niedziela, 2 lipca 2017

TU BYŁEM, TONY HALIK – MIROSŁAW WLEKŁY

         W przypadku nieprzeciętnych ludzi często dość trudno jest o nich opowiedzieć, w taki sposób, aby wzbudzić zainteresowanie czytelnika, bądź słuchacza, w taki sposób jaki robił to nasz bohater. Nie inaczej jest i tym razem, zwłaszcza, że Tony Halik – bo o nim właśnie będzie mowa- to wręcz symbol nie tylko mojego dzieciństwa, ale wielu innych trzydziesto- i czterdziestolatków pamiętających go w roli prowadzącego wspólnie z Elżbietą Dzikowską legendarny „Pieprz i wanilię”. Już dziecięciem będąc, lubiłem słuchać opowiadań starszego pana o dalekich podróżach i miejscach, które odwiedził. Dlatego, gdy tylko dowiedziałem się, że na rynku wydawniczym pojawiła się jego biografia, od początku było oczywiste, że książka ta po prostu musi trafić w moje ręce. Nie ma wyjścia.

Mirosław Wlękły w „Tu byłem. Tony Halik” przenosi nas do świata tego Wielkiego Podróżnika, jednocześnie przybliżając nam jego postać, jako człowieka: szalonego wujka, męża, ojca, kolegę itp. Osoby nietuzinkowej i niezwykle interesującej, może jeszcze bardziej niż opowiadania samego gospodarza „Pieprzu i wanilii”.

         Autor przybliża czytelnikowi, jak wspomniałem na wstępie, osobę Tony Halika. Razem z nim zwiedzamy miejsca w których przebywał bohater reportażu, do miejsc bliskich jego sercu i wreszcie ściśle związanych z jego życiem. W ten sposób przemierzamy prawię pół Polski i kilka krajów na trzech kontynentach, przede wszystkim zaś Argentynę i Meksyk, tak mocno związaną z jego życiem. Był to na pewno przysłowiowy niespokojny duch, którego marzenia przekraczały nie tylko podróż dookoła świata, ale….. wyprawę na Księżyc. I nic chyba dziwnego, ze nasz glob po prostu był dla niego za ciasny, bo dla tego człowieka nie istniały żadne granice. Jadł wszelkie „przysmaki” podawane mu przez miejscową ludność kraju, który właśnie odwiedził, nie czuł obrzydzenia nawet przed spożywaniem surowej, jeszcze ciepłej i ociekającej krwią wątroby, wędzonej szarańczy i innych tego typu rarytasów. Nic więc dziwnego, że wielu zafascynowanych nim ludzi, śpiewało, że chcą być, jak Tony Halik i jeść bycze jądra. Wszędzie, gdzie pojawił się wzbudzał sympatię i zyskiwał sympatię, dzięki z jego ekspedycjami wiąże się wiele pamiątek – na przykład olbrzymiej wielkości strzała łuku - i anegdot, niektóre prawdziwe, a niektóre zmyślone na jego potrzeby. Był wśród Indian Ameryki Południowej i Północnej, miejscach objętych tragedią tysięcy ludzi, jak plac Tlatelolco w Ciudad de Mexico, oblany krwią studentów domagających się lepszego świata. Człowiek o dwóch obywatelstwach – polskim i argentyńskim, ale przede wszystkim niepokorny podróżnik i wspaniały gawędziarz. Taki obraz mamy w książce Wlekłego, a o więcej szczegółów z życia Tony Halika odsyłam już bezpośrednio do reportażu, bo mówić o nim można godzinami, co zresztą udowodnił autor.

            Opowieść, jaką snuje przed czytelnikiem Mirosław Wlekły, jest niezmiernie intrygująca, jeszcze zanim rozpocznie się lekturę książki, a w jej trakcie jedynie pogłębiało się moje zainteresowanie nią. Na okładce bowiem, widać młodego Halika mającego na sobie indiańskie malowidła, na głowie pióropusz, a wzrok jest – w moim subiektywnym odczuciu- nieco tajemniczy. Z jednej strony widzi się jego ciepłe spojrzenie, oczy nieco zmrużone, tak jak się je mruży na słońcu, ale patrzące wprost na czytelnika, zachęcające go, aby dał się poprowadzić w miejsca, które nasz bohater odwiedził. Jednak jest to też wzrok człowieka niezwykle samotnego, szukającego wręcz towarzysza, godnego dla siebie, który tak jak on podzieliłby jego styl życia i pasję.

            Całość podzielona jest cztery części. W pierwsza Tony (1974-1998) zostaje on pokazany, jako znany reporter amerykańskiej NBC. Obserwujemy między innymi jego pobyt w Meksyku, poznanie się z Elżbietą Dzikowską i Ryszardem Badowskim, we współpracy z którym powstały serie emitowane w TVP: „Tam, gdzie pieprz rośnie”, „Tam, gdzie wanilia rośnie” i wreszcie najsłynniejszy „Pieprz i wanilia”. Razem z nim między innymi bierzemy udział w legendarnych skokach Indian w Acapulco, zwiedzamy Kubę w której przeprowadził wywiad z Fidelem Castro, czy poznajemy szczegóły związane z życiem prezydenta Meksyku Luisem Echeverriią i znajomości tego polityka z Dzikowską. Widzimy reakcję na osobę Halika władz PRL i przyjaźń między innymi z Kazimierzem Kaczorem. Wspólnie przebywamy lata Polski Ludowej przez Stan Wojenny po narodziny III RP i towarzyszmy mu aż do chwili śmierci. Drugiej Antonio (1944-1974) to natomiast istna kopalnia wiedzy o życiu Mieczysława Sędzimira, który to wkrótce stał się Tony Halikiem. Z niej dowiadujemy się o okolicznościach poznania przez niego swojej żony  Pirrette i jak wyglądało ich małżeństwo, pobycie we Francji, wyjeździe do Argentyny i początkach pracy dziennikarskiej, poznajemy jego syna Ozana, jako dzikie dziecko. To czas w którym od poznania się z prezydentem Argentyny Perróna, coraz bardziej zaczyna się rozwijać jego kariera reportera, aż po realizację amerykańskiego snu, podczas którego następuje osłabienie więzi z małżonką.
W trzecia Mieczysław (1921-1942) ilustruje dokładny obraz jego rodziny, która to była zaznajomiona z takimi sławami epoki, jak Henryk Sienkiewicz któremu podarowała dworek w Oblęgorku, Stefanem Żeromskim czy spowinowaceni z Marią Skłodowską Curie. To czas bardzo smutnego dzieciństwa Halika, początek jego marzeń o wyjeździe do Ameryki Południowej, aż po czas II wojny światowej z którą wokół Tony`ego narosło wiele legend. Wreszcie ostatnia czwarta Max ( 1942-1945) pokazuje życie obieżyświata w czasie wojennej zawieruchy, zawiera wiele nieznanych – nawet samej Elżbiecie Dzikowskiej – szczegółów z jego życia w tym czasie, aż po przyjazd do Francji i znalezienie się w domu rodziny Pirrette.

            Niewątpliwym plusem jest pokazanie w reportażu Halika takiego, jakim po prostu był, z wszelkimi jego wadami i zaletami. Wlekły w swej narracji zachowuje neutralność, ogranicza się jedynie do pokazania faktów, nikogo nie ocenia, lecz pokazuje motywację działań, uczucia i charakter swych bohaterów. Demaskuje wiele narosłych wokół podróżnika anegdot, szukając w obfitym materiale źródłowym prawdy o nim, pokazując niestety go jako niezwykłego konfabulatora czarującego swym słowem, próbującego z różnych przyczyn uchodzić za innego niż był, z powodu drzemiących w nim leków, ukrywającego wiele faktów z własnej biografii, które to próbował upiększyć. Wcale niepotrzebnie bo życie Tony Halika i jego osoba jest o wiele ciekawsza, niż jego opowieści. A swym doświadczeniem mógłby podzielić się pięćdziesięcioma osobami.

            Wreszcie niewątpliwym atutem jest wspomniany przez mnie bogaty materiał źródłowy, w skład którego wchodzą: zarówno opowieści ludzi znających go, wiele dokumentów i listów udostępnionych z archiwum prywatnego pani Elżbiety Dzikowskiej, książek, artykułów prasowych, programów telewizyjnych i oczywiście niezastąpionego Internetu. Do tego dochodzą wspaniałe i niezwykle piękne ilustracje miejsc w których przebywał Tony, które to jeszcze bardziej przybliżają z jednej strony jego osobę, z drugiej natomiast potęgują chęć rzucenia wszystkiego i niczym autor reportażu ruszenia szlakiem Halika.

            Wszystko to sprawia, że lektura „Tu byłem, Tony Halik” jest wspaniałą podróżą do świata tego niezwykłego i niepokornego obieżyświata. Z jednej strony lepiej poznajemy jego samego, z drugiej natomiast czasy w których żył i ludzi napotkanych. To jedna z tych książek od których trudno się oderwać.

Polecam.

Moja ocena 8/10

                                                     Źródło: Wydawnictwo Agora

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz