprzeczeniem naszych antagonistów. Z wykorzystaniem baśniowych motywów, legend i mitów przekazanych z pokolenia na pokolenie wyłania prawda o człowieku, jego wielkości i upadku. Z podań o skarbie Ackermanów, duchu Rosamundy błąkającego się po leśnych ścieżkach dolnośląskich lasów krystalizują się mieszkańcy tych ziem. Ludzie naznaczeni przez historię i własne cechy charakteru. Całość stanowi zapis dziejów XX wieku tych ziem z tym, co je przez stulecia naznaczyło. Z tym, co wyznacza pamięć o przeszłości tego terenu i w najmniej oczekiwanym momencie daje o sobie znać.
Od początku wyczuwa się, że nie jest to opowieść kryminalna, powieść grozy bardziej przypomina baśń rozgrywająca na zamkach, lasach, cmentarzach. Pośród duchów i baśniowych postaci rodem z niecenzurowanych baśni Braci Grimm. I właśnie przez cały czas wyczuwałem ową basniowość na każdym kroku. To ona buduje klimat opowieści i nadaje jej ton. Agnieszka Kuchmister za pomocą obrazów zbudowanych ze słów, wygrywając odpowiednie dźwięki oczarowuje czytelnika, zabiera do świata, który minął bezpowrotnie ale nadal w całkowicie niezrozumiały sposób daje o sobie znać. Uczucia, jakie towarzyszą podczas czytania to melancholia, nastrojowość trudną do podrobienia. To nastrój smutku, cierpienia i utraty tego, co dotąd dla mieszkańców Szwarzeba w danej epoce było ważne. Podskórnie wyczuwa się, że nadchodzące zmiany nie dadzą szansy powrotu do tego, co było wcześniej. Przeszłość niczym tytułowa rdza osadza się w ludzkich sercach i na przeszłości Dolnego Śląska i zżera wszystko.
Październikowa rdza jest niespieszna. Opowieść płynie powoli własnym tempem i wcale nie mam ochoty, by przyspieszyła. Ta niespieszność wpływa w znaczący sposób na nastrój, który obezwładnia i hipnotyzuje. Sprawia, że chcemy by trwał jak najdłużej i wcale nie ma się ochoty kończyć lektury. Poza tym to właśnie ów nastrój wpływa, że jest to typowo jesienna opowieść opływającą mgłą.
Polecam.
Moja ocena 9/10
Wydawnictwo Znak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz