wtorek, 28 listopada 2017

Ludzie na drzewach - Hanya Yanagihara


Temat nieśmiertelności i wiecznej młodości towarzyszy ludzkości od samego początku. Już starożytne podania pochodzące z różnych wierzeń, opowiadały o próbach wykradzenia ich bogom. Za co w konsekwencji spadały na śmiałków kary. Możliwe, że wiąże się to z towarzyszącym człowiekowi lękiem przed śmiercią i przemijaniem. Nic więc dziwnego, że stanowi od zawsze w literaturze, jeden z bardziej wiodących trendów. Ciągle aktualny i wzbudzający ciekawość od setek lat. W odpowiedzi na te niezaspokojone pragnienie człowieka, próbowano stworzyć różnych bohaterów, typu doktora Faustusa, którzy mieli znaleźć panaceum na śmierć. Jednak zawsze były to osobowości, których działania stały moralnie pod wielkim znakiem zapytania.

         Również dziś pisarze chętnie sięgają do tej bogatej tradycji, próbując pokazać ją w nowatorski sposób. Przykładem tego może być debiutancka powieść, autorki znanego w Polsce „Małego życia”, „Ludzie na drzewach” Hanyi Yanagihary, która pracowała nad nią przez osiemnaście lat w oparciu o autentyczną historię Daniela Gajduska – laureata Nagrody Nobla.
 

            Mamy rok 1995 w którym uznany i nagrodzony Nagrodą Nobla, Abraham Norton Perina, wirusolog zostaje oskarżony przez jedno ze swoich czterdziestu trojga dzieci o molestowanie seksualne. Dwa lata później zaś skazany na karę dwudziestu czterech miesięcy pozbawienia wolności. Skandal powstały wokół osoby naukowca, którego konsekwencją było odwrócenie się od niego jego dawnych kolegów po fachu oraz potępienie przez świat naukowy - jeszcze nie tak dawno patrzący na niego z podziwem - staje się dla przyjaciela mężczyzny Ronalda Kubodery okazją do podjęcia próby obrony noblisty. Bazę do tego stanowić ma spisany przez Perinę pamiętnik, przedstawiający całe jego dotychczasowe życie. Rozpoczyna się w momencie, kiedy Norton wraz z rodziną mieszkał jeszcze w małej miejscowości Lindon i od dzieciństwa pociągał go świat nauki. Wcześnie stracił matkę, a postawa aroganckiego i bezdusznego miejscowego lekarza, popchnęła tego młodego człowieka do medycyny. Dodatkowo  apatyczne zachowanie ojca pozostawionego z dwójką dzieci, którego absolutnie nic już nie obchodziło co działo się w ich życiu, jeszcze bardziej odciągnęła nastolatka od psot robionych wspólnie z bratem, Owenem, na rzecz poznawania wielkich współczesnych mu umysłów. W chwili, gdy po kilku latach od śmierci matki, młody Norton wstępuje w progi Uniwersytetu Harvarda, zostając następnie asystentem profesora Smitha, nikt nie przypuszczał, że to właśnie on wstrząśnie posadami naukowego świata. Okazję do tego da mu podróż z etnologiem, Paulem Tallentem udającym się na jedną z egzotycznych wysp Pacyfiku, U`ivu. Celem wyprawy ma być zbadanie tamtejszego plemienia. Podczas, gdy członkowie ekspedycji próbują lepiej poznać tubylców, jak i samą mikronezyjską wyspę, uwagę młodego Periny przykuła tajemnicza, znaleziona w dżungli kobieta, nazwana przez nich Ewą. Nie ma absolutnie żadnych cech społecznych i przypuszczalnie może mieć, sześćdziesiąt lat. Szybko okazuje się, że ludzi podobnych do niej jest znacznie więcej i są oni znacznie starsi, niż mogłoby wydawać się na początku. Ta grupa została wyrzucona poza swoją społeczność i pozostawiona w lesie na pastwę losu, wprawdzie cechują się dużą siłą fizyczną, lecz również głęboko posuniętą demencją – uznaną za boską karę, stąd należało pozbyć się ich z wioski. Z ich wypowiedzi dowiaduje się, ze wszyscy  mają ponad sto kilkadziesiąt lat. To daje mu nadzieję, ze dokona większego odkrycia niż jego mentor, mianowicie może odkryje tajemnicę nieśmiertelności. A dalsze rozmowy z miejscową ludnością naprowadzają na trop tej tajemnicy. Odpowiedzialność za stan znalezionych ludzi, ponosi żółw opa`ivu`eke, którego mięso każde z nich po skończeniu sześćdziesięciu lat jadło. Ono właśnie może przyczyniać się do zahamowania procesu starzenia się, lecz nie zatrzymuje zmian zachodzących w mózgu.
            W chwili powrotu do Stanów Zjednoczonych zabiera z sobą grupę tubylców, gdzie poddani zostaną, niezwykle kontrowersyjnym badaniom. Życie samego Periny zmieni się już na zawsze. Z jednej strony będzie spotykał się z uznaniem środowiska naukowego, zwłaszcza po przyznaniu mu Nagrody Nobla, z drugiej będzie przez część jego przedstawicieli mocno atakowany i krytykowany. A nawet dawni towarzysze podróży wysuną pod jego adresem słowa krytyki. Tym bardziej, że za ten sukces zapłaci nie tylko on sam, ale również dziewicza wyspa i jej mieszkańcy.

Kiedy w zeszłym roku po raz pierwszy spotkałem się z Hanyą Yanagiharą przy okazji „Małego życia”, wiedziałem, że na pewno muszę poznać jej debiutancką powieść. Nie kryjąc ciekawości, czy okaże się tak samo wspaniałą książką, co druga w jej dorobku – a pierwsza wydana w Polsce- która totalnie podbiła moje serce, sprawiając, co bardzo rzadko się zdarza, że po skończonej lekturze miałem łzy w oczach.  Stąd, gdy we wrześniu ukazała się zapowiedź „Ludzi na drzewach” wiedziałem, że na pewno muszę poznać tę historię. Jednak tym razem, cały medialny szum towarzyszący jej był nieco na wyrost. Dostaliśmy  książkę po prostu dobrą, jednak – w moim odczuciu- absolutnie nie na miarę „Małego życia”, które nadal pozostaje niekwestionowanym numerem jeden tej autorki. A ciągłe odwoływanie się, również na okładce, do tamtej pozycji może wprawdzie być świetnym chwytem marketingowym, jednak mam wrażenie nie do końca adekwatnym. Każda bowiem z tych książek jest całkowicie inna i kompletnie odrębna, stąd tak częste odwoływanie się do „Małego życia” jest nie do końca uzasadnione. O ile tamta skupiła się zwłaszcza na temacie przyjaźni czworga młodych ludzi i towarzyszyliśmy im przez niemal trzydzieści lat, to obecnie centrum fabuły skoncentrowana jest na osobie Periny dążącego do zaistnienia w świecie nauki i  pokazuje życie na mikronezyjskiej wyspie.  

Yanagihara ponownie sięga po problemy natury moralnej. Jednym z nich staje się motyw wykorzystywania seksualnego nieletnich. Pojawia się on już na samym początku książki wzbudzając dość dużą ciekawość czytelnika, jak rozwinie się ten wątek – szczególnie, że z lektury poprzedniej książki, można przypuszczać, że autorka nie będzie oszczędzała czytelnikowi mocnych wrażeń. Jednak potem na prawie dwieście stron zostaje on całkowicie pominięty i powraca dopiero w trakcie poznawania wyspę Ivu`ivu, należącą do  U`ivu. Mianowicie panuje tam zwyczaj inicjacji seksualnej dzieci dokonywanej przez dorosłych, którzy poprzez stosunek seksualny z nieletnim mają wprowadzić go w tajniki życia płciowego. Któż lepiej może pokazać to kilkuletniemu chłopcu, niż dojrzały mężczyzna? –  tłumaczą Perinie ivu`ivuanie. Dopiero na końcu powieści dowiadujemy się, w jaki sposób główny bohater współżył ze swoimi adoptowanymi synami. Początek tej praktyki sięga jeszcze jego pobytu na wyspie. Tam widział ośmiolatka poddanego tej tradycji i ten obraz mocno odbił się w umyśle naukowca, prześladując go przez całe życie.

Jednak z całą pewnością homoseksualizm i pedofilia nie zajmują tak ważnego miejsca w powieści,  jak kwestia granic moralnych przekraczanych przez genialne umysły i czy dla dobra jednych ludzi, można zniszczyć życie innym. Perina chcąc poznać sekret nieśmiertelności, wyrywa tubylców z ich  dotychczasowego życia, przenosząc  do zupełnie innego świata, niż znany im do tej.  Jest on dla nich kompletnie obcy i wrogi. W którym z góry wiadomo, że nawet przy największych próbach odtworzenia środowiska naturalnego panującego na wyspie, nigdy nie będą mogli odnaleźć się w obecnych warunkach. Pojawia się problem obcości i asymilacji. Odnalezienie się w standardach  zachodniej cywilizacji zarówno ludzi dotkniętych już demencją, jak i dzieci wychowujących się dotąd w zupełnie w innej kulturze, teraz zaś mają stworzone  nowe tożsamości i znajdują się w świecie rządzonym odmiennymi prawami, od znanych im do tej pory. Noblista próbuje więc, nie tylko poznać tajemnicę życia wiecznego, ale wręcz w pewnym sensie posunie się znacznie dalej w procesie wykreowania nowego człowieka. Cenę, jaką przyjdzie za to zapłacić ponoszą wszyscy. Zarówno tubylcy czujący się obco w Stanach Zjednoczonych, wirusolog rozczarowany swoimi przybranymi pociechami, lecz również  sama wyspa poddana działaniom naukowców i firm farmaceutycznych. W konsekwencji jej bogata flora i fauna przestanie istnieć. Wówczas okazuje się, że znany tubylcom świat, w którym się rodzili i wychowali, nagle zniknął

Jednak nie oznacza to, że „Ludzie na drzewach” nie mają swoich wad. Zasadniczą jest warstwa emocjonalna. Praktycznie w ogóle nie występuje, dopiero w ostatnich rozdziałach jest mocno obecna. Pokazany świat z całą pewnością wciąga i intryguje czytelnika, zwłaszcza przy poznawaniu wierzeń i tradycji mikronezyjskiej wyspy, jednak tylko w nielicznych momentach potrafi zagrać na emocjach czytelnika. A sama budowa powieści, przypomina bardziej publikację naukową, niż typową beletrystykę, na przykład za sprawą sporej ilości rozbudowanych przypisów zawierających nie tylko komentarz, lecz niejednokrotnie również odsyłacze do fikcyjnych książek naukowych opowiadających o Ivu`ivu i o Nortonie. Zabieg ten na pewno dodaje jej wiarygodności, miałem nieodparte wrażenie, że czytam historię opartą na faktach, a nie fikcyjne opowiadanie. Jednak, jak wspomniałem, dzieje się to kosztem większego zaangażowania emocjonalnego czytelnika.  

Poza tym narracja w pierwszej osobie ma wybielić naukowca ze stawianych mu zarzutów. Chce on pokazać się  w zupełnie innym świetle od tego, w którym przedstawiają go jego wrogowie. Co ciekawe wśród nich znajduje się brat i przybrany syn Periny. Mimo to, autorce udaje pokazać swoje oburzenie stosowanymi przez niego praktykami. A sam czytelnik także nie pozwala się oszukać.

Wreszcie brakuje pozytywnych bohaterów. Obserwuje się grono egoistów myślących tylko o własnej karierze naukowej i kompletnie nie liczących się z ofiarami ich sukcesu. Szczególnie wyróżnia się pod tym kątem  Perina, który prowadzi prace doświadczalne na ludziach, będących dla niego przysłowiowym „królikiem doświadczalnym”, w czym zostali zrównani ze zwierzętami poddanymi w tym samym czasie, tym samym badaniom. Mimo to, jednak trudno było mi czuć do niego antypatię, lecz był mi całkiem obojętny.  I o ile w „Małym życiu” wobec żadnej z pojawiających się tam postaci nie można było przejść obojętnie, wywoływały one pozytywne bądź nawet skrajnie negatywne uczucia, to tym razem brakuje w książce właśnie takich bardzo wyrazistych osobowości.

Podsumowują „Ludzie na drzewach”  stanowiące debiutancką powieść Hanyi Yanagihary, jest książką dobrą, lecz jednak nie na miarę swojego późniejszego następcy. Wydaje mi się, że pisarce będzie bardzo trudno stworzyć podobną, tak wspaniałą, wzruszająca i angażującą wszystkie zmysły czytelnika opowieść, jaką było „Małe życie”. Poprzez budowę przypominającą bardziej pozycję naukową, niż powieść pozostawia czytelnika nieco na uboczu akcji, nie pozwalając przez to do końca na pełne zaangażowanie  się emocjonalne. Chociaż i tym razem nie brakuje poważnych tematów, takich jak: wiodący problem przemijania i nieśmiertelności, z którym natomiast wiążą się kwestie natury moralnej i ceny, jaką przychodzi zapłacić za życie wieczne. Zamiast wieczności i tak w pewnym momencie pojawia się śmierć i zniszczenie. A zabawa w Boga, nigdy nie kończy się bez wielu ofiar, wśród których również jest sam naukowiec. Proza ta wciąga, stawia wiele pytań, jednak brakuje mi pewnej uniwersalności mającej miejsce w drugiej powieści autorki, w której wszyscy mogli odnaleźć w pewnym stopniu samego siebie, grała tam ona na najskrytszych pragnieniach każdego człowieka. Tu zaś niczym ivu`ivuanie czułem się nieco obco w prowadzanej przez nią akcji, a mało tego nie brakowało momentów znużenia.  Bardziej cenię sobie historie zwykłych ludzi mogących przytrafić się każdemu, od nawet najbardziej wyszukanych dyskusji etycznych.

Polecam.

Moja ocena 7/10
 
                                                     Źródło: portal lubimyczytac.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz