niedziela, 30 września 2018

#1 SPOTKANIE Z KLASYKĄ - MAKBET WILLIAMA SZEKSPIRA VS. MACBETH JO NESBO.




Spotkanie z klasyką  to cykl, w którym będziemy bacznie przyglądać się tym najbardziej znanym perłom literatury polskiej i światowej, nieco z innego punktu widzenia, niż podczas szkolnych lekcji. Tym co będzie istotne, to oczywiście uniwersalizm, na który zwracam uwagę przy każdej książce. Ważne jest ponadczasowe przesłanie, cechy ludzkie tkwiące w każdym człowieku i jak kanon literacki potrafi niejednokrotnie celnie wstrzelić się z tym, z czym mamy do czynienia na co dzień. Zwykłe rozterki, bolączki i pragnienia będące w każdej duszy. Z drugiej strony w miarę możliwości będziemy tropić ciekawostki literackie związane z danym autorem, lub dziełem; jak również odniesienia do klasyki we współczesnej prozie. To co będziecie ze mną? Jeśli tak to zaczynamy!
         Na początek absolutny klasyk, jakim jest bez wątpienia Makbet Williama Szekspira, który zestawiony został z Macbethem Jo Nesbø. Oba poruszają problem pragnienia władzy, akceptacji ze strony ukochanej osoby, nawet za cenę wyrzeknięcia się samego siebie i stanięcia się potworem zdolnym do największej zbrodni.

 

Jeśli chodzi o samą fabułę to nie będę Wam jej przybliżać, ponieważ jak już wspomniałem wcześniej to klasyka, którą po prostu się zna, choćby ze szkolnej ławy. Również w przypadku norweskiego autora, nie ma większej potrzeby robić specjalnego streszczenia. Wystarczy wspomnieć, że Nesbø przeniósł akcję  angielskiego dramatu do współczesności, w okolice bardziej niezlokalizowanego miasta Capitol. Rządzi w nim mocno skorumpowana policja, a komendant jest drugą osobą po burmistrzu mającą w nim dość szeroką władzę. Stróże prawa czerpiący korzyści materialne od gangu narkotykowego, są na usługach bossów.  Stan ten zamierza zmienić nowy komendant Duncan, przejmujący stanowisko po ciszącym się złą sława Kennethecie. To on właśnie ma doprowadzić do rozbicia dwóch rywalizujących ze sobą gangów: Sweno i Hekate zw. Niewidzialną Ręką. Pierwszy z nich udaje się pokonać dzięki sprawnej akcji tytułowego Macbetha. Odtąd rozpoczyna się pęd mężczyzny po władzę, wspinanie się po kolejnych szczeblach kariery i wewnętrzna przemiana prawego i uczciwego komisarza w okrutnego mordercę.

 

Przede wszystkim należy zauważyć, że tytułowy Makbet Williama Szekspira jest postacią autentyczną, czyli żył naprawdę. Podobnie jak w utworze był szkockim władcą pokonanym w 1054 r przez Siwarda z Northumbrii w bitwie pod Dunsinann. Gdzie też w finale tragedii dramatopisarz przenosi akcję tragedii. Autor dzieła interesował się tym historycznym królem Szkocji, jednak na potrzeby dzieła wiele rzeczy mocno pozmieniał. Prawdziwy Makbet rzeczywiście pochodził z możnowładczej rodziny i był spokrewniony z królami tej krainy. Stąd też przeniesienie akcji przez Nesbø z zamku władcy na grunt komisariatu policji i kasyna jest w moim subiektywnym odczuciu odważnym zabiegiem, nadającym powieści nieco innego kolorytu.  Jednak sprowadzenie możnowładcy do człowieka wywodzącego się z ludu, o bolesnej przeszłości, w dzieciństwie wykorzystywanego seksualnie i doznającego krzywdy jakiej żadne dziecko nigdy nie powinno poznać, na pewno może sprawić, że poniekąd odległy od współczesnego czytelnika szekspirowski bohater stanie się bliższy i bardziej ludzki.  Norweg pokazuje w ten sposób, że bez względu na czasy w którym żyjemy po prostu pewne historie mogą przydarzyć się każdemu i każdy bez wyjątku z ofiary może stać się oprawcą, jeśli tylko pozwoli się ponieść gniewowi i własnym namiętnościom.

Podobnie jak u Szekpira, tak i u Nesbø podniesienie ręki na prawego i uczciwego człowieka, przełożonego, który w swym podwładnym pokłada wielkie nadzieje, może doprowadzić do stopniowego moralnego upadku. Makbet w obu tych opowieściach na początku historii i na końcu jest zupełnie inny, chociaż mam wrażenie jakoby Jo udało się utrzymać tytułowego bohatera od początku do końca na podobnym poziomie. W obu przypadkach poznajemy go jako osobę rycerską, odważną i niecofającą się przed największym niebezpieczeństwem, osobę zdolną stawić czoło wrogom zagrażającym mieszkańcom jego kraju. Wsławia się brawurową walką w której gromi przeciwnika i dzięki swej szlachetnej postawie zyskuje uznanie u Duncana króla i Duncana komendanta. Zarówno pierwszy jak i drugi nie zdają sobie sprawy, że przyjazd do domu Makbeta przyniesie śmierć, a gospodarz wejdzie na drogę zbrodni, z której już nie będzie miał odwrotu. Warto w tym miejscu odwołać się do prawdziwego, historycznego Makbeta, który różnił się od literackich następców. Jego dziad od strony matki, król Malcolm II bezprawnie wprowadził swego wnuka Duncana na tron, a sam Makbet jedynie zabił władcę – uzurpatora. O ile bez wątpienia możemy stwierdzić, że zarówno w angielskiej tragedii, jak i u norweskiego pisarza tytułowa postać jest człowiekiem okrutnym, tyranem i mordercą niewinnych; to w rzeczywistości  podczas rządów Makbeta panującego w latach 1040-1057 ukrócona została anarchia, a sama Szkocja rosła w siłę. Jego panowaniu położył kres najazd Malcolma – potomka Duncana- z siłami angielskimi, który obalił go z tronu. Z biegiem czasu król ten obrastał czarną legendą, którą na stałe utrwalił Szekspir w 1606 r.  Czytając natomiast Macbetha miałem wrażenie, jakoby Nesbø z jednej strony zachował interpretację swego poprzednika, z drugiej jednak starał znaleźć się w tym człowieku coś pozytywnego, może nawet nieco znaleźć usprawiedliwienie dla podejmowanych przez niego decyzji. Wszystkie dokonywane przez niego zbrodnie były kierowane nie chęcią posiadania nieograniczonej władzy, lecz miłości i pragnieniem uznania ze strony wybranki serca, pięknej lecz okrutnej Lady. Również ona sama u twórcy Harrego Hola ma nieco bardziej ludzkie oblicze. Z Makbetem łącza ją podobne przeżycia, a obecna jej postawa i siła wynika z tego, co przeżyła wcześniej. Pod maską okrutnej, bezwzględnej kobiety potrafiącej bez mrugnięcia okiem rozprawić się z przeciwnikami, ukrywa się matka przeżywającą dramat będący jej udziałem wiele lat wcześniej.

Muszę przyznać, że powieść Jo Nesbø zrobiła na mnie piorunujące wrażenie, przede wszystkim dzięki niezwykłej wręcz wierności względem oryginału. Zachowane zostały niemal dosłownie przytoczone kluczowe cytaty z dramatu, ważne sceny – nieraz trudne do oddania, rozwiązane zostały w dość ciekawy sposób. Mam tu na myśli przede wszystkim trzy czarownice występujące w tragedii, które w obecnej interpretacji przybrały dość nietypowe oblicze, podobnie rzecz ma się z Hekate, jak również z finałowym starciem Macbetha z Duffem. Autor właśnie wokół tych dwóch mężczyzn skupił swoją interpretację, czyniąc z nich przyjaciół mających podobne doświadczenia, znających się od dzieciństwa i wiedzących o sobie wszystko. Jeden doskonale zna naturę drugiego i właśnie kolejne zaszczyty Macbetha stają się dla jego dotychczasowego przyjaciela solą w oku. Dla mnie wbrew pozorom to ludzie podobni do siebie, tylko tyle że każdy z nich poszedł nieco inną drogą. O ile postać Makduffa u Szekspira jest całkowicie obojętna, to u Nesbø  bohater ten nabiera zdecydowanie więcej barw. Staje się  intrygując i również on będzie musiał przejść swoistą metamorfozę.

            Makbet to jedna z najkrwawszych tragedii Williama Szekspira i nic dziwnego zatem, że Nesbø znany z niemniej krwistych opowieści właśnie tą sztuką zainteresował się. Poza tym jest jeszcze powód dodatkowy, Norweg został zaproszony do „Projektu Szekspir”  powstałego w 2016 roku z okazji 400- lecia śmierci tego angielskiego dramatopisarza. Do współpracy zaproszono także, m.in. Margaret Atwood, Gillian Flynn, Jeanett Winterson. Każde z nich wybrało po jednym dramacie, mając go uwspółcześnić. Sam Jo przyznaje przy tym, że to co najbardziej zafascynowało go w Makbecie to właśnie wspomniany na początku we wprowadzeniu do cyklu uniwersalizm. Silny bohater z niezwykle mocno ugruntowanym kręgosłupem moralnym, jest jednocześnie słaby emocjonalnie, targany zgubną dla niego ambicja i wątpliwościami. To przede wszystkim opowieść – jak przyznaje autor, o dążeniu do władzy osadzona w ludzkim umyśle i tam właśnie mająca swój początek.  Dla mnie powieść Jo Nesbø jest świetnym uzupełnieniem dramatu Szekspira, poprzez zachowanie pierwotnej mroczności, tajemniczości i  posiadania poczucia nieuchronności spotkania się z przeznaczeniem. Dodatkowo wspomniane przez mnie dopowiedzenie o życiu głównych bohaterów sprawia, że stają się oni bliższymi sercu i mocno zapadającymi w pamięć. Norweski autor poszedł krok dalej dokonując również zmiany płci u niektórych szekspirowskich postaci. Na przykład Caithnes będącym jednym z panów szkockich, u Nesbø jest kobietą, funkcjonariuszką policji o dość ciekawym życiorysie i kluczową dla rozgrywającej się akcji powieści, do tego sama Hekate czyli królowa czarownic, tutaj staje się bossem gangu narkotykowego. O ile w przypadku Szekspira duszę Makbeta i Lady Makbet zatruwają przypowieści czarownic, podobnie dzieje się u Nesbø.
Polecam Macbetha nie tylko uczniom i nauczycielom, którzy akurat przerabiają tę tragedię, ale dosłownie każdemu. Obie książki uzupełniają się, natomiast powieść Jo Nesbø napisana przy tym pięknym językiem, pozwala lepiej, jakby na nowo odkrywać klasyczną sztukę Williama Szekspira



                                                   Źródło: www.legolas.pl



                                                      Źródło: Wydawnictwo Dolnośląskie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz