środa, 4 października 2023

WIERZYLIŚMY JAK NIKT, REBECCA MAKKAI

Opowieść o śmierci, chorobie przed którą nie sposób uciec i ludziach dążących żyć po swojemu. Rebecca Makkai w Wierzyliśmy jak nikt przenosi w głębię ludzkiej intymności i bezradności.


Lata 80. XX wieku. Yale, dyrektor galerii sztuki w Chicago zamierza namieszać w środowisku lokalnej bohemy artystycznej, organizując wystawę jednego z twórców żyjących w latach 20. XX wieku i mogącego okazać się mocno kontrowersyjnym. Wraz z grupą znajomych żegnają zmarłego na AIDS kolegę, a śmiercionośny wirus nieustannie jest obecny w ich świadomości i wciąż zbiera nowe żniwo.

Rok 2015. Fiona, przyjaciółka Yale'a przyjeżdża do Paryża w poszukiwaniu córki, która znalazła się pod wpływem sekty. Zatrzymuje się u znajomego z lat młodości, a tymsamym poniekąd musi uporać się nie tylko z obecnym dramatem ale też wrócić do wydarzeń sprzed lat.


Już po pierwszych kilkudziesięciu stronach zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę bardzo trudno jest określić Wierzyliśmy jak nikt. Nie do końca zgodzę się ze stwierdzeniem wydawcy, że jest to "powieść o przyjaźni i odkupieniu w obliczu tragedii". O przyjaźni trudno mówić w tym przypadku, bardziej miałem wrażenie, że staję się świadkiem dramatycznego poszukiwania bliskości drugiej osoby, prób dążenia w wejścia w intymną relację, a jednocześnie gdzieś w tym wszystkim dążenia do zaspokojenia własnych potrzeb. Związki są bardzo cielesne i osobiście wyczuwa się wiejący, co pewien czas chłód. Młodzi mężczyźni łączą się ze sobą i trudno w ich przypadku mówić o monogamii. Zdają sobie sprawę, że mogą ściągnąć na siebie wyrok śmierci, zarazić się i umrzeć ale ich cielesność i dążenia życia na własnych warunkach, jest silniejsza od lęku o życie. W ich otoczeniu odchodzą kolejne osoby, a oni rozpaczliwie i nieustannie chcą pozostać sobą. Z drugiej świat sztuki, który inspiruje, rzuca wyzwanie, daje okazje do poznawania siebie i wchodzenia w nowe związki. To świat, który poniekąd fascynuje i inspiruje. 

Tytuł staje się swoistym wyzwaniem rzuconym czytelnikowi w twarz. W co tak rzeczywiście wierzyli bohaterowie. W sztukę, w miłość, a może w szczęśliwe zakończenie ich osobistej historii i historii całego pokolenia homoseksualistów lat 80. Z drugiej strony już po pierwszych stronach wiedziałem, że finał musi być tragiczny, tu w przypadku Yale'a i jego kolegów nie da się przewidzieć innego zakończenia. Są oni niczym ćmy, które dążą do ognia i w nim spalają się. Nieodłącznym towarzyszem lektury staje ściśnięte gardło, gula rodząca się w nim. Powieść Rebecci Makkai z pewnością przeraża, obezwładnia, łamie serce, rzuca je na ziemię i bezlitośnie depcze. Autorka nieustannie dostarcza całej lawiny różnorakich emocji, które zalewają i nie pozwalają się wydostać z nich do samego końca. 


Wierzyliśmy jak nikt szokuje swą prawdziwością. Wzrusza poprzez stawianie trudnych pytań, pokazanie różnych stanowik. Z jednej strony nietolerancja, rodzice wyrzucający dzieci z domów i system skazujący na śmierć ze względu na orientację seksualną, z drugiej wiara w możliwość pokonania choroby, przechytrzenia śmierci i możliwość życia w zgodzie z sobą na przekór wszystkim i wszystkiemu. Powieść Makkai jest trudna nie tylko przez naszpikowanie emocjami, ale gdzieś zostajemy zmuszeni spojrzeć na siebie samych i na to, jaki jest nasz poziom tolerancji, jakich wyborów dokonujemy i jaką postawę prezentujemy. To opowieść na wskroś prawdziwa i owej prawdy wymaga od czytelnika. 


Polecam.

Moja ocena 10/10



                Wydawanictwo Poznańskie 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz