czwartek, 14 grudnia 2017

Jak cię zabić, kochanie? - Alek Rogoziński


         „Pieniądze, to najlepszy przyjaciel kobiety” – śpiewała Marilyn Monroe i wydaje się, że stwierdzenie to mocno wbiło się w świadomość przedstawicieli obu płci, dzięki czemu mimo upływu już kilkudziesięciu lat od chwili, gdy padło po raz pierwszy nie straciło nic ze swej aktualności. Jedynie czasem rodzi się drobne pytanie. Czy nie są przyjaciółmi również mężczyzn? Przecież, jak świat światem kochają je wszyscy, stwierdzenie zaś, jakoby nie dawały szczęścia - dla wielu pozostaje pustym sloganem. Jak bowiem mają nie dać szczęścia? Jeśli sfrustrowana żona, u której nie doceniono talentu kulinarnego, mając je mogłaby sprawić, by u jej drzwi stał Brad Pitt; natomiast mąż po ciężkim dniu pracy, utarczkach z upierdliwym szefem i wysłuchując tyrad pod swoim adresem ze strony ślubnej małżonki, dzięki nim poderwałby i ożenił się może nawet z samą Angeliną Jolie. Tak więc, liczą się dla wszystkich i wszyscy bez wyjątku je kochamy, chcąc mieć ich coraz więcej, jednocześnie zapominając o tym co w życiu naprawdę się liczy.

         Stają się one olejem napędowym działań bohaterów komedii kryminalnej księcia tego gatunku, Alka Rogozińskiego w „Jak cię zabić, kochanie?”, który pokazuje do czego są w stanie posunąć się małżeństwo z paroletnim stażem i zakonnice z wikariuszem parafii w której pełnią razem posługę duszpasterską w chwili zapukania do ich drzwi perspektywy przejęcia wielomilionowego spadku, po starszej, pobożnej babci, od której sprytu mógłby się uczyć sam diabeł.

 

            Kasia i Darek Donkowie są parę lat po ślubie, ich pierwsza miłość poszła w siną dal, a jej miejsce zajęły wzajemne żale, pretensje i złośliwości. W chwili, gdy mąż po raz kolejny ośmielił skrytykować się jej obiad; kobieta nabiera chęci pozbycia się z go z tego świata. Jednym z dodatkowych powodów jest sporządzony przez jej zmarłą babcię testament. Starsza pani słynąca z wielkiej pobożności i szczodrości dla pobliskich amerykańskich parafii, zapisała w swej ostatnie woli, że jej bajecznie duży majątek przejmie wnuczka z mężem pod warunkiem, że w ciągu pięciu lat od jej przejścia na łono Abrahama, doczekają się dziecka. Jedynie śmierć jednego z nich przed upływem wyznaczonego czasu zwolni z wcześniej postawionego obwarowania i wówczas, to które pozostało przy życiu przejmie wszystko. W przeciwny razie całość przejdzie w posiadanie proboszcza księdza Adama. O zapisie tym, przypadkowo dowiadują się dwie zakonnice i mając przed oczami widmo bankructwo parafii polskiego duchownego i powrót do klasztoru z pomocą jego siostrzeńca ks. Patricka postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce. Wspólnie wyjadą do Polski i pozbędą się spadkobierców. Tym samym szybko okaże się, że Kasia z mężobójczyni stanie się ofiarą musząca ratować swe życie, tym bardziej, że do gry poza nią i amerykańskimi mniszkami, wchodzi jeszcze trzeci gracz. Tak oto rozpoczyna się seria pomyłek w której role szybko się odwracają, zwłaszcza że cały czas w grze są miliony dolarów.

 

            Alek Rogoziński tym razem zaprasza czytelników na komedię małżeńską pełną humoru i scen z życia codziennego znanego wielu rodzinom, poza oczywiście próbami wyeliminowania złośliwego współmałżonka. Nie brakuje wzajemnych uszczypliwości, „wielkiej miłości” do teściowej, która dostarcza w ekspresowym tempie kolejne słoiki dżemu z mirabelek, krytykowania kuchni żony – podczas, gdy ona uważa się za drugą Magdę Gessler; czy wreszcie docinków pod adresem męża wracającego coraz częściej późno z pracy i od którego nie można się niczego doprosić. Rodzi się nieodzowne pytanie: skąd my to wszystko znamy?

Do tego dochodzi dość ciekawe przedstawienie dwóch fałszywych zakonnic pracujących w parafii polskiego księdza, które – jak stwierdziła w opinii zamieszczonej na okładce, Magdalena Witkiewicz- nie są takie święte. I to święta prawda, bowiem znają się na wyrzutniach granatów i wszelkiej rodzaju broni palnej, lepiej od niejednego terrorysty z Al.-Kaidy. Są niesamowicie wrażliwe na swym punkcie, uważając się za istne Miss Uniwersum; przez co nie warto śmiać się z nich, bo można zostać podziurawionym od kul niczym sitko. I co ważne zawsze mają ostatni głos i nie zamierzają słuchać ostrzeżeń Patricka. Nie wspominając nawet o ich porażającej znajomości geografii. 

 Jednak nie mniej groźnym od nich okaże się szef warszawskiego półświatka, Tygrys Złocisty zawsze wyrównując długi z tymi co zdążyli mu się narazić lub przez głupotę pożyczyli od niego pieniądze.

W każdej porządnej historii kryminalnej muszą pojawić się osoby zupełnie przypadkowo wciągnięte w intrygę. Tak też jest i tym razem i z całą pewnością zaliczy się do nich lekarka Danusia, której przyjdzie zupełnie wbrew jej woli działać i pomagać osobom znajdujących się po dwóch stronach barykady. Jedną z nich będzie jej najlepsza przyjaciółka, a drugim siostrzeniec. Wreszcie najzabawniejszy okazuje się trup męża, który nie koniecznie pasuje mu przypisana do niego rola i woli również zająć miejsce łowczego.  

Niewątpliwym plusem jest pokazanie polskiej rzeczywistości w krzywym zwierciadle. Zwłaszcza mnie osobiście bawił opis niektórych popularnych w naszej telewizji programów. Scharakteryzowanie ich przez Alka Rogozińskiego to istny „strzał w dziesiątkę”.

Przede wszystkim jednak pokazano poza toczoną w domu Donków wojną polsko-polską, pewne przywary części Polaków, do których z całą pewnością może przypisać hipochondryzm, najlepiej widoczny u Basieńki, matki głównej bohaterki. Staje się ona równocześnie pretekstem do przedstawienia smutnego wizerunku funkcjonowania służby zdrowia.

Autor śmieje się ze wszystkich i ze wszystkiego: z mentalności rodaków; wyobrażeń Amerykanów o Polsce, jako o miejscu gdzie wiecznie pada śnieg, ludzie mieszkają w igloo, a po ulicach biegają białe niedźwiedzie, nie wspominając już o samym położeniu geograficznym naszego pięknego kraju; dewocyjnych postawach co bardziej nadgorliwych katolików dla których na duchownego nie wolno powiedzieć złego słowa- przecież to „święty człowiek”. Podczas, gdy u Rogozińskiego obserwuje się ich po prostu, jako zwykłych ludzi ze swoimi wadami, zwłaszcza grzechem głównym w postaci miłości do pieniądza, jak również wykraczających przeciw kilku przykazaniom Dekalogu, zwłaszcza „nie cudzołóż” i „nie zabijaj”. W dążeniu do zgarnięcia majątku kierują się dewizą „cel uświęca środki”. Kierowani własną chciwością często popadają w poważne tarapaty. Rysuje się przez to ciekawy obraz ludzi Kościoła, od których wymagałoby się wysoko rozwiniętej moralności, tymczasem niczym nie różnią się od zwykłych śmiertelników, a pewne wręcz działania podejmowane przez siostry Almę i Mary niczym nie odstają od tego co robią najgroźniejsze grupy przestępcze czy terroryści. Nie wspomnę, że niezwykle intryguje mnie fakt, jak tym dwóm paniom o bogatej przeszłości kryminalnej udało się zostać pobożnymi mniszkami. Patrząc z tego punktu „Jak cię zabić, kochanie?” potrafi oczywiście bawić do łez, lecz także przywodzi wiele gorzkich refleksji nad którymi warto się czasem zastanowić.

Inny atut książki stanowi rewelacyjny język, jakim napisana jest książka, sprawie mijanie kolejnych stron w szybkim tempie, praktycznie jeszcze dobrze nie zacznie się jej czytać,  a już przychodzi się z nią rozstać. Jest on zabawny, prosty, nacechowany dużą ilością dialogów.. Do tego dochodzi spora porcja ironii, groteski i absurdu pokazującego duży talent obserwatorski Alka Rogozińskiego widoczny zarówno w przypadku przysłowiowego Kowalskiego – i nie chodzi bynajmniej o samego bohatera książki o tym nazwisku; jak także wielu współczesnych celebrytów. Osobiście najbardziej bawiło mnie przywołanie postaci Magdy Gessler – występującej w jego powieści regularnie; jak również, a może przede wszystkim Beaty Kozidrak. Jest to pozycja znakomita na poprawę nastroju, miłe spędzenie zimowych wieczorów, ale przede wszystkim rozrywka na najwyższym poziomie.

Wreszcie jedynym minusem, jaki udało mi się zauważyć w „Jak cię zabić, kochanie?” to zakończenie. Jest ono z jednej strony zaskakujące, myślę, że od pewnego momentu czeka się na taki obrót spraw. Jednak ostatnie strony nieco mnie zawiodły. Nie chce za dużo zdradzić, żeby nie psuć niespodzianki z poznania finału zwariowanej historii Donków i ludzi czyhających na ich życie, jednak powiem tylko, zupełnie czegoś innego oczekiwałem. Spodziewałem się finału przystającego do reszty powieści, a tego moim zdaniem nie ma. Za to jest on po prostu zbyt przyjemny i miły, a wolałbym, może jak przystało na porządną powieść kryminalną, aby był nieco bardziej krwawy i uśmiercił któregoś z bohaterów.

Polecam.

Moja ocena 7/10
 
                                                       Źródło: Wydawnictwo Filia Mroczna Stona
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz