„Pieniądze, to najlepszy przyjaciel
kobiety” – śpiewała Marilyn Monroe i wydaje się, że stwierdzenie to mocno wbiło
się w świadomość przedstawicieli obu płci, dzięki czemu mimo upływu już
kilkudziesięciu lat od chwili, gdy padło po raz pierwszy nie straciło nic ze
swej aktualności. Jedynie czasem rodzi się drobne pytanie. Czy nie są
przyjaciółmi również mężczyzn? Przecież, jak świat światem kochają je wszyscy,
stwierdzenie zaś, jakoby nie dawały szczęścia - dla wielu pozostaje pustym
sloganem. Jak bowiem mają nie dać szczęścia? Jeśli sfrustrowana żona, u której
nie doceniono talentu kulinarnego, mając je mogłaby sprawić, by u jej drzwi
stał Brad Pitt; natomiast mąż po ciężkim dniu pracy, utarczkach z upierdliwym
szefem i wysłuchując tyrad pod swoim adresem ze strony ślubnej małżonki, dzięki
nim poderwałby i ożenił się może nawet z samą Angeliną Jolie. Tak więc, liczą
się dla wszystkich i wszyscy bez wyjątku je kochamy, chcąc mieć ich coraz
więcej, jednocześnie zapominając o tym co w życiu naprawdę się liczy.
Stają się one olejem napędowym działań
bohaterów komedii kryminalnej księcia tego gatunku, Alka Rogozińskiego w „Jak
cię zabić, kochanie?”, który pokazuje do czego są w stanie posunąć się
małżeństwo z paroletnim stażem i zakonnice z wikariuszem parafii w której
pełnią razem posługę duszpasterską w chwili zapukania do ich drzwi perspektywy
przejęcia wielomilionowego spadku, po starszej, pobożnej babci, od której
sprytu mógłby się uczyć sam diabeł.
Kasia i Darek Donkowie są parę lat po ślubie, ich
pierwsza miłość poszła w siną dal, a jej miejsce zajęły wzajemne żale,
pretensje i złośliwości. W chwili, gdy mąż po raz kolejny ośmielił skrytykować
się jej obiad; kobieta nabiera chęci pozbycia się z go z tego świata. Jednym z
dodatkowych powodów jest sporządzony przez jej zmarłą babcię testament. Starsza
pani słynąca z wielkiej pobożności i szczodrości dla pobliskich amerykańskich
parafii, zapisała w swej ostatnie woli, że jej bajecznie duży majątek przejmie
wnuczka z mężem pod warunkiem, że w ciągu pięciu lat od jej przejścia na łono Abrahama,
doczekają się dziecka. Jedynie śmierć jednego z nich przed upływem wyznaczonego
czasu zwolni z wcześniej postawionego obwarowania i wówczas, to które pozostało
przy życiu przejmie wszystko. W przeciwny razie całość przejdzie w posiadanie
proboszcza księdza Adama. O zapisie tym, przypadkowo dowiadują się dwie
zakonnice i mając przed oczami widmo bankructwo parafii polskiego duchownego i
powrót do klasztoru z pomocą jego siostrzeńca ks. Patricka postanawiają wziąć
sprawy w swoje ręce. Wspólnie wyjadą do Polski i pozbędą się spadkobierców. Tym
samym szybko okaże się, że Kasia z mężobójczyni stanie się ofiarą musząca
ratować swe życie, tym bardziej, że do gry poza nią i amerykańskimi mniszkami,
wchodzi jeszcze trzeci gracz. Tak oto rozpoczyna się seria pomyłek w której
role szybko się odwracają, zwłaszcza że cały czas w grze są miliony dolarów.
Alek Rogoziński tym razem zaprasza czytelników na komedię
małżeńską pełną humoru i scen z życia codziennego znanego wielu rodzinom, poza
oczywiście próbami wyeliminowania złośliwego współmałżonka. Nie brakuje
wzajemnych uszczypliwości, „wielkiej miłości” do teściowej, która dostarcza w
ekspresowym tempie kolejne słoiki dżemu z mirabelek, krytykowania kuchni żony –
podczas, gdy ona uważa się za drugą Magdę Gessler; czy wreszcie docinków pod
adresem męża wracającego coraz częściej późno z pracy i od którego nie można
się niczego doprosić. Rodzi się nieodzowne pytanie: skąd my to wszystko znamy?
Do
tego dochodzi dość ciekawe przedstawienie dwóch fałszywych zakonnic pracujących
w parafii polskiego księdza, które – jak stwierdziła w opinii zamieszczonej na
okładce, Magdalena Witkiewicz- nie są takie święte. I to święta prawda, bowiem
znają się na wyrzutniach granatów i wszelkiej rodzaju broni palnej, lepiej od
niejednego terrorysty z Al.-Kaidy. Są niesamowicie wrażliwe na swym punkcie,
uważając się za istne Miss Uniwersum; przez co nie warto śmiać się z nich, bo
można zostać podziurawionym od kul niczym sitko. I co ważne zawsze mają ostatni
głos i nie zamierzają słuchać ostrzeżeń Patricka. Nie wspominając nawet o ich porażającej
znajomości geografii.
Jednak nie mniej groźnym od nich okaże się szef
warszawskiego półświatka, Tygrys Złocisty zawsze wyrównując długi z tymi co
zdążyli mu się narazić lub przez głupotę pożyczyli od niego pieniądze.
W
każdej porządnej historii kryminalnej muszą pojawić się osoby zupełnie
przypadkowo wciągnięte w intrygę. Tak też jest i tym razem i z całą pewnością
zaliczy się do nich lekarka Danusia, której przyjdzie zupełnie wbrew jej woli
działać i pomagać osobom znajdujących się po dwóch stronach barykady. Jedną z
nich będzie jej najlepsza przyjaciółka, a drugim siostrzeniec. Wreszcie
najzabawniejszy okazuje się trup męża, który nie koniecznie pasuje mu
przypisana do niego rola i woli również zająć miejsce łowczego.
Niewątpliwym
plusem jest pokazanie polskiej rzeczywistości w krzywym zwierciadle. Zwłaszcza
mnie osobiście bawił opis niektórych popularnych w naszej telewizji programów.
Scharakteryzowanie ich przez Alka Rogozińskiego to istny „strzał w dziesiątkę”.
Przede
wszystkim jednak pokazano poza toczoną w domu Donków wojną polsko-polską, pewne
przywary części Polaków, do których z całą pewnością może przypisać
hipochondryzm, najlepiej widoczny u Basieńki, matki głównej bohaterki. Staje
się ona równocześnie pretekstem do przedstawienia smutnego wizerunku funkcjonowania
służby zdrowia.
Autor
śmieje się ze wszystkich i ze wszystkiego: z mentalności rodaków; wyobrażeń
Amerykanów o Polsce, jako o miejscu gdzie wiecznie pada śnieg, ludzie mieszkają
w igloo, a po ulicach biegają białe niedźwiedzie, nie wspominając już o samym położeniu
geograficznym naszego pięknego kraju; dewocyjnych postawach co bardziej
nadgorliwych katolików dla których na duchownego nie wolno powiedzieć złego
słowa- przecież to „święty człowiek”. Podczas, gdy u Rogozińskiego obserwuje
się ich po prostu, jako zwykłych ludzi ze swoimi wadami, zwłaszcza grzechem
głównym w postaci miłości do pieniądza, jak również wykraczających przeciw
kilku przykazaniom Dekalogu, zwłaszcza „nie cudzołóż” i „nie zabijaj”. W
dążeniu do zgarnięcia majątku kierują się dewizą „cel uświęca środki”.
Kierowani własną chciwością często popadają w poważne tarapaty. Rysuje się
przez to ciekawy obraz ludzi Kościoła, od których wymagałoby się wysoko
rozwiniętej moralności, tymczasem niczym nie różnią się od zwykłych
śmiertelników, a pewne wręcz działania podejmowane przez siostry Almę i Mary
niczym nie odstają od tego co robią najgroźniejsze grupy przestępcze czy
terroryści. Nie wspomnę, że niezwykle intryguje mnie fakt, jak tym dwóm paniom
o bogatej przeszłości kryminalnej udało się zostać pobożnymi mniszkami. Patrząc
z tego punktu „Jak cię zabić, kochanie?” potrafi oczywiście bawić do łez, lecz
także przywodzi wiele gorzkich refleksji nad którymi warto się czasem
zastanowić.
Inny atut książki stanowi rewelacyjny język, jakim napisana jest książka, sprawie mijanie kolejnych stron
w szybkim tempie, praktycznie jeszcze dobrze nie zacznie się jej czytać, a już przychodzi się z nią rozstać. Jest on
zabawny, prosty, nacechowany dużą ilością dialogów.. Do tego dochodzi spora porcja
ironii, groteski i absurdu pokazującego duży talent obserwatorski Alka
Rogozińskiego widoczny zarówno w przypadku przysłowiowego Kowalskiego – i nie
chodzi bynajmniej o samego bohatera książki o tym nazwisku; jak także wielu
współczesnych celebrytów. Osobiście najbardziej bawiło mnie przywołanie postaci
Magdy Gessler – występującej w jego powieści regularnie; jak również, a może
przede wszystkim Beaty Kozidrak. Jest to pozycja znakomita na poprawę nastroju,
miłe spędzenie zimowych wieczorów, ale przede wszystkim rozrywka na najwyższym
poziomie.
Wreszcie
jedynym minusem, jaki udało mi się zauważyć w „Jak cię zabić, kochanie?” to
zakończenie. Jest ono z jednej strony zaskakujące, myślę, że od pewnego momentu
czeka się na taki obrót spraw. Jednak ostatnie strony nieco mnie zawiodły. Nie
chce za dużo zdradzić, żeby nie psuć niespodzianki z poznania finału
zwariowanej historii Donków i ludzi czyhających na ich życie, jednak powiem
tylko, zupełnie czegoś innego oczekiwałem. Spodziewałem się finału
przystającego do reszty powieści, a tego moim zdaniem nie ma. Za to jest on po
prostu zbyt przyjemny i miły, a wolałbym, może jak przystało na porządną powieść
kryminalną, aby był nieco bardziej krwawy i uśmiercił któregoś z bohaterów.
Polecam.
Moja ocena 7/10
Źródło: Wydawnictwo Filia Mroczna Stona
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz