czwartek, 21 grudnia 2017

Cykl Saga rodu Cantendorfów - Krystyna Mirek


Historie miłosnych mezaliansów inspirowały i inspirują do dziś pisarzy i filmowców. Bez trudu można podać wiele tytułów poruszających ten wątek. Wydawać by się mogło, że nic nowego w tym zakresie nie uda się stworzyć, wszystko co było do powiedzenia zostało już powiedziane, a owe „trędowate” najwyższa pora wysłać do dziewiętnastowiecznych lamusów. Jednak literatura potrafi okazać się przewrotną i świetnie udowadnia, że w każdej epoce można stworzyć nowatorską opowieść o zakazanej miłości, a jeżeli dołożyć do tego dość mroczną zagadkę kryminalną; dostajemy całkiem przyzwoitą powieść, która pochłonie nas na wiele godzin.

           Krystyny Mirek cyklem „Saga rodu Cantendorfów” kontynuuje rozpoczęty przed ponad wiekiem trend, przy równoczesnym odniesieniu się do czytelników XXI wieku i ich oczekiwań stawianych książkom. Opowiada o tragicznym uczuciu  pewnej zubożałej panny z dobrego domu i arystokraty, dziedzica bajecznej fortuny. Jednak, jak to zawsze bywa przyjdzie się im zmierzyć z licznymi intrygami ludzi zdolnych do wszystkiego, aby tylko uzyskać swój cel. Zło czające się w murach  zamczyska nie śpi i ponownie atakuje.

 

         Anglia XIX wieku.  Hrabia Aleksander Cantendorf nie ma szczęścia do małżeństw, kolejne żony krótko po ceremonii i zamieszkaniu w  zamku umierają.  Z tego powodu rodzi się wiele spekulacji, czy na pewno była to śmierć naturalna, a może ktoś im w tym pomógł. Jedni sądzą, jakoby sam uśmiercał kolejne kobiety. Inni obwiniają gospodynię panią Klementynę Hammond lub kochankę mężczyzny, lady Isabelle Adler. Mimo obaw o życie córek, wszystkie miejscowe rody pragną za pomocą ślubu skoligacić się z rodziną Cantendorfów.  Tym razem Isabelle nie zamierza tolerować następnej pretendentki, tylko sama pragnie wyjść za niego. Widząc w tym szansę pozbycia się  dotychczasowego znienawidzonego przez nią, a w dodatku dużo starszego męża. Przez wiele lat musiała ukrywać romans, bojąc się  wydziedziczenia. Jednak  po śmierci lorda Adlera na światło dzienne wychodzą jego liczne, skrywane tajemnice, a testament starszego pana w ogóle nie uwzględnia małżonki. W obliczu groźby życia w ubóstwie, musi spotęgować swe dotychczasowe wysiłki matrymonialne, zwłaszcza, że nie ma już nic do stracenia. Los bywa przewrotny i Aleksander podczas jednego z spacerów poznaje młoda i piękną Kate Milton, córkę dzierżawcy jego włości, któremu z powodu długu grozi usunięcie z majątku. Dziewczyna zakochuje się w arystokracie od pierwszego wejrzenia. Nie wiedząc jeszcze, iż rodzice planują małżeństwo  jej starszej siostry Amelii z właścicielem majątku. Nie licząc się przy tym z uczuciami córki, której serce bije dla innego mężczyzny.  W tej sytuacji Kate z pomocą miejscowej wiedźmy, Alice ma zamiar walczyć o szczęście ich obu. Zawiera pakt z kobietą, że ta pomoże jej w zastaniu nową hrabiną;  ona natomiast w odpowiedniej chwili spełni życzenie Alice.   O ile początkowo Aleksander nie traktuje jej poważnie, nazywając rudą kotką; z czasem zaczyna zauważać u niej coraz więcej zalet i pragnie przebywać z nią na osobności. Między nimi zrodziła się bowiem prawdziwa miłość, a panna Milton różni się od kobiet, jakie dotąd znał. Kiedy wydaje się, że kolejny ślub na zamku jest kwestią nieodległej przyszłości, wówczas spadnie na zakochanych wiadomość, która może ich rozdzielić już na zawsze.


            Saga rodu Cantendorfów składa się z trzech części: Tajemnica zamku, Cena szczęścia i Prawdziwa miłość, które należy czytać po kolei, gdyż każda stanowi kontynuację poprzedniej. Nie znając, tego co działo się we wcześniejszym tomie, trudno będzie zrozumieć fabułę kolejnej odsłony.  Jeżeli zaś chodzi o moje odczucia są one dość mieszane. Z jednej strony seria ta bardzo przypadła mi do gustu, z drugiej niestety znalazłem parę poważnych mankamentów.

Najmniej podobał mi się pierwszy tom, a po skończonej lekturze uważałem, że zmarnowano świetny potencjał powieści. Dziewiętnastowieczna Anglia epoki wiktoriańskiej z surową moralności, magia i zagadka kryminalna na tle wielkiej miłości postrzeganej jako mezalians, stanowiły idealne wręcz elementy na stworzenie świetnej książki z wartką akcją, grającej silnie na emocjach czytelników; ostatecznie nie otrzymałem nic z tego czego oczekiwałem od niej . Pozostał tylko duży niedosyt i rozczarowanie. Główną winę za to ponosi niezwykle rozwlekła akcja. Jedna kwestia potrafi zająć sto stron, przez co zaczyna wkradać się nuda. Wszystko jest powolne i zbyt rozciągnięte. Koncepcja stworzenia serii nie do końca sprawdziła się w tym przypadku, gdyby  była powieścią jednotomową podejrzewam, że wówczas całość nabrałaby większego rozpędu i bardziej potrafiła skupić na sobie uwagę czytelnika. Nie wiem co stoi za powstaniem trylogii, czy opinia wydawnictwa, czy notatki  autorki zamierzającej stworzyć większą, kilkutomową opowieść, dzięki której zdobędzie  więcej miejsca na rozpisanie postaci i spokojne przedstawienie  dziejów wpływowej familii z jej mrocznymi tajemnicami, które obecnie stają się przyczyną nieszczęść wielu ludzi. W każdym razie plan ten uważam, za totalnie nietrafiony.

Kolejnym minusem jest zagadka kryminalna przewijająca się przez cały cykl. Słychać rozmowy o złu mieszkającym w murach starego zamczyska, będącego niebezpiecznym i ściągającym śmierć na kolejne żony hrabiego, zaraz po przekroczeniu przez nie progu rezydencji. Milton chcąc zostać panią Cantendorfa będzie musiała się z nim zmierzyć. W Cenie szczęścia kwestia ta praktycznie zanika, a echo jej słychać dopiero w zakończeniu drugiej części i w tomie trzecim; wtedy poznajemy osobę odpowiedzialną za mające tam miejsce wypadki oraz motywy, jakimi się kierowała w zabiciu czterech małżonek arystokraty. Są one przerażające i potrafią wstrząsnąć nie tylko bohaterami w chwili, gdy je odkryją ale również czytelnikiem.

Chociaż pomysł pokazania realiów życia ludzi dziewiętnastego wieku, które  są w pewnych aspektach podobne do naszych czasów; to prawdziwy strzał w dziesiątkę. Mirek rysuje sylwetki kobiet muszących walczyć o prawo do miłości wbrew rodowym tradycjom, normom i opinii społecznej, bezwzględnie krytykującej i wydającej surowe osądy, wobec panien prowadzących się według panującego wówczas światopoglądu niemoralnie. Mimo upływu stu kilkudziesięciu lat od czasów akcji Sagi nadal przedstawicielki płci pięknej muszą walczyć o swoje podstawowe prawa do samo decydowania o sobie. Mam pewne wrażenie, że historia miłosna Kate i Aleksandra to jedynie pretekst do pokazania znacznie szerszego problemu.  Widzimy świat postrzegany oczami kobiet, kierującymi się odwiecznymi wartościami, takimi jak: pragnienie miłości, bycia szczęśliwą, poślubienie ukochanego mężczyzny z którym założy rodzinę. W kontrze do tego stoi chora ambicja i wychowanie w luksusie wyniesione z rodzinnego domu, które w połączeniu z wolą rodziców; potrafiły na zawsze je unieszczęśliwić.

Atutem jest pokazanie rozbudowanego tła społeczno-obyczajowego. Poznajemy w nim mieszkańców ziem należących do Aleksandra, stanowiących zamkniętą społeczność, doskonale zorientowaną w tym co dzieje się na zamku i w sąsiednich domach. Komentują i oceniają wydarzenia mające tam miejsce, zdolni są do skazania kogoś na ostracyzm. Rządzą się z pozoru tylko surową moralnością dotyczącą innych, a nie ich samych. Błędy zauważają tylko u swych sąsiadów, podczas gdy samych siebie potrafią doskonale wytłumaczyć. To ludzie pruderyjni i zakłamani do tego stopnia, że nawet okazywane współczucie nie jest szczere, lecz ma wpisywać się do ogólnego zdania panującego w miasteczku. Raz przypięta łatka zostaje na zawsze, a osoba która ją otrzymała na własnej skórze odczuje jej ciężar. Szczególnie kłuje ich w oczy obecność lady Adler na zamku Cantendorfów, a później również sam związek hrabiego z młodziutką Kate  zacznie wywoływać fale krytyki, jak tak bogaty człowiek mógł związać się z taką rodziną, a zachowanie dziewczyny urąga w ich mniemaniu wszystkim zasadom moralności. Dopiero z czasem zobaczą u niej klasę i maniery prawdziwej damy, których z pewnością nie oczekiwali wcześniej.

            Tak, jak zapowiadają okładki saga jest lekką i wciągającą opowieścią. Napisana została prostym, lecz przepięknym językiem pokazującym polonistyczne wykształcenie Krystyny Mirek. Nie ma wulgaryzmów występujących coraz częściej we współczesnej literaturze, a zamiast nich dostajemy całe bogactwo polszczyzny. Jej styl zachwyca i sprawia, że kolejne strony nie czyta się, tylko połyka w zatrważającym tempie. Spotkanie z Cantendorfami jest idealne po ciężkim dniu pracy, czy po prostu jeśli szukamy niezbyt wymagającej lektury, ale nie banalnej; natomiast jeżeli lubicie powieści z wartką akcją gnającą z zawrotną prędkością albo po prostu książki wymagającej maksymalnego skupienia i zaangażowania – to nie koniecznie polecam Wam Sagę rodu Cantendorfów.

            Wreszcie do jednego z powodów dla których z całą pewnością warto ją przeczytać,  zaliczam bohaterów. Będących ludźmi niezwykle wręcz realnymi. Mają swoje wady i zalety, pod wpływem wydarzeń stających się ich udziałem po śmierci czwartej żony Aleksandra przechodzą całkowitą metamorfozę, odkrywając co w życiu liczy się naprawdę. Dotyczy ona wszystkich bez wyjątków, zarówno postacie pozytywne – zdobywające sympatię od początku; po antagonistów – w pewnym momencie mam wrażenie przestających nimi być. I właśnie przez to może doskonale odzwierciedlają potencjalnych czytelników tych książek. Najbardziej jaskrawym przykładem na to stanowią  Kate i Isabelle. Pierwsza to młoda dziewczyna, nie mająca żadnego doświadczenia z mężczyznami, stąd uczucie do dziedzica zamku jest jej pierwszą miłością niosąca zarówno chwile szczęśliwe, jak również bardzo bolesne przez które zostanie wystawiona na trudną próbę. Jest szczera, uczciwa i nie zawsze kontroluje słowa. Wydaje się, że nie umiałaby nikogo skrzywdzić, wręcz odwrotnie szybko potrafi zdobywać sympatię, nawet ludzi najbardziej wrogo do niej nastawionych. Z czasem z „głupiutkiej dziewczyny” biegającej po lesie, zmienia się w prawdziwą damę . Godną miana hrabiny, wprawiając tym w zdumienie tych, co do tej pory jej nie doceniali. Jednocześnie jest oddana sprawom rodzinnym całym sercem i zawsze przekłada samą siebie na ołtarzu rodzinnych interesów, a cierpienie jakie z tego powodu stanie się jej udziałem, odmieni całą  rodzinę Miltonów,  pokazując jak mało istotne są rzeczy do tej pory zajmujące ich umysły.

Isabelle natomiast to całkowite jej przeciwieństwo. Wychowana została w luksusie i nie umie żyć bez niego. Podobnie do swojej konkurentki również miała ratować własną familię przed bankructwem, stąd matka wydała ją za maż, za człowieka starszego od niej o kilkadziesiąt lat i którego nigdy nie kochała. Stąd w momencie pojawienia się, na jej horyzoncie młodego i przystojnego Aleksandra, bez chwili wahania rzuca swoje dotychczasowe życie, nie zważając na plotki miejscowych i tocząc walkę z gospodynią, panią Hammond o miano pierwszej kobiety na zamku. Początkowo widzi w Kate kolejną rywalkę do zniszczenia, z czasem im bardziej ją poznaje, tym bardziej współczuje losu, jaki niedługo przypadnie jej w udziale. Podobnie do lady Adler będzie musiała codziennie słuchać krytycznych sądów na swój temat wygłaszanych przez zupełnie obcych  ludzi. Jednak, mogę tylko zdradzić, że wpadnie ona we własną intrygę w chwili, gdy pozna smak prawdziwej i odwzajemnionej miłości.  Zalicza się do tych bohaterów, których początkowo się nienawidzi, a później na koniec darzy sympatią.

Myślę, że w każdej z postaci pojawiającej się na kartach sagi, nawet tych wręcz trzecioplanowych typu pani Carter czy lady Metcalf można odnaleźć codziennie spotykanych ludzi. Muszę się przyznać, że kiedy przeczytałem ostatnie zdanie Prawdziwej miłości i zdałem  sobie sprawę, że nadeszła pora rozstania z sagą, która początkowo w ogóle mnie nie porwała, było mi trochę smutno. Zdążyłem się  zżyć z bohaterami trylogii niczym z najlepszymi przyjaciółmi. Mam pewne wrażenie, że mimo wielu jej mankamentów jeszcze nie raz do niej wrócę.

Polecam.

Moja ocena 7/10 ( oceniam wszystkie trzy tomy, będące na podobnym poziomie).
 


 
                                             Źródło: Wydawnictwo Edipresse Książki
           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz