środa, 2 lipca 2025

KATASTROFA HEWELIUSZA, KATARZYNA JANISZEWSKA

Fabularyzowany reportaż o największej morskiej tragedii powojennej Polski, czyli Katastrofa Heweliusza Katarzyny Janiszewskiej.


W nocy z 13 na 14 stycznia 1993 roku doszło do zatonięcia promu Jan Heweliusz na trasie między Świnoujściem, a szwedzkim Ystad. Morze zabrało 55 ofiar, które zostawiły żony i dzieci. Podczas dochodzenia zrobiono wszystko, by winę zrzucić na załogę statku, zupełnie ignorując fakty rzucające się w oczy. Lista błędów armatora została całkowicie przemilczane, a rodziny przez kilkanaście lat szukały sprawiedliwości i przywrócenia dobrego imienia ich mężom.


Okręt był statkiem handlowo - pasażerski i od początku, coś było z nim nie tak. Stan techniczny zostawiał wiele do życzenia, a usterki były na porządku dziennym. Podczas sztormów zbyt mocno przechylał się. Również miało to miejsce owej feralnej nocy, której ciszę przerywało wzburzone morze i krzyki ludzi płynących Heweliuszem. W rozmowach wdowy po marynarzach otwarcie mówią o zaniedbaniach armatora. Wspominają owe dni, które były dla wszystkich niczym uderzenie pioruna. Chociaż mieszkają w różnych częściach Pomorza, wykonywały odmienne zawody, to wspólny był szok, niedowierzanie i rozpacz, za tymi, którzy nie wrócą z rejsu. To właśnie w reportażu Katarzyny Janiszewskiej ich relacja połączona ze szczegółami procesu toczącego się przed Izbą Morską wstrząsa najmocniej. Przy czym autorka reportażu idzie o krok dalej i odsłania kulisy tego wszystkiego, co próbowano przemilczeć. To, o czym bano się głośno mówić i pytać. Może trochę to pachnie teorią spiskową ale w połączeniu z resztą faktów przytoczonych wcześniej, daje co najmniej wiele do myślenia. Przede wszystkim dlaczego wrak na zawsze pozostawiono na dnie Bałtyku, a nigdy go nie zbadano. A cała sprawa do dziś podobnie jak zatonięcia Titanica, Posejdona zostaje niewyjaśniona w satysfakcjonujący sposób. 


Katastrofa Heweliusza napisana jest lekkim językiem, a dzięki temu, że jest fabularyzowanym reportażem, czyta się znacznie łatwiej niż typowe non - fiction, a jednocześnie nie traci nic z warstwy faktograficznej. Janiszewska snuje przejmującą opowieść od samego początku, jeszcze przed wypłynięcie statku w ostatni rejs. Przytacza nie tylko świadectwo tych, co ocaleli z katastrofy i wdów, ale sięga po wypowiedzi polityków, relacje prasowe i te wszystkie wypowiedzi, które w tamtych dniach stycznia 1993 padały. Ubiera je dodatkowo w dramaturgię, dzięki czemu jeszcze mocniej wybrzmiewają po ponad trzydziestu latach. Na koniec zostawia otwarte zakończenie, które wybrzmiało jak potężny znak zapytania.


Polecam. 

Moja ocena 7/10



                Wydawanictwo Chmury



wtorek, 1 lipca 2025

PREMIERY LIPIEC 2025

Pierwszy miesiąc wakacji. Nie ma co liczyć na sezon ogórkowy.  Oto te, na które szczególnie warto zwrócić uwagę.


1. Callas, moja rywalka. Eric Emanuel Schmitt, Wydawanictwo Znak



Biografia jednej z najsławniejszych śpiewaczka, napisana przez jednego z najbardziej z najlepszych pisarzy francuskich. Zapowiada się epicka, liryczna opowieść. 


Premiera 2 lipca


2. Morderca jest wśród nas, Lucy Folley, Wydawanictwo Filia 



Pustkowie i chata zamknięta pod śnieżną pierzyną, grupa ludzi zamiast beztroski muszą znaleźć, tego który wśród nich zaczyna na nich polować. Zapowiada się sztos. 


Premiera 2 lipca


3. Zapomniani, Marcel Moss, Wydawanictwo Filia.



Jedna z moich ulubionych serii, co prawda trochę mam do nadrobienia, ale ku temu okazja. Marcel Moss znowu pokazuje dramat tych, którzy przepadli bez wieści i ich rodzin.


Premiera 2 lipca


4. Lato umarnotrawnych, Barbara Kingsolver, Wydawanictwo Filia. 



Epicka opowieść pośród lejącego się żaru grupa ludzi zamieszkująca Appalachy. 


Premiera 16 lipca 


5. Ptaki ciernistych krzewów, Colleen McCullough, Wydawanictwo Albatros 



Wznowienie najbardziej poruszającej historii zakazanej miłości. Opowieść o dojrzewaniu i rodzinie. 


Premiera 16 lipca 


6. Niebieskie soczewki, Daphne du Maurier, Wydawanictwo Albatros 



Klasyka gatunku obejmująca zbiór opowiadań. 


Premiera 16 lipca 


7. Obrońca ulicy, John Grisham, Wydawanictwo Albatros 



Mistrz uprawniczego thrillera. Waszygtoński prawnik jest o krok od wkroczenia renemowanej kancelarii. Jednak jedno tragiczne wydarzenie budzi w nim sumienie, a ci co mieli być przyjaciółmi, okażą się wrogami. 


Premiera 16 lipca 


8. Dziwne obrazki, Ukestsu, Wydawanictwo Czarna Owca 



Mistrz japońskiego kryminału pośród obrazków nierozwiązanych zagadek i osobowości. 


Premiera 2 lipca 


9. Brzęczenie pszczół, Sofia Segovia, Wydawanictwo Czarna Owca



Epicka opowieść pośród burzliwych dziejów Meksyku. Dziecko pokryte płaszczem żywych pszczół, dorastając musi zmierzyć się z własnymi lękami pośród toczącej się wojny. 


Premiera 2 lipca 


10. Mała wojenna biblioteka, Kate Thompson, Wydawanictwo Literackie



W wojennym Londynie działa pośród bunkrów biblioteka, szybko staje się oazą dla tych, co pragną oddechu od wojennego koszmaru. 


Premiera 23 lipca 


11. Zła wola, Keigo Higashino, Wydawanictwo Relacja



Gra pozorów i tajemnic pośród Japonii lat 90. Bestsellerowy pisarz zostaje zamordowany. 


Premiera 2 lipca 


12. Ścieżki serca, Kasia Bulicz - Kasprzak, Wydawanictwo Prószyński i S-ka 



Opowieść o kobiecie marzącej o miłości na wzór czytanych romansów. Kiedy spotyka tego, co skradnie jej serce seria rodzinnych tragedii zmusi do szybszego dorastania. 


Premiera 10 lipca 



piątek, 27 czerwca 2025

MROCZNY PIĄTEK: DIAVOLA, JENNIFER THORNE

Jedno jest pewne, gdy lokalna ludność woli się trzymać od jakiegoś domu z daleka, to nigdy do niego nie wchodź, a tym bardziej nie zamieszkaj. Nigdy nie wiadomo, jakie to pociągnie konsekwencje. Zwłaszcza jeśli mają to być wakacje na poprawę rodzinnych więzi. Przykładem na to może być Diavola Jennifer Thorne.


Rodzina Pace daleka jest od idealnych. Bardziej dowodzi, że z rodziną to najlepiej na zdjęciach. Ba, nawet nie zachowują pozorów życzliwości, lecz otwarcie pokazują żywione antagonizmy. Uzdrowieniem relacji mają być wspólne wakacje w Toskanii. Tyle, że od Villa Taccolo miejscowi wolą trzymać się z daleka. A zwłaszcza ostrzegają przed wieżą. Sama Anna szybko przekonuje się, że wyjazd nie był najlepszym pomysłem, a prawdziwy koszmar właśnie nadciąga.


Trudno o lepiej dobraną grupę osób, których można po prostu nienawidzieć. Fochy, niechęć, zimno wieje na odległość, uszczypliwości są u nich na porządku dziennym. Gołym okiem widać, że nie, nic nie jest w porządku, a razem spędzania wakacji nie było najlepszym pomysłem. Przy tej rodzince nawet nawiedzony dom i pojawiająca się spod ziemi zjawa, nie jest tak odrażająca. Jedynie sny mogą konkurować poziomem lęku, jaki budzą. Tylko Annę można darzyć jako taką sympatią, do czasu oczywiście. Od. samego przyjazdu katastrofa wisi na włosku. Nic bowiem nie jest takie, jak zakładano. Nawet miejscowi są dziwni, dziwny jest dom obrosły czarną legendą. Wszystko w nim stuka, a wieża przyciąga do siebie. Niby należy się od niej trzymać z daleka, pod żadnym pozorem nie wolno otwierać jej drzwi, ale to ona skupia uwagę Pace i naszą. Tu strach płynie z tajemnicy miejsca, brakiem świadomości powodu panicznego lęku, jakie Villa Taccola wzbudza. A odkrywanie jej sekretów, a zwłaszcza tej, która chce zabrać ostatnie słowo, zapowiada koszmar. O ile turyści wzbudzają chęć ucieczki w przysłowiowe, gdzie pieprz rośnie, to atmosfera domu jeszcze bardziej działa destrukcyjnie. On jakby wyciąga i potęguje to, czym domownicy narośli przez lata. Żywi się ich strachem, ich złością jaką wzajemnie czują do siebie. O ile jeszcze wrogość rodzeństwa można próbować zrozumieć, to już oschłości rodziców do córki nijak nie daje się wytłumaczyć. Po prostu tak jak od Villa Taccola, tak od nich lepiej trzymać się z daleka. Jedno i drugie bowiem oznacza kłopoty.


Diavola niby przypomina typowy horror o nawiedzonym domu, a jednak druga połowa powieści totalnie zaskakuje. Obrotu, jaki przyjęła Jennifer Thorne nie byłbym w stanie wyobrazić sobie. Zwłaszcza, że zagadka i koszmar potęgują się. Obdzierają z resztki nadziei wyjścia z tego obronną ręką. Autorka intryguje opowieścią, niezauważalnie oplata nas mackami koszmaru i nie pozwoli zasnąć, aż nie przeczyta się ostatniego zdania. A, że sobie czytałem w nocy, jak to ja lubię czytać grozę, to bezsenna noc była nieunikniona.


Polecam. 

Moja ocena 9/10



                   Wydawanictwo Muza

czwartek, 19 czerwca 2025

EMMA, JEAN RENO

Ikona francuskiego kina popełnił powieść. Mowa o Jean Reno, tym od Leona Zawodowca czy Goście, goście i jego Emmie, która stanowi pierwszy tom cyklu.


Emma prowadzi całkiem zwyczajne, nudne życie. Pracuje jako masażystka VIP-ów, po swojemu radzi sobie z śmiercią matki, a jej jedynym towarzyszem jest kot. Jednym z jej klientów zostaje Tarık Khan, sułtan Omanu. Niedługo potem dowiaduje się, że na jego zaproszenie ma lecieć do Omanu jako instruktorka masażu. Ta jedna podróż na zawsze odmieni jej życie, szczególnie gdy stanie się obiektem zainteresowania służb specjalnych.


Trochę pogubiłem się w Emmie, spodziewałem się thrillera szpiegowskiego, ale na niego dojść długo trzeba było czekać. Praktycznie przez ponad połowę książki mamy romans Kopciuszka. Bliżej do erotyku, zwłaszcza przy opisach ciała eminencji arabskiego kraju niż do opowieści typu Nikity. A jednak debiut Jean Reno dojść mocno przypomina mi ten film. Też mamy kobietę może nie z nizin ale z klasy średniej, która dwukrotnie zostaje wciągnięta w świat intryg. I na ten akcent Reno postawił najmocniej. Początkowo stajemy się świadkami zakazanego uczucia, świata luksusu i ludzi, których nie zupełnie można być pewnym. I szczerze ta połowa wypada słabo. Sprawia, że wręcz miałem wrażenie, jakoby Emma była po prostu przereklamowana. Cały wysiłek marketingu nie jest adekwatny do tego, co w praktyce  zastajemy. Dopiero potem, gdy wkraczamy w świat wywiadu i agentów, rzeczywiście całość nabiera rumieńców i tempa. Pytanie czy to przypadek? Nie, absolutnie nic z tych rzeczy. Obie części stanowią spójną całość, bez znajomości tego jak rozwijała się relacja między Tarikiem a Emmą, nie zrozumie się wewnętrznych zmagań bohaterki, gdy stanie się celem służb. Wszyscy bohaterowie nabierają innego znaczenia, w głowie przypisuje się im przeróżne rolę. To intryga i ludzie w otoczeniu masażystki sprawiają, że ostatecznie Reno wychodzi obronną ręką.


Emma okazuje się stanowi wstęp do większej całości, w której podejrzewam nie zabraknie emocji. Dzięki zgrabnemu połączeniu romansu z thrillerem szpiegowskim, każdy znajdzie coś dla siebie. A sam czekam na kontynuację.


Polecam. 

Moja ocena 7/10



                Wydawanictwo Albatros 

sobota, 14 czerwca 2025

SERIA UTRACONE CÓRKI, SORAYA LANE

Seria porównywana do powieści Lucindy Riley i to nie przypadek. Cykl Utraconych Córek Sorayi Lane bardzo mocno nasuwa skojarzenia z Siedmioma siostrami.


Wszystko zaczęło się w Londynie, w Domu dla niezamężnych i samotnych matek prowadzonego przez Hope. To tu przez lata udawały się kobiety w ciąży, rodziły i oddawały do adopcji. Tu znajdowały ciepło, którego im odmówiono. Filantropka zmarła i w obecnie w kancelarii prawnej spotyka się siedem wnuczek, tych co korzystały z dobroci właścicielki ochronki. Każda dostaje pudełko ze wskazówkami pozwalającymi odkryć ich przeszłość. Same muszą podjąć decyzję poznania rodzinnej tajemnicy, która przy okazji odmieni ich życie. 


Skojarzenie z sztandarową sagą Riley nasuwa się natychmiast, siedem sióstr tu zaś siedem całkowicie obcych kobiet, tajemnica przodków i poszukiwanie korzeni. No pułapka skopiowania schematu mogła zakończyć się różnie, albo kit albo hit. Bez obaw ci, co pokochali pierwowzór pokochają też Utracone córki. To, co mnie najbardziej zachwyca to widowiskowość serii, różnorodność państw. Z jednej strony słoneczne Włochy, z drugiej Kuba w okresie rewolucji, Grecja w momencie obalenia monarchii, Szwajcaria, czy wreszcie stolica światowej mody i reguł rządzących w Mieście Świateł - Paryżu. Różne zakątki świata, różny okres, odmienne pochodzenie i przede wszystkim każda z bohaterek prezentuje zupełnie odmienne doświadczenie. Każda z przodkiń ma własny charakter, marzenia i pasję. Jednocześnie moment poznania ich potomnej zastajemy, kiedy znajdują się na życiowym zakręcie. To kobiety z własnym bagażem doświadczeń, spragnione miłości i przede wszystkim zdjęcia z ich ramion ciężaru. Podróż w przeszłość i do kraju babci całkowicie odmieni ich życie i pozwoli zakwitnąć. Soraya Lane przekazuje swoim czytelnikom historie, które bez wątpienia mogły wydarzyć się w rzeczywistości. Są rodzinne więzy, zakazane uczucie, współczesny romans, czy normy obyczajowe charakterystyczne dla danego odcinka dziejów. Ukazuje kobiety, które złamały reguły własnych czasów, silne i zdeterminowane w walce o marzenia. Zdolne poświęcić wiele, by tylko zdobyć to, czego pragną. Każda z nich zapłaciła wysoką cenę i tylko w Domu Hope mimo bolesnej decyzji znalazła godność, której jej odmówiono.


Seria Utraconych córek to romantyczna, dramatyczna, ciepła i bardzo kobieca opowieść. Do tej pory ukazało się pięć tomów: Córka z Włoch, Córka z Kuby, Córka z Grecji, Córka z Genewy, Córka z Paryża. Całość zaplanowana jest na osiem części, więc czekamy na finał, który przyniesie odpowiedzi czemu akurat te, a nie inne kobiety poznaliśmy. Idealne na letnie zaczytanie.


Polecam. 

Moja ocena 8/10







                  Wydawanictwo Albatros 

NIE BIERZ NIC Z TAKICH MIEJSC, PRZEMYSŁAW BORKOWSKI

Thriller i groza mogą stanowić całkiem zgrabny duet. Doskonale uzupełniają się o czym, co pewien czas możemy się przekonać. Dokładnie jak w przypadku Nie bierz nic z takich miejsc Przemysława Borkowskiego.


Dominika i Marcin wspólnie nie tylko idą przez życie ale też prowadzą kanał na YouTube poświęcony nawiedzonym miejscom. Kręcąc kolejny odcinek trafiają do nawiedzonej kaplicy. To w niej miała działać grupa trudnej młodzieży pod opieką księdza Krystiana. W niej też duchowny miał dokonać morderstwo na jednej z podopiecznej. Marcin łamie główną regułę, z tego typu miejsc nie wolno nic zabierać, by nie ściągnąć z tym zła. Przekona się o tym dość boleśnie na własnej skórze, gdy nagle jego życie stanie na głowie. 


Samotna kaplica, dziwne zjawiska i tajemniczy ksiądz niby nie wiele, a okazało się w sam raz na wywołujący dreszcze thriller grozy. Od początku mrok spowija opowieść, a kłopoty wydają się po prostu nieuniknione. Są bowiem takie miejsca, które lepiej, by na zawsze zostały zapomniane. Bezpieczniej nigdy się do nich nie udawać, omijać szerokim łukiem, bo nigdy nie wiadomo co z sobą można przywlec. A igrając z najprawdziwszym złem można się poparzyć. Schemat ten wydaje się znany, wielokrotnie sprawdzony ale Przemysław Borkowski udowadnia, że zawsze sprawdza się w stu procentach. W tego typu opowieściach nigdy nie można być pewnym, czy istnieje logiczne wytłumaczenie na coś, co dzieje się w związku z przedmiotem, którego zabranie burzy porządek. Budzi demony i otwiera drzwi na zło. Nagle uporządkowane życie staje na głowie, nagle zaczynają dziać się rzeczy mrożące krew w żyłach. Historia nawiedzonego miejsca staje się obsesją, a dotarcie do prawdy jest celem nadrzędnym. Zwłaszcza w przypadku kontrowersyjnego duchowego, którego głoszona herezja zatruwa umysły innych, który jest w stanie sprowadzić na manowce słabe osoby. Manipulator, szaleniec, narcyz, a może ktoś kto rzeczywiście wierzy w powierzoną mu misję. To chore umysły nadają opowieściom grozy tego smaku, dyktują ich rytm i zmuszają do konfrontacji z nimi, czy tego się chce, czy nie. Od początku zadajemy sobie pytania kim naprawdę jest ksiądz Krystian, a im bardziej mu się przyglądamy, tym bardziej budzi przerażenie. A o lepszy finał trudno sobie wymarzyć.


Przemysław Borkowski serwuje duszy dreszczowiec, który osacza od samego początku. Działa na wyobraźnię i wywołuje to przyjemne uczucie dreszczyku. Niezauważalnie wyostrza zmysły, trzyma w napięciu do samego końca, a domysły jak dalej będzie biec akcja nie kończą się. Tu wszystko dzieje się w zawrotnej prędkości i nawet na chwilę nie zwalnia tempo. Jedna decyzja okazuje się znamienna w skutki i determinuje cały ciąg kolejnych zdarzeń. Nie bierz nic z takich miejsc to powieść, od której nie sposób się oderwać, aż wszystko stanie się jasne. 


Polecam. 

Moja ocena 7/10 


              Wydawanictwo Czwarta Strona 

piątek, 13 czerwca 2025

MROCZNY PIĄTEK: KULTOR, ARTUR URBANOWICZ

Bardzo brakowało mi Suwalszczyzny. Z tą jej tajemnicą, mrokiem i niepowtarzalnym klimatem głuszy. Artur Urbanowicz wraca w Kultorze na te tereny, aby opowiedzieć o sekcie.


Straż Ochrony Rodziny to organizacja pożytku publicznego. Cel ma jeden pomoc ofiarom i rodzinom członków sekt. Dwóch było w sekcie, zna jej techniki manipulacji, reguły i zagrożenia, teraz to oni biorą udział w akcji niosąc ratunek zwerbowanym. Nieoczekiwanie dostają zlecenie od pewnego milionera, którego córka pisząc pracę magisterską udała się do Suwalskiego Parku Krajobrazowego i przepadła bez wieści. Wszystko wskazuje, że stała się ofiarą sekty głoszącej kult Siły i Drugiego Syna Bożego. Pracownicy Straży nie wiedzą jak kontakt z sektą wpłynie na nich samych. 


Na taką grozę warto polować i wypatrywać. Mamy typowo polski charakter, rodzimy klimat i to co, typowe dla Suwalszczyzny. Historię, dzikość terenu i pustkowie dające szerokie możliwości dla wyobraźni. Kto pamięta choćby Gałęziste, ten wie, że Artur Urbanowicz jak nikt inny potrafi wykorzystać Suwalszczyznę do stworzenia grozy pełnej domysłów, owianej mrokiem i tajemnicą. Taką, w której przepadamy bez reszty. Kultorem wraca do dobrze znanego sobie regionu i wykorzystuje dzieje chrystianizacji północnych rubieży Polski do własnych celów. No i oczywiście już podczas lektury Kultora wiedziałem, że będę miał nie lada orzech do zgryzienia. Z jednej strony koniecznie zachęcić do czytania, z drugiej nic nie spoilerować. Otóż sama fabuła jest prosta to, co cechuje powieść, to tajemnica. Te niedopowiedzenia, domysły co do samej sekty i jej guru. Urbanowicz bowiem podrzuca milion wątpliwości, które również mają sami bohaterowie. Raz mamy stosunek wobec niej miejscowych, a dwa poznawanie od środka metod działania, historii, struktury i przede wszystkim wierzeń. Przyprawione krótkimi notkami odnośnie do ogólnych metod działania sekt. Ich mechanizmów Psychomanipulacji, kontroli zachowania, prania mózgów, nie możności opuszczenia i terroru. To konfrontowane jest z suwalską sektą. Niby mamy dwójkę ludzi, sami będący przez lata w tego typu organizacji, a obecnie przy nowym zleceniu próbujący korzystać z doświadczenia ale suma sumarum trudno stwierdzić, na ile ono ich chroni, na ile pomaga i jak zakończy się misja.


Główne pytanie to, czy straszy? Czy Kultor straszy. Otóż zasadniczo nie, ale strach też nie do końca jest typowy dla grozy. Jest subtelny, niezauważalnie wnika do umysłu. Straszy okrucieństwo typowych sekt, składanie ofiar z ludzi - w tym niemowląt. Natomiast generalnie bardziej intryguje niż straszy. Intryguje guru, członkowie są ludźmi, którym nie wiadomo de facto czy można ufać, nie zawsze zrozumiałe jest zachowanie. A prawdziwość tego, z czym przychodzi się zmierzyć staje pod sporym znakiem zapytania. Groza niezauważalnie wnika do naszego krwioobiegu i budzi wątpliwości. Zwłaszcza, że zło zostaje jakby ukryte i nomen omen nie wiemy, czy rzeczywiście ono jest.


Finał zaś zwala z nóg i dopiero on daje odpowiedzi na pytania, które gromadzą się w czasie lektury. Oczkiem, jakie Urbanowicz puszcza do czytelnika jest całkowicie niezauważalne podsunięcie historii Inkuba. Jednak spokojnie, kto nie czytał, ten jak ja nie będzie miał problemów z Kultorem. Bez wątpienia to najlepsza książka roku, jak do tej pory i czekam na zapowiedzianą kontynuację.


Polecam. 
Moja ocena 9/10



              Wydawanictwo Czarna Owca