poniedziałek, 30 października 2017

MROCZNY TYDZIEŃ - Z JEDNYM WYJĄTKIEM KATARZYNA PUZYŃSKA


MROCZNY
TYDZIEŃ🎃

        

DZIEŃ 6 🎃

Z JEDNYM WYJĄTKIEM – KATARZYNA PUZYŃSKA

Historia magistra vita est, jak głosi słynne łacińskie porzekadło. I w pewnym sensie, na pewno nauka ta uczy życia i wyciągania wniosków z przeszłości, aby ponownie nie popełnić tych samych błędów. Gorzej jednak, jeśli zostanie wykorzystana do morderczego planu i połączona z dawno rozegraną partią szachów. Partią, której nadano miano nieśmiertelnej. Rozegrali ją Adolf Anderssen z Lionelem Kieseritzkym i mimo, że pierwszy z nich stracił więcej figur, to jednak dzięki trzem genialnym posunięciom udało mu się wygrać. Takie zestawienie, mogłoby wydawać się absurdalne. Jednak, zarówno w szachach i morderstwie doskonałym przydatne, a wręcz niezbędne są inteligencja i spryt. W grze do przewidzenia ruchów przeciwnika, natomiast w kryminalistyce - do stania się nieuchwytnym dla policji i  mylenia śladów
 

         Właśnie temat legendarnej gry dwóch światowej sławy szachistów, wykorzystała Katarzyna Puzyńska w „Z jednym wyjątkiem” zapraszając swych czytelników, do równie ciekawej rozgrywki, rozgrywki z kolejnym mordercą, który nie cofnie się zanim nie ukończy swej partii.

         Do Lipowa przyszła wiosna, która roztacza nad wsią swój urok. Zaczynają kwitnąć majowe kasztany i cała przyroda zbudziła się z zimowego snu. W takiej to aurze zwiastującej nadejście lata i związanego wkrótce z nim nowych żniw, dochodzi do zabójstwa starszej i samotnej kobiety, Małgorzaty Głuszyńskiej. Zwłoki osiemdziesięciolatki znalazła jej sąsiadka, Barbara Krakowiak. Początkowo wydaje się, ze jej śmierć jest całkowicie przypadkowa, jednak przybyła na miejsce zbrodni ratowniczka medyczna nalega na wezwanie policji. Sprawą zajmuje się Daniel Podgórski. Na ciele denatki znajduje się dziwny, wytatuowany napis, który policja odczytuje: GieS mogący oznaczać podpis zabójcy. Jednak po co, miałby on wskazywać samego siebie. Niedługo potem ginie kolejna osoba, a jedynym wspólnym elementem jest ponownie dziwny tatuaż i pozostawiona na miejscu zbrodni rozstawiona szachownica. Tym samym, Podgórski wraz przybyłą do pomocy Klementyną Kopp staną przed kolejnym trudnym do wyjaśnienia morderstwem, które powiązany jest z historią mającą miejsce prawie sto pięćdziesiąt lat temu. A jedno jest pewne, zmarła miała wiele grzeszków na sumieniu i w niczym, podobnie do jej sąsiadki, nie przypominała dobrotliwej staruszki, przez co wiele osób mogło pragnąć jej śmierci.

            „Z jednym wyjątkiem” to już czwarty tom o policjantach z Lipowa. I kompletnie nie wiem, jak robi to nasza caryca polskiej literatury, ale jest znów na bardzo wysokim poziomie i z całą pewnością autorka zdążyła się nim zrehabilitować po „Trzydziestej pierwszej” i podnieść wysoko poprzeczkę. Podobnie do poprzednich części stanowi on zamknięta całość, chociaż pod względem wątku prywatnego życia śledczych nawiązuje do wcześniejszych książek. Stąd wydaje mi się, że lepiej byłoby czytać je po kolei, w celu zachowania pewnego ciągu wydarzeń; chociaż jeśli miałoby się ochotę rozpocząć przygodę z Puzyńską od „Z jednym wyjątkiem” na pewno, nic nie stałoby na przeszkodzie. Pierwsze myśli, które nasunęły mi się po lekturze, to słynne stwierdzenie, że dobrzy ludzie robią czasami złe rzeczy. O ile do tej pory mieliśmy do czynienie z ludźmi wyróżniającymi się chorym i wypaczonym sposobem postrzegania rzeczywistości, to tym razem jedynie pozornie tak jest. Do tej pory czytając kolejne odsłony opowieści o Lipowie, bez większego trudu widziałem osoby od początku budzące niechęć, antypatię, jednym słowem typowe czarne charaktery. Miało to miejsce szczególnie w „Motylku” – wystarczy wspomnieć panów Kojarskich, jak również w pozostałych  tomach: „Więcej czerwieni” – zaliczał się do nich z całą pewnością Grzegorz Mazur, z czasem również jego syn Kamil, czy Bernadetta Adamczyk; nieco mniej było ich w „Trzydziestej pierwszej” – jednak i tu takie osoby bez trudu można odnaleźć, a zaliczyłbym do nich m.in. szwedzkie rodzeństwo Nilssonów i Urszulę Weiss wraz z jej synem Tytusem. Tym razem trudno byłoby mi jednoznacznie wskazać człowieka, który od razu i bez wyjątku mógłby być mordercą. W prawdzie Barbarę Krakowiak trudno jest polubić, jednak niekoniecznie musiałaby zabijać swoją sąsiadkę. Z jednej strony każdy z bohaterów pojawiających się w tej książce, jak wspomniałem, mógłby mieć motyw, bo z całą pewności nie należy szukać w Lipowie wzorów cnót, jednak są to zwykli ludzie borykający się z codziennymi problemami. Rozwodem, problemami wychowawczymi, rozmaitego rodzaju rozterkami moralnymi – nauczyciel wiążący się z matką uczennicy, próba uwolnienia się spod despotyzmu rodzica, z różnych powodów wyrzutami sumienia  itp., przez co przypominają nam postacie spotykane przy wcześniejszych zagadkach kryminalnych. Jednak nie umiem powiedzieć o nich, że są złymi ludźmi. To sprawia, że nawet podejrzewanie ich o możliwość zabicia człowieka z zimną krwią, jest bardzo trudne, chociaż wiem, że na pewno wśród nich jest zabójca. Jego głos oraz zapiski z dokonanej i planowanej już zbrodni, są niemniej przerażające, jednak tchną one po pierwsze poczuciem winy zagłuszanego mniemaniem o czynieniu zadość sprawiedliwości, po drugie  z góry wiemy, że morderca planuje w sumie trzy zabójstwa. Poza tym utrzymane jest wyjście z morderstwa kobiet zainicjonowane przez „Trzydziestą pierwszą” i ofiarami padają zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Tym razem również trudno jest zauważyć związek między poszczególnymi zabójstwami, zanim nie dostanie się wszystkiego podanego na tacy. Wszystko przebiegłoby zgodnie z planem, gdyby nie jeden wyjątkiem, który miał miejsce w realizowaniu morderczej gry. Wreszcie zupełnie nietypowe do wcześniejszych metod, jest sposób zabijania mogący tym razem zaszkodzić także samemu przestępcy.

            Nieodłączonym elementem prozy Katarzyny Puzyńskiej, mającym miejsce również w „Z jednym wyjątkiem” jest łączenie teraźniejszości z przeszłością. Tym razem sięga ona, jak było w poprzednim tomie, do dwóch okresów. Dawniejszego mającego miejsce sto pięćdziesiąt lat temu i przede wszystkim na nim skupia się przez długi czas uwaga czytelnika, szukając jaki on może mieć związek z obecnymi mordami. W prawdzie po poznaniu historii „nieśmiertelnej partii”, wiadomo, do czego nawiązuje przestępca i co oznaczają kolejne tatuaże, przez co historia ta staje się jeszcze bardziej mroczna i przerażająca. I pod koniec książki ponownie odwołuje się do znacznie wcześniejszych dziejów, bo do czasów Polski Ludowej i mającej wówczas miejsce szykan wobec ludzi podejrzanych o zdradę socjalistycznego państwa i sprzyjanie imperialistom. W ten genialny sposób, Puzyńska łączy trzy całkowicie różne okresy w jedną całość. A wszystko ma sobą większy związek, niż można by wcześniej podejrzewać       
Poza świetnie skonstruowaną i trzymającą w napięciu zagadką kryminalną, nie mniej ciekawy, jak zawsze jest obraz osady. Skrywane w niej tajemnice, sekrety, dawne i obecne urazy silnie wpływające na sposób postępowania jej mieszkańców, którzy niekoniecznie przepadają za sobą. A ujawnienie ich grzeszków ponownie wywołała burzę. Wreszcie równie intersująco wygląda prywatna życie policjantów, szczególnie Emilii Strzałkowskiej, która wraz z synem Łukaszem  na szczęście chyba już na dobre zagości w Lipowie. Będzie próbowała ułożyć sobie na nowo życie. W jej orbicie nadal obecny jest Daniel Podgórski próbujący obecnie budować wspólną więź z nastolatkiem. A wokół mysiej funkcjonariuszki pojawi się dość intrygujący prokurator. Tak samo ciekawie wyglądają sprawy u Klementyny, która absolutnie nic straciła ze swej przebojowości, złośliwości, arogancji; mało tego cechy te jeszcze bardziej wyostrzą się u niej za sprawą pewnej podejrzanej w śledztwie, która Kopp wydaje się nie zupełnie obojętna, a pani komisarz również dla niej stanie się kimś bliskim. Ciekaw jestem, jak dalej potoczy się ten wątek i czy wreszcie ktoś zastąpi w jej sercu miejsce zmarłej Teresy.


            Podsumowując „Z jednym wyjątkiem” to kolejny tom sagi mazurskiej wsi, która w żadnej mierze nie można zaliczyć do spokojnej. Ponownie poza dość ciekawie pokazaną zagadką kryminalną, mająca związek z legendarną partią szachów rozegraną prawie sto pięćdziesiąt lat temu, ma nie mniej intersujące tło społeczno-obyczajowe, z bogatą paletą tematów, takich: jak trudne relacje między rodzicami, despotyzm wobec innych ludzi, stojący moralnie pod znakiem zapytania związek nauczyciela z matką uczennicy, wyrzuty sumienia z powodu dawnych win, obraz PRL-u i działających ówczesnych służb wraz z powiązaniami między nimi.  Wszystko to sprawia, że książka wciąga od pierwszej do ostatniej strony. I ponownie ma dość nieprzewidywalne zakończenie, które zrobiło na mnie dość mocne wrażenie. Potwierdzając tym samym, to co pisałem w poprzednich recenzjach, że Katarzyna Puzyńska jest mistrzynią ostatniego zdania i mimo ciągłej kontynuacji rozpoczętego parę lat temu przez nią cyklu, powieści jej nic nie tracą na świeżości i atrakcyjności. A sama autorka potrafi zaskakiwać czytelnika z najbardziej nieprzewidywalnymi sprawami kryminalnym. Zasada, jakoby kolejne tomy serii miały być gorsze od pierwszego, w jej przypadku się nie sprawdza.

Polecam,

Moja ocena 8/10

                                                        Źródło: Wydawnictwo Pruszyński i Spółka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz