Nie od dziś powszechnie wiadomo, że mam słabość do książek o przyjaźni i braterstwie, a motyw egzorcyzmów i opętania potrafi mnie straszyć, jak żaden inny. Jednak kiedy zabiera się za nie Grady Hendrix, to dziwności i grozy jest pod dostatkiem. Poznajcie Moją przyjaciółkę opętaną.
Gretchen Lang i Abby Rivers chodzą do tej samej szkoły, ale jakoś nie zawiązały bliższej znajomości. Pierwsza to panienka z purytańskiego domu, druga należy do tzw. białej biedoty i jest wielką fanką E.T. Kiedy więc panna Lang przychodzi, jako jedyna z zaproszonych gości na urodziny koleżanki, obie nie zdają sobie sprawy, jak wieczór ten na zawsze odmieni ich życie. Stają się niczym papużki nierozłączki. Bawią się i robią to wszystko, co robią dziewczyny w ich wieku. Jednej nocy wpadły na pomysł zrobić coś szalonego. Podczas beztroskiej zabawy, Gretchen znika. Gdy odnajduje się jest zupełnie nago i odtąd coraz bardziej dziwnie się zachowuje. Dla przyjaciółek rozpoczyna się walka na śmierć i życie, walka o duszę.
Grady Hendrix ponownie bierze pod lupę popkulturę lat 80. XX wieku. Nie tylko wykorzystuje rockowe i popowe szlagiery muzyczne, odwołuje się do kinowych hitów i seriali czy programów telewizyjnych, ale stanowią pretekst do kreślenia dwóch zupełnie różnych typów moralności i osobowości. Gretchen jedyne co zna, to religijne filmy i Biblię. Pochodzi z do bólu konserwatywnej rodziny, która otwarcie manifestuje swoją wiarę. Dziewczynka uchodzi początkowo za szkolnego dziwadła i jest mocno wycofana. Jej przeciwieństwem jest zbuntowana Abby i dopiero ona pokaże przyjaciółce to wszystko, czym żyje młodzież, a o czym Lang nie miała zielonego pojęcia. W tej warstwie społeczno - obyczajowej Hendrix sprawdza się wyśmienicie. Roztacza przed czytelnikiem taką przyjaźń, której każdy chciałby doświadczyć. Kiedy zaś przekracza bramy horroru religijnego, to niestety pojawiają się schody. W tym gatunku najważniejsza jest niewiadoma i niepewność z czym mamy do czynienia, ta sfera pozostawiona na domysły i wątpliwości co do racjonalnych odpowiedzi i tych z kręgów nadprzyrodzonych. Tymczasem już na samym początku jest wszystko podane na tacy. W kulminacyjnym momencie, my wszystko wiemy i brakuje niepewności, co zaszło w lesie. Opisy zaś egzorcyzmów stanowią stek bzdur, nie mających nic wspólnego z faktycznym ich odprawieniem. Stanowią swoistą parodię, która zamiast straszyć, śmieszy.
Pytanie jednak czy Moja przyjaciółka opętana straszy? Otóż stanowi luźne nawiązanie do kultowego Egzorcysty. Tylko o ile ostatni wywoływał gęsią skórkę, pełen przerażających obrazów - do jednego z nich Hendrix bezpośrednio nawiązuje, to ta historia kompletnie nie straszy, bo jak to u tego autora bywa całość ma znacznie głębsze dno. Otóż główne bogaterki wkraczają w dorosłość, do głosu zaczyna dochodzić ich seksualność. Demon atakuje dziewicę z domu, gdzie wiele rzeczy dla jej rodziców jest niemoralna i w ten sposób nie tylko rzuca wyzwanie ich moralności, ale przede wszystkim wystawia na próbę samą przyjaźń, zdając sobie sprawę z zagrożenia dla niego płynącego ze strony drugiej przyjaciółki. O ile u Williama Petera Blatty'ego dwunastoletnia Rachel była całkowicie poddana Pazuzu, to Gretchen zdaje sobie sprawę z tego, co stało się z nią i sama w pewnym sensie próbuje ratować się. W ten sposób bez fajerwerków czytelnik otrzymuje zanurzenie w uczucia i psychikę obu dziewcząt, ten właśnie element stanowi najsmakowitszy kąsek i przykuwa uwagę do samego końca. Obrywa się dorosłym, którzy kompletnie nie liczą się z emocjami dorastających córek, lecz ważne jest dla nich tylko to, by nie przyniosły im wstydu. Reszta nie ma najmniejszego znaczenia. Kiedy nie spełniają ich oczekiwań wkraczają do akcji, chcąc od razu zamieść wszystko pod dywan. Najważniejsze są przecież pozory. Natomiast zmiany zachodzące w dziewczęcości nastolatek nie mają najmniejszego znaczenia, przez co zostają zostawione same sobie.
Grady Hendrix dokonuje zatem satyry horroru religijnego, który ma skłonić do większej dyskusji. Najważniejsze staje się przetrwanie i pytanie o siłę przyjaźni zdolną pokonać diabła. Udało mu się stworzyć niepowtarzalny klimat, który zachwyca od pierwszych stron. Gdyby dokonał lepszego reserchu, efekt byłby jeszcze lepszy, a i tak jest o niebo lepiej niż w Sprzedaliśmy dusze. Do tego sama okładka przypominająca kasety VHS i zapiski ze szkolnej kroniki sprawiają, że nasze estetyczne gusta są usatysfakcjonowane.
Polecam.
Moja ocena 7/10
Wydawanictwo Vesper
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz