niedziela, 29 października 2017

MROCZNY TYDZIEŃ - TRZYDZIESTA PIERWSZA KATARZYNA PUZYŃSKA


MROCZNY
TYDZIEŃ🎃

        

DZIEŃ 5 🎃

 

TRZYDZIESTA PIERWSZA – KATARZYNA PUZYŃSKA

 

Z popularnymi literackimi seriami jest dokładniej, jak w przypadku ulubionego serialu, gdzie kolejny tom – niczym następny odcinek tasiemca- sprawia radość z ponownego spotkania się z bohaterami, z którymi zdążyło się już z żyć i polubić. Nie inaczej sprawa wygląda, jeśli chodzi o książkowe Lipowo, do którego całe rzesz wiernych fanów lubi wracać, a mało tego nawet organizują w Brodnicy – w jednym z miejsc akcji powieści- swoje coroczne zloty. Katarzyna Puzyńska, niczym jej historyczna imienniczka, Katarzyna Wielka, szturmem podbiła półki księgarskie, zdobywając kolejne serca wielbicieli jej prozy. Mało tego, jak sama ostrzega na pewno na tym nie poprzestanie. Każda historia przedstawiona przez nią, działa na czytelnika niczym magnes przyciągając go do siebie raz mocniej, raz może słabiej, jednak zawsze nie pozwala uwolnić się ze swojego pola oddziaływania, aż nie padnie ostatnie zdanie. W konsekwencji po skończonej lekturze, pozostanie uczucie literackiego kaca. Historia długo jeszcze po skończonej lekturze chodzi za nami, wywołując zasadę: co zaszkodziło, tym się lecz. I biedny czytelnik podbity całkowicie przez Cesarzową polskiej literatury kryminalnej sięga po kolejne tomy lipowskich dziejów. Nic więc dziwnego kto raz zetknął się z Katarzyną Puzyńską Wielką będzie miał ochotę już pozostać pod jej panowaniem.

         Tak samo jest w przypadku trzeciej odsłony cyklu o mazurskiej wsi, czyli „Trzydziestej pierwszej”, w której tym razem na nowo po wielu latach powróci sprawa będąca do dziś traumą dla wielu mieszkańców wioski. A spokojna prowincja na nowo przeżyje duże poruszenie.

         Lipowo zapomniało nieco o swoich krwawych tegorocznych żniwach i zaczęło zapadać w zimowy sen, przygotowując się jednocześnie do zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia. Jednak w tym okresie świątecznej gorączki, na nowo zostanie ono wstrząśnięte z powodu dokonania w nim nowych makabrycznych zbrodni. Dzieje się tak za sprawą, przywołania do życia dwóch mordów sprzed lat. Jednym z nich jest masowe samobójstwo członków sekty Świątynia, mające miejsce niemal pół wieku temu. Drugim natomiast śmierć trójki policjantów  piętnaście lat temu – wśród nich znajdowali się ojcowie Daniela i Pawła- którzy zginęli w wyniku podpalenia domu funkcjonariuszki miejscowego komisariatu, Zofii Dworakowskiej przez nastoletniego Tytusa Weissa. Do dziś zarówno Podgórski i Kamiński, jak również reszta lipowskiej społeczności nie potrafią zapomnieć o tamtym strasznym dniu. Nic więc dziwnego, że w chwili warunkowego zwolnienia piromana odpowiedzialnego za tamtą tragedię, spokojne Lipowo dotknie fala oburzenia, gróźb i dążenia do ukarania winnego. Wraz z jego przyjazdem w rodzinne strony, dojdzie do zdarzeń, których nie byłby w stanie przewidzieć. Na domiar złego  przybywa rodzeństwo Szwedów grożących śmiercią bratu  Tytusa, Filipowi. Równocześnie z nimi przyjeżdża profesor Jerzy Grala, człowiek zajmujący się badaniem sekt i będzie dążył do wyjaśnienia sprawy sprzed półwiecza. To właśnie oni wszyscy spowodują, że w wiosce z powrotem obudzą się uśpione demony. A dzień przed Wigilią ogień na nowo zapłonie nad Lipowem.

            „Trzydziesta pierwsza” to trzeci już tom o przygodach mazurskiej osady i jej mieszkańców. Tym razem spotykamy się z częścią znanych już z „Motylka” postaci, takimi jak: Paweł Kamiński, Marek Zaręba czy ich żonami Grażyną i Eweliną. Jednak do ich grona dojdzie ponownie kolejna paleta osób, zwłaszcza mroczna rodzina Weissów, szwedzkie rodzeństwo Carin i Cristera Nilssonów.
Jednak w porównaniu do dwóch pierwszych części serii, tym razem otrzymujemy książkę po prostu dobrą, ale tylko dobrą. Wpłynęło na to, moim zdaniem, kilka elementów. Przede wszystkim mamy jednoczesne połączenie dwóch spraw: rytualnego mordu i bandycki czyn wynikający z chęci zemsty. Ofiary piromana, zwłaszcza Roman Podgórski i Jan Kamiński, zdążyli już obrosnąć w laur chwały i bohaterstwa. Do tej pory Puzyńska skupiała się zawsze na jednej tylko zagadce kryminalnej mającej ścisły związek z przeszłością mordercy i jego ofiar, tym razem wprowadziła dwa zupełnie odrębne od siebie przestępstwa. Mogłoby wydawać się to strzałem w dziesiątkę, jednak tak się nie stało, i oba te wiodące tematy rozmijały się po drodze i rozpraszały moją uwagę. Tym samym prowadzenie równolegle dwóch odległych od siebie wydarzeń z przeszłości, mających ponownie oddźwięk na teraźniejszości, nie za bardzo, w moim subiektywnym odczuciu, udało się autorce. Co jednocześnie nie zmienia faktu, że nawet na chwilę nie przestawałem wierzyć jej narracji, chociaż po rozwiązaniu tych zagadek czułem pewien niedosyt.
O ile zabójstwo Podgórskiego i Kamińskiego jest interesujące z punktu widzenia życia prywatnego bohaterów powieści, to jednak całe moje zainteresowanie poszło w kierunku sekty Świątynia. Sam początek zapowiadał się rewelacyjnie: rytualne samobójstwo, guru wywierający silny wpływ na psychikę swych „współbraci” dawało autorce wręcz nieograniczone spektrum możliwości, które w moim odczuciu zostały wykorzystane jedynie połowicznie. Oczekiwałem czegoś bardzo mocnego, wręcz elektryzującego do tego stopnia, że bez reszty wbije mnie w fotel, smak na taką właśnie książkę wywoływał już sam Prolog. Po przeczytaniu go, od razu czułem jak miałem ciarki na skórze, a serce zaczęło bić mocniej. Później była tylko namiastka tego, czego oczekiwałem.
            Poza tym również sama akcja nie była dla mnie zbytnio porywająca. Przede wszystkim zabrakło mi tu „tego czegoś”, co nazywa się Klementyna Kopp. Bezdyskusyjnie jest to postać sztandarowa dla powieści o Lipowie, kradnąca swoim pojawieniem się całe show, bez niej niestety nie jest to już ten sam cykl, którym tak bardzo zachwycałem się w poprzedniej recenzji. A brak kontrowersyjnej pani komisarz jest zauważalny i odczuwalny. Poniekąd miałem wrażenie, że w zamysłach Katarzyny Puzyńskiej miała równowagą do Kopp być nowa policjantka, mysia Emilia Strzałkowska. Mimo pewnej sympatii, jaką również obdarzyłem Milę, to jednak nie umywa się ona do Klementyny.  Ta ostatnia bowiem jest nie tylko najlepszą i najbarwniejszą Puzyńską postacią, ale mało tego dokonała czegoś absolutnie nie możliwego konkurując nawet z samą ukochaną przeze mnie Joanną Chyłką Remigiusza Mroza - co jest nie lada wyczynem. Oczywiście moje serce, jednak nadal pozostaje przy warszawskiej prawniczce, jednak panią komisarz z Brodnicy również uwielbiam. Na pewno obie  stawiają wysoką literacką poprzeczkę, której trudno będzie przeskoczyć. Myślę, że gdyby pisarka dała jej prawo przemówienia i poprowadzenia sprawy Weissa, to książka nabrałaby dużego kolorytu.
            Wreszcie samo zakończenie nie było dla mnie zbytnio porywające, jest nieco naciągane i zdecydowanie brakuje mu siły zaskoczenia, jaka pojawiła się zarówno w „Motylku”, jak i „Więcej czerwieni”.

            Tyle narzekania, pora najwyższa na plusy, bo jest ich nie mało. Tak, jak wspomniałem „Trzydziesta pierwsza” jest dobrą książkę i na pewno wartą poznania. Stałym już elementem prozy Puzyńskiej jest język, który i tym razem jest świetny i sprawia, że godziny przy książce mijają zupełnie niezauważalnie, a samą powieść czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Równocześnie przewaga dialogów nad warstwą narracyjną sprawia, że czytelnik niezwykle dokładnie poznaje bohaterów, ich uczucia, myśli czy motywacje kierujące ich decyzjami.
            Ponadto o ile wspomniałem, że akcja może nie była, tak porywająca, jak w przypadku dwóch poprzednich książek; to jednak całość fabuły potrafi zainteresować sobą czytelnika, towarzyszy jej nieustające napięcie i coraz bardziej potęguje się towarzyszący jej nastrój grozy.  Z właściwą sobie umiejętnością autorka doskonale potrafi wodzić czytelnika za nos i gdy tylko myślimy, że coś już wiemy, to wszystko zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni oraz rodzi się coraz więcej znaków zapytania.
            Innym niewątpliwym  atutem książki, również tym razem są wyraziste postacie, które na długo zapadają w pamięć. Na pewno należy do nich główny bohater, Daniel Podgórski, którego mamy okazję  lepiej poznawać oraz dowiedzieć się o wielu nieznanych faktach z jego życia prywatnego. Zalicza się on, jak już wspomniałem przy omawianiu „Motylka” i „Więcej czerwieni”, do osób budzących sympatię. Jest to dobry, rozważny i niezwykle wrażliwy człowiek, który nie chce nikogo skrzywdzić. Jednym słowem poczciwina, chociaż tym razem potrafi pokazać swój temperament i nie zawsze będzie zachowywał się, jak ugrzeczniony synek mamusi. Konserwatysta posiadający tradycyjną wizję rodziny, w jakiej sam się wychował, przez co coraz trudniej jest mu zrozumieć niezależność Weroniki, której również nieobecność jest mocno zauważalna i odczuwalna.
            Muszę też uczciwie stwierdzić, że tym razem bardzo polubiłem Pawła Kamińskiego. O ile w pierwszym tomie był wręcz odpychający, to tym razem widzimy pewną próbę jego rehabilitacji. A na pewno lepiej rozumiem motywy jego postępowania w sprawie piromana, jak również częste wybuchy złości. Widać, jak śmierć ojca silnie wpłynęła na tego człowieka. Mało tego, miałem w pewnym momencie wrażenie, że przybrana przez niego postawa chama, brutala, to jedynie pancerz mający dać mu poczucie bezpieczeństwa i pewność, że już nikt go nigdy nie zrani tak mocno. Ma dziwne wrażenie, że jeśli tylko dostanie szansę, to jeszcze będzie potrafił nas zaskoczyć niezwykle pozytywnie.
            Nie mógłbym wreszcie nie wspomnieć samej Emilii Strzałkowskiej. Mimo, że jak pisałem wcześniej, nie dorównuje ona Klementynie, to jednak z całą pewnością zalicza się do bardzo ciekawych postaci. Samotna matka, wychowująca nastoletniego syna, Łukasza wchodzącego powoli w okres dojrzewania. Przed laty miała romans z Danielem i ponowne pojawienie się w jego życiu wywołała u niej nie małe zaskoczenie i pewne zmieszanie. Kobieta niezależna, czasem złośliwa i bezczelna, silna i nie pozwalająca sobą manipulować, a na pewno ignorowania jej osoby i spychania na dalszy plan. Umie zawalczyć o swoją pozycję w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Mam cichą nadzieję, ze autorka jednak nie wyśle jej z powrotem do Warszawy, lecz pozwoli na dłużej zagościć na prowincji.


            Podsumowując Katarzyna Puzyńska po raz kolejny stworzyła świetną powieść, pokazując, jak spokojna dotąd wieś może przerodzić się w istne pobojowisko, a szara codzienność jej mieszkańców zmienia się w piekło. I tym razem mamy przeszłość niedającą  o sobie zapomnieć. Mimo pewnych mankamentów, to z całą pewnością można stwierdzić, ze mamy dobrze opowiedzianą historię, która bardzo wiele wniosła do całości serii o Lipowie, jej mieszkańcach i stróżach prawa.

 
Polecam,

Moja ocena 7/10

                                                        Źródło: Wydawnictwo Pruszyński i Spółka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz