niedziela, 11 lutego 2018

RDZA - JAKUB MAŁECKI, CZYLI PIĘKNA OPOWIEŚĆ O LUDZKIM LOSIE

Dzisiejszą recenzję zacznę zupełnie nietypowo, bo od przywołania pewnej sceny, jakiej byłem świadkiem kilkanaście dni temu. Gdy wszedłem do biblioteki, znajdowała się w niej kobieta, która na pytanie pracownicy: Co pani najbardziej lubi czytać? Odpowiedziała: Wie pani, takie książki o życiu. Mimo, że zdarzenie to miało miejsce już jakiś czas temu, to dopiero teraz przypomniałem sobie o nim.  Ponieważ też kocham literaturę znajdującą się bardzo blisko życia, ale nie opowiadającą o egzystencji celebrytów, czy osób znanych chociażby z mediów; lecz o takiej zwykłej i bardzo przyziemnej. W której pojawiają się zwykli ludzie, mijani na ulicy i nigdy nikomu nie przyszłoby do głowy, aby ich historia stała się kanwą bestsellera. Cóż bowiem może być interesującego w codziennych zakupach, zajmowaniu się siedmioletnim wnukiem – który nie wiadomo kiedy, zamiast siedmiu, ma dwadzieścia dwa lata -  w problemach dzieci czy ludzi będących już po siedemdziesiątce. Pozornie nic, ale właśnie tylko pozornie, bo w rzeczywistości ci zwyczajni przechodnie z ich zwyczajnymi zmartwieniami, stają się skarbnicą wielu tematów poruszanych w literaturze: ból dorastania, szkolne przyjaźnie poddawane próbie czasu i pierwsza miłość, albo śmierć najbliższych, traumatyczne wspomnienia nie pozwalające o sobie zapomnieć. W jaki sposób możliwe jest wymazanie z pamięci obrazu palonych w stodole w czasie wojny bezbronnych ludzi?

         Jakub Małecki, autor nominowany w 2016 roku za Ślady do literackiej Nagrody Nike, w swojej najnowszej książce Rdza opowiada o losach dwojga osób: babci Tośce i jej wnuczku Szymku, których losy splotły się w sposób, w jaki żadne z nich się nie spodziewało. A  wszystko zdążyło się stać w ułamku sekundy.
 

 
Lato 2002 roku. Siedmioletni Szymon razem ze swoim najlepszym przyjacielem, Jackiem vel. Budzikiem chodzą nad tory układać monety, miażdżone następnie przez nadjeżdżające pociągi. W trakcie zabawy nawet nie pomyślałby, że już za parę minut dostanie wiadomość, która na zawsze odmieni jego dotychczasowy byt.  Chłopiec całą drogę nie może doczekać się na powrót rodziców i kiedy wspólnie razem znajdą się we własnym mieszkaniu. W momencie dotarcia do domu babci, dowiaduje się, że zginęli oni w wypadku samochodowym. Odtąd trafia pod opiekę starszej pani i już nigdy nie będzie tak samo, jak było przed tym feralnym dniem.  Wraz z nim zniknęli dawni koledzy, zniknął jego dawny pokój, a pozostał tylko paniczny strach przed Bozią, zabierającą mu mamę i tatę;  obecnie może będzie chciała porwać również jego samego lub odbierze mu ulubione zabawki. Lepiej więc było ukryć je w pralce. Tam zawsze jest bezpiecznie - jak mawiał ojciec.  W miejsce starych przyjaciół, pojawiają się nowi kumple ale i wrogowie, nowe obowiązki, nowy rytm dnia i wszystko już na zawsze staje się inne. Powoli również zacznie zanikać stary Szymon.
Tośka natomiast nieustannie pamięta o tragicznych doświadczeniach własnej rodziny i sąsiadów w czasie drugiej wojny światowej. Wówczas zmuszona była wyruszyć w podróż. Wyrwana z rodzinnego domu, trafiła do zupełnie obcego i wrogiego świata, musiała poznać i nauczyć się jego praw. Wtedy  między innymi pokochała wieczną miłością Nieznajomego Człowieka - którego pamięć pozostała w niej na zawsze oraz widziała palonych w stodole ludzi.
Wieś Chojny, w której przychodzi mieszkać chłopcu i starszej kobiecie pełna jest tego typu dramatycznych wspomnień mieszkańców. W ich sercu z dawanych dni i bolesnych rozczarowań pozostała już tylko rdza osiadła w ich pamięci i sercu.  
 
Dwie opowieści, dwie historie dwojga ludzi splecione ze sobą i nakładające się na siebie wzajemnie. Akcja powieści biegnie dwutorowo,  rozpoczyna się w roku 2002 i 1939, następnie ciągnie się przez kolejne lata, żeby wrócić do punktu startowego i zakończyć się w już w naszych czasach, w roku 2016. Na przestrzeni tych kilkudziesięciu lat obserwujemy nie tylko parę głównych bohaterów, ale również pozostałych członków rodziny Stawnych, ich przyjaciół i znajomych. To co bez różnicy łączy wszystkie osoby pojawiające się na kartach powieści, to dosłownie jedno wydarzenie – którego absolutnie nikt nie przypuszczał, jakie odciśnie piętno, na jego dalszym życiu oraz odbije się rykoszetem na jego najbliższych. Po tym jednym incydencie, nic już nie będzie takie samo. Dawne szczęście i marzenia ulecą, a ich miejsce zajmie tylko wszechobecna rdza. Wydaje mi się, że właśnie to najbardziej urzekło mnie w powieści Małeckiego. Pokazanie chwili -  podobnej do wielu innych lub całkowicie nieoczkiwanego zwrotu w życiu bohaterów, która w powiązaniu z przedmiotami i miejscami, sprawiła, że ich życie na zawsze się zmieniło. Któż mógłby przypuszczać, że pożegnanie z rodzicami – jedno z wielu, będzie tym ostatnim; spotkanie z nieznajomym mężczyzną zmieni życie małej dziewczynki; szkolny incydent pogrzebie na zawsze to kim się było – zrodzi zaś kogoś nowego. Takich przykładów mógłbym podawać jeszcze wiele, jednak wszystkie sprowadzają się do wspólnego mianownika: zmienia się sam człowiek i przychodzi kres dla jego bezpiecznego dotąd świata. Autor nie szuka czegoś bardzo górnolotnego, mało prawdopodobnych zdarzeń, lecz z mistrzowską umiejętnością oddaje to co ulotne, zwyczajne i pozornie kompletnie nijakie, coś do czego trudno przywiązywać większą wagę. Z tych pojedynczych faktów, wyjmowanych przez niego niczym kadr z filmu buduje wspaniałą opowieść o ludzkim życiu, miłości i cierpieniu.
Ponadto tak samo ważne, jak owe przełomowe wydarzenia są przedmioty otaczające mieszkańców Chojen: komiksy o Asterixie, stara topola, zdjęcie praprapradziadka Lucjana – który gołymi rękoma pozbawił niedźwiedzia życia, stodoła lub kołyska. I znów dostajemy od autora prztyczek, gdyż przecież i w otoczeniu czytelnika znajduje się wiele rzeczy mających dla niego wartość sentymentalną i wiążą się z nimi niepowtarzalne, wyjątkowe  dla każdego wspomnienia. Raz miłe, innym razem może wywołujące łzy.
            Z tej właśnie szarej codzienności Małecki przedstawia wiele trudnych tematów: ból dorastania, przemijanie, śmierć, czy wielka przyjaźń poddana bolesnej próbie oraz marzenia stające się ciężarem trudnym do dźwigania.  Na przestrzeni czternastu lat obserwujemy metamorfozę wszystkich bohaterów książki. Szymek z niewinnego chłopca, zaczytującego się w komiksach, zetknąwszy się ze śmiercią rodziców zmuszony jest przejść szybki kurs dojrzewania, dotychczasowe malowanie krów zastępuje rąbanie drewna, oporządzanie królików i przepiórek. A wymarzony dzień w szkole, zmienia się w przełomowe dla niego zdarzenie tkwiące w nim już niczym zadra na zawsze. Przeżywa swoją pierwszą miłość, sprzeczki z przyjacielem z dzieciństwa – z którym będąc nierozłącznym, coraz częściej przestaje się widywać; a w dotychczasową więź wkradają się liczne animozje – czy bójki.  
Tośka, kobieta boleśnie doświadczona przez los, dotknięta koszmarem wojny i osobistym cierpieniem dźwigała swe piętno przez wiele lat, jedynie pewne ukojenie znajdowała w rozmowach z sąsiadem Andrzejem Budzikiewiczem. Poznała dobrze smak utraty wszystkich bliskich jej sercu osób: nastoletniej miłości, matki, córki, przyjaciół, a wreszcie rozstanie z ukochanym wnuczkiem - któremu poświęciła ostatnie lata życia.
Podobnych dramatycznych historii można mnożyć wśród mieszkańców Chojen: panna porzucona w dniu ślubu, mężczyźni którzy na skutek niefortunnego zdarzenia stali się martwi za życia czy tragiczny w skutkach wypadek. Mam  wrażenie, że wszystkich ich łączy cierpienie, zamknięcie we własnych kręgu bolesnych wspomnień i wyrzutów sumienia. Próbują na swój sposób uwolnić się od tej trucizny zalewającej ich serce i umysł, odnaleźć utracone na przestrzeni lat szczęście i zrealizować swoje marzenia, które zamiast balastu dadzą satysfakcję. Dawne urazy miną, a ich miejsce zajmie przebaczenie.
 
Rdza to proza na najwyższym poziomie, która dosłownie poruszyła wszystkie moje zmysły, serce, umysł i czułem ją na całym ciele. Takiego uczucia nie miałem już od bardzo dawna. To książka pozostawiająca w stanie czytelniczego kaca i z przeczytaniem ostatniego zdania zabiera mowę,  uniemożliwiając przekazanie wszystkich licznie powstałych w trakcie lektury refleksji słowami. Utkana jest niczym pajęczyna z cieniutkich, niepozornych niteczek splatając losy bohaterów w jedną wspólną całość i łącząc ich ze sobą. Pokazuje tkwiące nieraz latami w człowieku blizny i niezagojone rany, na które pozostaje szukać tylko odpowiedzi na pytanie dlaczego. Łączy w sobie rodzinną sagę z zapisem małomiasteczkowego życia. Gdzie wszyscy się znają, wiedzą o sobie wszystko.  W lokalnej społeczności nie brakuje nie wyrównanych rachunków krzywd i często wiele spraw i żywionej urazy rozwiązuje się za pomocą siły – niszczącej nie tylko ofiarę, ale także oprawcę. Jeżeli opowiadając Wam o Cabré stwierdziłem, że jest on wirtuozem słowa; to Jakub Małecki jest malarzem słowa. W prosty sposób, przy wykorzystaniu potocznej mowy  słyszanej niejednokrotnie na ulicy oddaje krajobraz jednej z wielu wsi w Polsce, z jej radościami, smutkami i sekretami. Ludzie pojawiający się u niego są niezwykle barwni i wyraziści. Z jednej strony mamy zapis życia rodziny znajdującego się w oparach wojny, okresu Polski Ludowej i transformacji ustrojowej, pokazanego w dość brutalny sposób, z drugiej jednak obraz ten jest niezwykle subtelny, ciepły, pełno w nim wrażliwości na krzywdę i ludzkie dramaty. Historia ta wciąga bez reszty i nie pozwala na odłożenie jej na później.
 
Rdza była moim pierwszym spotkaniem z Jakubem Małeckim i już nie mogę doczekać się na kolejne. Dla mnie zaś na pewno będzie to jedna z najważniejszych ze wszystkich przeczytanych książek. Zwłaszcza przez ponowne przypomnienie uniwersalnych prawd: o kruchości przyjaźni i potrzebie jej pielęgnowania niczym najcenniejszego skarbu, przemijaniu człowieka i próbie radzenia sobie z tym, co może wydawać się ciężarem nie do udźwignięcia. Powieść mimo bijącego z niej dramatyzmu,  daje wiele nadziei na lepsze jutro.
 
Polecam.
Moja ocena 10/10
 


                                                     Źródło: portal lubimyczytac.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz