niedziela, 13 lutego 2022

TESTAMENT, NINA WAHA

Od dawna powtarzam, że z Serią Dzieł Pisarzy Skandynawskich nie można popełnić błędu. Testament Niny Wahy tylko potwierdza tę zasadę. To opowieść o rodzinie, która od lat przeżywa kryzys, jedno wydarzenie na nowo jednoczy fizycznie rodzeństwo. Jednak czy uda się doprowadzić do zjednoczenia serc i zapleść więź uczuciową?


Annie Toimi od lat mieszka w Szwecji, gdzie wspólnie z Alexem od dawna starają się o dziecko. Podobnie rozproszone jest pozostałe rodzeństwo, jednak na święta Bożego Narodzenia wszyscy gromadzą się w rodzinnym domu. Tak jest i w tym roku tylko, że tegoroczny zjazd przyjmie nieoczekiwany obrót za sprawą czegoś, czego nikt nie spodziewał się oraz obudzi uśpione demony przeszłości.


Proza Niny Wahy jest na wskroś typowym przedstawicielem skandynawskiej literatury. Surowa i zimna, a zarazem spokojna i porywającą. Pod tym chłodem aż kipi od emocji i uczuć, które szukają dla siebie ujścia. Kiedy to się w końcu uda, zaczyna się trzęsienie ziemi, ale na wzór skandynawski z pozornym opanowywaniem sytuacji. Rodzeństwo Toimich wychowywane było przez oziębłego ojca - dla niego dzieci były jedynie darmowymi robotnikami, i bezradną matkę. Tu nie ma mowy o tym, na co dzisiejsi pedagodzy zwracają uwagę, czyli obdarzania latorośle miłością i dawanie odczuć, że jest się kochanym. Tu każdy zna swoje miejsce, od dawna podzieleni i każde to samotna wyspa nauczona walki o przeżycie, o przetrwanie. Wiodą własne życie i szukają własnej recepty na szczęście oraz pomysł na siebie. Niestety ich codzienność zamiast radości, wypełnia chłód przenikający na wskroś. To ludzie poranieni, na swój własny sposób ekscentryczni, przebywają we własnym świecie i za nic nie chcą go opuścić. Nauczyli się, że tylko w nim mogą zaznać namiastki szczęścia. Kiedy świąteczny pobyt u rodziców przyjmie nieoczekiwany obrót, niczym lawa z wulkanu wyleją się wszystkie skrywane nieraz od urodzenia animozje, wzajemne pretensje, złośliwości i rywalizacja o to, kogo bardziej zauważono. Tylko, że i owo zauważenie staje się przekleństwem i balastem dla obdarowywanego. Toimi mają za sobą mnóstwo traum, los wszystkim im rzucał kłody pod nogi i zadawał ciosy zdolne człowieka zniszczyć. Stąd, gdy na horyzoncie pojawia się iskierka odmiany tego, co dotąd smakowali, oni boją się za nią podążyć.


Nina Waha snuje wielowątkową opowieść, rozpisaną na wiele głosów. Każdy chce opowiedzieć swoją historię, zdać relację z własnego cierpienia. Wszystkie te historie łączy ból, który niezauważenie przechodzi na czytelnika. W tych niby sprawozdaniach, można dostrzec nas samych. Nasze doświadczenia, uśpione lęki i pragnienie bycia kochanym i szczęśliwym. Szczęście u tej szwedzkiej prozatorki nie jest czymś wydumanym, lecz stanowi to, o czym każdy marzy, a nie każdemu jest dane go zaznać. Paradoksalnie, gdy marzenia spełniają się, to i tak woli się tkwić we własnym świecie z jego obwarowaniami, bojąc się zrobić krok na przód. Okazuje się, że do goryczy, smutku, chłodnych relacji i egzystowania obok siebie można po prostu przyzwyczaić się.


Testament to wielowarstwowa opowieść, powieść mozaika, w której wszystko jest na swoim miejscu. Najmniejsze wątki, postacie one mają swoje miejsce, gdyby zabrakło choćby jednego z nich, powstała by ogromna wyrwa, zdolna zburzyć całość. Pełno w niej melancholii, smutku - który poraża ludzką samotnością. Nie ma prostych rozwiązań, nie ma sposobu na radzenie sobie z przeciwnościami i rozczarowaniami, każdy musi znaleźć własną, niepowtarzalną drogę. Dobro i zło przenikają się wzajemnie i tworzą barwy szarości. Na niegościnnej fińskiej ziemi należy być twardym. Ludzie, których obserwujemy zostali ukształtowani tak przez konkretne wydarzenia. Stali się odzwierciedleniem domu i krainy, z której pragną uciec. Chociaż są wiele kilometrów za nią, to ona zakorzeniła się w ich sercu i umyśle. Nina Waha wzrusza, dotyka tego co bolesne, ale jednocześnie nie pozostawia bez nadziei. 


Polecam. 

Moja ocena 8/10



               Wydawanictwo Poznańskie 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz