piątek, 19 września 2025

MROCZNY PIĄTEK: RING, KOJI SUZUKI

Jeżeli chce się dostać horror chory na głowę i w dodatku, który straszy już od pierwszych stron, to nic nie będzie lepsze niż Ring Koji Suzuki.


Dochodzi do tajemniczych śmierci grupy młodych ludzi. Wszyscy oni raz, że udali się do tego samego miejsca, a dwa oglądali to samo nagranie. A przekaż jest jasny, jeśli nie spełnisz zadania, za siedem dni umrzesz. Kaseta ta trafia do rąk dziennikarza Asakawy, który siłą rzeczy musi zbadać sprawę i przede wszystkim zapobiec wypełnieniu się klątwy. Szczególnie, że film oglądała jego żona i córka. 


Nic tak nie przeraża bardziej niż groza w japońskim wykonaniu. Mało, że w rzeczywistości nie ma w niej jakiś straszydeł. Nawet demon, czy duch przebiera wysublimowany charakter. Bardziej w kwestii filozoficznej niż "z krwi i ciała". To czym straszy Koji Suzuki to tajemnica nagrania, klątwa i emocje. Na tych ostatnich potrafi grać, jak mało kto. Już od samego początku wywołuje panikę, bezradność i uczucie osaczenia. Jak uniknąć przekleństwa śmierci, jeśli warunek został wykasowane? Jak wytłumaczyć zgon czwórki ludzi, którego nie da się wyjaśnić w naturalny sposób? Kiedy samemu dotknie się tej tajemnicy, klątwy czy jak tylko chciałoby się nazwać, w ostatecznym rozrachunku nie da się uciec przed szaleństwem. Gra idzie już nie tylko o zbadanie sprawy śmierci tych, co zetknęli się z tym czymś wcześniej, ale przede wszystkim konieczność odkrycia sposobu ratunku dla siebie i rodziny. I tu Koji Suzuki bryluje w pełni. Tym, co nieodpowiedziane, legendą śmierci pewnej dziewczyny i rosnącą panią z każdym mijającym się dniem straszy wyśmienicie. Nie potrzeba fajerwerków, czy efektownych scen, lecz subtelność opowieści i budowanie siatki niedomówień. Przerażenie przed beznadziejnością położenia w jakim znalazł się główny bohater i zagrożenie żądne paniki i próby wygrania z nim pojedynku,który wytrąca z równowagi również czytelnika tym, że od początku szanse są nierówne. Tymczasem na końcu drogi ktoś lub coś zagrał wszystkim na nosie, bo panaceum na klątwę jest na wyciągnięcie ręki. Znowu Suzuki żągluje tym, co na pozór nieoczywiste, tym najprostszym rozwiązaniem. No tylko, to ono ostatecznie zostawi nas jednym strzępkiem nerwów, a strach zrodzi się ponownie z tego, co nie da się uniknąć.


Ring wydobywa mistyczność Orientu, z jej wiarą, mitologią i siłami, które rządzą światem. To groza, która straszy dosłownie wszystkim. Każdy, nawet najprostszy element ma swoje zadanie. Nie ma tu przypadku i praktycznie straszy dosłownie wszystko. Pewnie jestem jednym z nielicznych, którzy nie znają ekranizacji ani japońskiej, ani też hollywodzkiej dlatego trudno mi stwierdzić, od czego lepiej zacząć. W każdym razie powieść z pewnością wywołuje ciary.


Polecam. 

Moja ocena 9/10



                        Wydawanictwo Znak 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz