środa, 10 maja 2017


KRÓLOWIE BOURBONA – J.R. WARD

 

         Każdy z nas marzy o luksusie i bogactwie: piękne stroje, wielkie rezydencje, drogie samochody oraz niewyobrażalna fortuna. Nic tylko żyć, ciesząc się bogactwem. Mogłoby się wydawać, że mając to wszystko, nie istnieją żadne zmartwienia; a co by było, gdyby za tym ukrywały się mroczne tajemnice, niebezpieczne intrygi, życie w strachu przed okrutnym ojcem, a przede wszystkim nie możliwość bycia z ukochaną osobą? Odpowiedź na to pytanie daje J.R. Ward w najnowszej powieści „Królowie bourbona”. Miała być najlepszy i najdroższy bourbon, a cóż okazało się whisky z colą. Dlaczego? Zapraszam na recenzję.

         Rodzina Bradfordów zbiła olbrzymią fortunę na produkcji najlepszego na świecie bourbona. Ich majątek szacuje się na miliardy dolarów, oni zaś prowadzą życie pełne luksusu, o którym może pomarzyć nie jeden śmiertelnik. Jednak to tylko zewnętrzna fasada, w środku rzeczywistość okazuje się zupełnie odmienna. Lane, uchodzący za rodzinnego hulakę, przed laty był zakochany w ogrodniczce Lizzie, jednak na wieść, że inna kobieta, Chantal oczekuje jego dziecka; został zmuszony do małżeństwa z nią, wyrzekając się jednocześnie miłości swego życia. Służąca została ze złamanym sercem, on natomiast chcąc zapomnieć o wszystkim wyjechał do Nowego Yorku. Od tego momentu minęło dwa lata. Teraz na wiadomość o chorobie ukochanej niani, zwanej matunią, mężczyzna wraca do rodzinnej rezydencji. Ma być to tylko krótki pobyt i na pewno nie zostanie na wydawanych co roku uroczystych derbach. Lizzie zaś na wiadomość o powrocie ukochanego, obawia się ponownego spotkania z nim. Oczywiście los ponownie skrzyżuje drogi tych dwojga, dawne uczucie odżyje ze zdwojoną siłą, jednak dawne bolesne wspomnienia zaczną przeszkadzać w budowaniu wszystkiego od nowego. A cała przeszłość ponownie da o sobie znać, wywołując u wszystkich bolesne rany: tak u Lizzie i Lane`a, jak również jego starszego brata, Edwarda. Do tego dojdą intrygi ze strony Chantal oraz pozbawionego wszelkich zasad moralnych, nestora rodu, Williama Bradfroda. Tym samym życie całej rodziny z każdym dniem zacznie zmieniać się w piekło.

            „Królowie bourbona”  trochę mnie zawiedli, szczerze mówiąc, cały medialny szum powstały wokół nich, wywołał u mnie olbrzymie zaciekawienie tą pozycją. Oczekiwałem czegoś niezwykle  ekscytującego; natomiast dostałem, tak naprawdę pewnego rodzaju zwykłą telenowelę opowiadająca o miłości Kopciuszka do księcia, a wokół nich wiele intryg do pokonania. Zdaję sobie sprawę, że tego typu format, może komuś bardzo się podobać, mnie akurat niekoniecznie. Oczekuję od literatury zdecydowanie więcej.
Pierwsze ponad sto stron, w ogóle mnie nie ekscytowały, mało tego wręcz  nużyły. Nagromadzenie wielu bohaterów, wiele różnych wątków spowodowało, że nie za bardzo mogłem odnaleźć się w fabule. Dopiero z czasem wszystko ułożyło się w jedną całość i nawet mnie zaciekawiło. I to chyba jest jeden z niewielu plusów książki, czyta się ją przyjemnie, szybko i  można przy niej odpocząć. Jednak mimo w sumie ciekawej fabuły,  jest ona – w moim odczuciu- zbyt banalna. Główną oś stanowi niewyobrażalnie bogata rodzina, są w niej ludzie, których się od razu lubi i typowi antagoniści wywołujący w czytelniku nienawiść w czystej postacie. Do tego skomplikowane relacje między Bradfordami i miłość panicza do służącej. W sumie nic oryginalnego, dlatego cały powstały wokół niej szum, jest po części dla mnie nie zrozumiany, jak również rekomendowanie jej przez Magdalenę Witkiewicz. Szukałem w niej coś co może być choć trochę oryginalne, niestety nie znalazłem w niej niczego. Kolejne wydarzenia są łatwe do przewidzenia, niczym nie potrafi zaskoczyć. Niby autorka próbowała wywołać w czytelniku mocniejsze bicie serca, ale akurat u mnie – a bardzo lubię romanse- nie udało jej się. Otrzymujemy powieść za bardzo jednowymiarową, i czytając zapowiedź kolejnego tomu – dokładnie zapowiada się to samo, cała akcja banalna i przewidywalna.
            Mogę się jedynie zgodzić z zapowiedzią na okładce: „przygotujcie się na grzeszną przyjemność”, tak jak wspomniałem czyta się ją dobrze, przyjemnie i wspaniale można odpocząć przy niej po trudnym dniu – oczywiście jeśli lubi się typowe opery mydlane. Pełno w niej odważnych scen erotycznych, a Bradfordowie na pewno nie należą do aniołów, każdy ma coś do ukrycia. Natomiast ci, którzy stawiają poprzeczkę znacznie wyżej, ostrzegam będą rozczarowani. Tak było w moim przypadku.           
            Autorka  próbuje pokazać skomplikowane relacje rodzinne występujące między bohaterami. Wyrodny ojciec, krzywdzący swoje dzieci, całkowicie obojętny na ich los, do tego domowy tyran i sadysta; oni zaś teraz, gdy już dorośli nienawidzą go. Niby jest to temat dość popularny w literaturze, jednak często znajdzie się wielu wybitnych autorów potrafiących wspaniale opowiadać o rodzinie jako traumie, wystarczy wymienić między innymi Elizabeth Strout, Diane Chamberlain- zresztą tworzącą przepiękne miłosne historię z familią w tle. Szkoda więc, że J.R. Ward nie czerpie od najlepszych, lecz tworzy banalną opowieść inspirowaną między innymi serialem „Dynastia”. O ile w przypadku telewizji, potrafię to zrozumieć, jednak w  literaturze nie koniecznie, chyba że od razu zaznaczy się książkę harlequinem – a przecież „Królowie bourbona” mają znacznie wyższe aspiracje. Denerwuje mnie nie wykorzystanie tematu mogącego sprawić, że czytelnik będzie czytał powieść z chusteczkami ocierając łzy; dającej wiele do myślenia oraz zmuszenia do głębokiego wpatrzenia się w siebie.
            Tak samo, wbrew pozorom romans, wcale nie należy do banalnych gatunków, gdyż mówienie o miłości, opowiadanie o uczuciach, emocjach czy pragnieniach wpisanych w ludzką egzystencję, od wieków pozostaje tematem aktualnym poruszającym nie jedno serce; niestety tego właśnie mi zabrakło.

            Jednym z innych jej atutów, jakie udaje mi się dostrzec, stanowi kompozycja. Akcja rozgrywa się na przestrzeni kilku dni, a  napięcie rośnie stopniowo. Pierwszego dnia jest dość nudnie, monotonnie, praktycznie pewnie niczym nie różni się on od innych, przed wielką imprezą. Dopiero trzeci dzień, w którym mają rozegrać się derby i następujące po nim, dominują w przełomowe dla wszystkich wydarzenia, akcja komplikuje się w błyskawicznym tempie. W zamysłach autorki „Królowie bourbona”  mają stanowić głównie rodzinną sagę. Poznajemy w niej wszystkich głównych bohaterów, jedynie postacie Maxa i Amelii pozostają nie wiadome, Ward zdradza tylko, że on jest starszym bratem Lane`a, ona zaś córką Gin. Do tego dochodzi dość zwarta fabuła, może tylko owe pierwsze sto stron powinny być bardziej skomasowane, wówczas nie byłoby wspomnianego przez mnie znużenia, a akcja stałaby się jeszcze bardziej wartka. Jednocześnie, dowiedziałem się o planowanym trzecim tomie i niestety nie wiem, czy jest to dobry zabieg. W sumie wszystko okaże się po lekturze drugiej części; jednak obawiam się, iż dwutomowy cykl wystarczyłby na opowiedzenie historii. Rozciąganie jej na kolejne części, może jeszcze bardziej spotęgować efekt opery mydlanej, ze szkodą dla całości.
            Na koniec chciałbym wspomnieć kilka słów o występujących w powieści postaciach. Nimi również pisarka nie wywołała u mnie większego zachwytu. Przede wszystkim są oni jednowymiarowi,  dobrzy albo źli. Człowiek jest istotą złożoną, podczas gdy tutaj mamy ludzi jedynie złych i dobrych, przypominających typowych bohaterów telenoweli, gdzie wiadomo kto kim jest.
Na przykład para głównych bohaterów: Lizzie i Lane. Ona romantyczka, marząca o wielkiej miłości, jednak dotkliwie zraniona, stała się nieufną wobec mężczyzn, boi się ponownie uwierzyć w szczerość uczuć Bradforda. On natomiast,  wyrósł  z czasów, kiedy bał się despotycznego ojca, teraz tylko Lane  jest w stanie stawić mu czoła. Nie ukrywa miłości do ogrodniczki i tego, że to z nią marzy o stworzeniu rodziny. Jednocześnie zachodzi w nim przemiana od pokerzysty, prowadzącego hulaszczy tryb życia; do głowy rodziny, która ma stanąć na czele familijnej fortuny. Od razu muszę się przyznać, że z przyjemnością obserwowałem całą metamorfozę w nim zachodzącą.
          Dość ciekawy charakter stanowi Edward. Najstarszy z rodzeństwa, wydawałoby się, że to on ma tyle siły, aby przeciwstawić się seniorowi rodu. Czuje się odpowiedzialny za braci i siostrę. Natomiast na skutek przeżytej traumy, zmieni się w wrak człowieka. Również  był zakochany i na skutek pewnych zdarzeń, utracił miłość życia. Dziś musi zadowolić się usługami prostytutek, a swoje nieudane życie próbuje utopić w alkoholu Jednak to on właśnie ma pokazać, że człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać. Zobaczymy, jak potoczą się jego losy w „The Angel`s share” stanowiąca kontynuację „Królów bourbona”.
Inną postacią, która szczególnie zwróciła moją uwagę stanowi Gin. Dziewczyna niepokorna, uwielbiająca robić nestorowi  na złość. Wdaje się w przelotne romanse, wychowując samotnie córkę, Amelię. Jednak, jak wszyscy Bradfordowie w głębi duszy pragnie poznać smak prawdziwego uczucia. Jest wredną, złośliwą, lalką salonową, kompletnie nieprzewidywalną, z tego też ostatniego powodu często wpakowuje się w poważne tarapaty. Nieświadomie to ona uruchomi całą falę zdarzeń, która odmieni życia wszystkich członków rodu.
            Najciekawszym jednak bohaterem jest senior, William Bardford. Początkowo poznajemy go, jedynie w charakterze surowego ojca, karzącego najmniejszy występek swych dzieci. Dopiero z biegiem akcji widzimy coraz bardziej jego mroczną osobowość, zdolny jest do największych podłości, całkowicie wyzuty z uczuć, człowiek totalnie amoralny. Jednocześnie owa aura tajemniczości dodaje mu dużego uroku. Myślę, że stanowi najciekawszą postać z tej powieści. Chociaż bezdyskusyjnie stanowi główny czarny charakter historii..

            Podsumowując „Królowie bourbona” mimo towarzyszącego im medialnego szumu, zbytnio mnie nie zachwycili. Na pewno miłośnikom oper mydlanych, książka ta powinna przypaść do gustu. Mnie osobiście przede wszystkim brakowało w niej odniesienia do rzeczywistości, większość pokazanych w niej zdarzeń jest w moim odczuciu nierealnych. Jeszcze nie wiem, czy sięgnę po drugi tom, jeśli tak to na pewno będzie to ostatnia szansa dla J.R. Ward. Nie lubię bowiem, gdy telenowela przenosi się na grunt literacki, a najnowsza  wydana w Polsce jej książka, taką właśnie jest. Czekam więc na zdecydowanie więcej.

 Moja ocena 5/10

                                         Źródło: Wydawnictwo Marginesy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz