piątek, 23 lutego 2018

MROCZNY PIĄTEK: DOM CZWARTY - KATARZYNA PUZYŃSKA


MROCZNY
PIĄTEK


DOM CZWARTY – KATARZYNA PUZYŃSKA


Istnieją takie miejsca, w których mroczna pamięć o dawno minionych wydarzeniach nadal jest żywa. Miejsca mroczne, tajemnicze, wrogo nastawione do przybyszów mogących odkryć niewygodne dla wielu osób fakty. Nie tylko tamtejsi mieszkańcy nie należą do gościnnych, lecz nawet  przyroda wydaje się złowroga i przerażająca. Zwłaszcza, jeśli mowa jest o zbrodni ludobójstwa mającej miejsce w czasie II wojny światowej, zbrodni z którą łącza się łzy dzieci rozdzielonych z rodzicami, łzy rozdartych rodzin, postawy bohaterskie i tych co złamali się pod naporem brutalnej siły. O ile, o tych pierwszych chętnie się mówi i stawia na piedestale chwały podczas rocznicowych uroczystości, to o tych ostatnich chce się zapomnieć. To miejsca naznaczone ludzką tragedią, rozpaczą i bólem obecnym w duszy mimo upływy lat.
         Jednym z takich miejscowości są Złociny, których sama nazwa określa ich charakter. Złociny, równają się złym czynom, mających miejsce nie tylko prawie osiemdziesiąt lat temu – w roku 1939; lecz powtórzyły się one jeszcze dawno po wojnie. A obecnie ponownie znajdują się o krok od kolejnej tragedii. Miasteczko to wykreowała Katarzyna Puzyńska w Domie czwartym; stanowiącym siódmą  odsłonę opowieści o stróżach prawa z Lipowa i Brodnicy.

Była komisarz Klementyna Kopp po otrzymaniu listu od matki wraca do rodzinnych stron. Ma wyjaśnić sprawę morderstwa Róży Grabowskiej - żony swego kuzyna, który po przyznaniu się do winy odbywa karę pozbawienia wolności. W drodze do Złocin, znika wszelki po niej ślad. Zaniepokojona partnerka kobiety prosi o pomoc Daniela Podgórskiego, który wraz z Emilią i Weroniką ruszają na poszukiwanie koleżanki. Mieszkańcy zgodnie twierdzą, że od dawna jej nie widzieli, ale policjant odkrywa, że musiało być zupełnie inaczej niż wszyscy twierdzą. Nikt w rozmowie z nim nie był do tej pory szczery. Wnioski te nasuwają się zwłaszcza, wraz z pojawieniem się szubienicy rysowanej przez neonazistów na domach prominentnych osób i podrzucenia im martwych ptaków.


Obecne wydarzenia mają ścisły związek z przeszłością dawną – związaną z przebywających wówczas w Brodnicy i okolicach hitlerowcami; jak również nieco wcześniejszą bo sprzed czterdziestu lat, jak również tej całkiem niedawnej – rozegranej dwa lata wcześniej. Wszystkie one przeplatają się ze sobą, tworząc  łańcuch zła oplatający od początku losy  rodzin  Drozdowskich, Koppów i Żaków.  Wyciskając na zawsze trwały ślad ludzkiej krzywdy i bolesnej historii. Niczym w kostkach domino, przewracając jeden element pociąga się za nim następne. Jedno zabójstwo niewinnych ludzi, pociągnie potem kolejne na stałe tworząc już z małego miasteczko, miejsce złowrogie i niegościnne.

Katarzyna Puzyńska po raz kolejny w rewelacyjny sposób oddaje ducha małomiasteczkowego, w którym plotka rozchodzi się pędem błyskawicy. Mówi się o wszystkim i o każdym. O proboszczu mającym podobno mieć z gospodynią nieślubnego syna, o skandalach w domach sąsiadów, a przede wszystkim o tych z którymi od lat ma się konflikt. Serce tej społeczności stanowią uroczystości kościelne i państwowe, do dziś na przykład pod pomnikiem ofiar zamordowanych nad jeziorem Bachotek składane są kwiaty. A pamięć o wydarzeniach z października 1939 roku przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. To ludzie posiadający tradycyjny i mocno konserwatywny światopogląd. Za największą hańbę uznają rozwody– nawet widok maltretowanej przez męża córki nie jest w stanie zmienić ich postawy. Z drugiej strony są pruderyjni, obłudni,  obce jest im jakiekolwiek przebaczenie i próba zrozumienia innych. W Złocinach każdy bez wyjątku ma coś do ukrycia, wraz z ujawnieniem pilnie przechowywanego sekretu nigdy już nie będzie postrzegany w taki sam sposób, jak dotychczas. Historia naznaczyła w ich umysłach trwałe ślady, wytwarzając najgorsze z możliwych postawy wrogości wobec sąsiada. Do dziś wypomina się byłemu funkcjonariuszowi milicji, jego esbecką przeszłość. Tutejsza społeczność dzieli się na „prawdziwych patriotów” walczących zarówno podczas wojny, jak również po jej zakończeniu z wrogami  Ojczyzny i zdrajców – kolaboranci hitlerowscy i komuniści. Życie jednak z właściwą sobie umiejętnością weryfikuje owe postawy, a chichot dziejowy zacznie być słyszany na każdym kroku.

Dom czwarty sięga po znany schemat dwóch walczących ze sobą rodzin: Grabowskich i Żaków. Żywiących względem siebie nienawiść w czystej postaci, wypominającej nawzajem przeszłość i zwaśnionych od kilkudziesięciu lat. Obwiniają siebie nawzajem o cale zło świata, podczas gdy, każda z nich ma powody do wstydu. Dawne antagonizmy odezwą się zwłaszcza wraz ze sprawą zaginięcia Klementyny i ponownym badaniem zabójstwa Róży, Wtedy to na światło dzienne zaczną wychodzić fakty, na podstawie których każdy z ich członków mógł mieć motyw w pozbyciu się obu kobiet.

O ile od początku lipowskiej sagi czekałem na poznanie więcej faktów związanych z osobą komisarz Kopp, to w siódmej odsłonie cyklu w końcu była okazja dokładnie zapoznać się z dramatycznymi dziejami byłej śledczej. Wydaje mi się, że tom ten był niezbędny do pełnego jej zrozumienia. Tylko w ich świetle rozumie się, dlaczego dziś jest nieprzystępna, często antypatyczna i nie ma ochoty na zbyt bliskie znajomości – z wyjątkiem dwóch osób: Lilianny i Daniela. W moim odczuciu jest on niezwykle zgrabnym domknięciem wątku Klementyny i daje odpowiedzi na wszystkie przejawiające się od pierwszej częścii związane z nią pytania. Nie ukrywam, że jest to dość ciekawe zobaczyć niepokorną policjantkę jakby z drugiej strony. Z prowadzącej dochodzenie, przenikliwego śledczego sama staje się przypuszczalną ofiarą zbrodni.

Mimo generalnie bardzo pozytywnego odbioru powieści, to jednak były w niej pewne rzeczy, które mi przeszkadzały. Pierwszą z nich to język. O ile do tej pory nie miałem najmniejszych zastrzeżeń do stylu Puzyńskiej, to teraz i owszem. Wiąże się, to używaniem przez nią określeń wywodzących się z slangu  policyjnego, typu: firma, krym, nurek itp. W prawdzie w przypisach są one wyjaśnione, jednak nie jest zbyt wygodne co pewien czas zerkać co oznacza dane słowo. Rozumiem, że miały one za zadanie bardziej oddać rzeczywistość policjantów posługujących się na co dzień wieloma zwrotami, które nie zawsze są zrozumiałem dla niewtajemniczonych,  jednak przez kilka tomów przyzwyczaiłem się już do pewnej narracji i zmianę jej niekoniecznie odbieram, jako plus.

Druga kwestia, którą już poruszyłem wcześniej w recenzji  Łaskuna, autorka absolutnie nie oszczędza swoich bohaterów, co potwierdziła ponownie w Domie czwartym. O ile mógłby być to niewątpliwy atut książki, która ponownie porusza w czytelnikach ich najgłębsze pokłady  emocjonalne, dając rozwiązania nie zawsze  proste; to jednak mamy już niestety pewne mocne przegięcie. Odnoszące się zwłaszcza do osoby Podgórskiego, o ile jego misiowaty wizerunek złamała poprzednia część, to teraz osiągnęło  swoje apogeum. Jest bezczelny, arogancki, wulgarny, wraz ze zmianą fizjonomii zmienił się w całkowicie innego człowieka. Niestety takie poprowadzenie postaci mnie osobiście nie podobało się. Nie znaczy to, że lipowscy stróże  prawa  pod wpływem doświadczeń nie mogą zmieniać się – bo również byłoby to niewiarygodne, jednak tak duży kontrast również mnie nie porywa i  nie przekonuje. Nie będę ukrywać, że wolałbym spotkać ludzi, z którymi zdążyłem się już zżyć, niż widzieć w nich zupełnie obce osoby.

Do tej pory każdy tom wnosił z sobą coś oryginalnego, pokazując ewoluowanie stylu pisarki, jak również świadczył o jej dużej kreatywności w budowaniu niebanalnych zagadek kryminalnych. Co również, gdzieś zanikło w tej powieści. Powiela schemat Utopców pokazując miejscowość w której diabeł mówi dobranoc, wrogiej wobec przybyszów – przejawiają ją mieszkańcy i przyroda; oraz między innymi Trzydziestej pierwszej przywołując sprawę sprzed kilkudziesięciu lat, która obecnie nadal zbiera swe krwawe żniwo.  Poza tym opowiadane były historie zwykłych ludzi, które były wiarygodne od samego początku do końca; wprawdzie cecha ta występuje również w Domie czwartym, jednak wkradł się do niego pewien element rodzaju zabili go i uciekł psujący odbiór książki. Nie wiem z czego może wypływać, jednak na pewno burzy on moje zaufanie do prowadzonej narracji.

Z tych właśnie powodów, mimo że samą książkę czyta się bardzo dobrze, to jednak w moim odczuciu jest ona najsłabsza ze wszystkich dotychczasowych  części. Mam wrażenie, że mogłaby być bardzo zgrabnym domknięciem cyklu, na pewno z zakończeniem trudnym dla czytelnika, jednak pozostawiającym po sobie rewelacyjne wspomnienia. Do dalszego kontynuowania serii nie jestem zbyt przekonany, czy wyjdzie to na dobre. Czas pokaże.

Polecam,
Moja ocena 6/10

                                              Źródło: Wydawnictwo Pruszyński i S-ka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz