wtorek, 30 listopada 2021

AWANS, JAKUB BIELIKOWSKI

Warszawa ostatniej dekady XIX wieku, rodzący się socjalizm i zbrodnia w Awansie Jakuba Bielikowskiego.


Warszawa rok 1889. Andrzej Zaleski jeszcze dobrze nie uczcił swego awansu w policyjnej hierarchii, a już zostaje wezwany na miejsce zbrodni. W brutalny sposób została zamordowana rodzina rejentostwa Wolskich wraz z pracującą tam służącą. Z domu zniknęła spora suma pieniędzy. Śledztwo zaprowadzi śledczego w kręgi domów rozpusty i wkrótce Ci, co są związani ze sprawą, giną.


Jakub Bielikowski zaczyna opowieść mocnym akcentem, by stopniowo spuszczać z tonu i sama zagadka kryminalna staje się tylko pretekstem do pokazania szerszego tematu. Zagląda do warszawskich lupanarów, w których można spotkać carskich oficjalistów. Zaprowadza w kręgi cwaniaczków, złodziejaszków i pokazuje zarazem szeroką panoramę miasta. Panujące w nim układy i reguły, pracę zdominowanej przez Rosjan policji, czy wreszcie zawitamy w kręgi rodzącego się ruchu socjalistycznego działającego w konspiracji. Tyle tylko, że niestety zostajemy zasypani masą szczegółów, detali związanych z architekturą stolicy, które dopóki nie przyzwyczaimy się do sposobu narracji, szybko zaczynają nudzić. Jest ich za wiele i praktycznie poza pokazaniem wiedzy autora i jego zainteresowań varsavianistyką, kompletnie nic nie wnoszą. Bielikowski wpada we własną pułapkę próby dokładnego odwzorowania życia miasta u schyłku XIX stulecia i to, co mogło dodać powieści większej atrakcyjności, szybko doprowadza do wymęczenia czytelnika. Cała masa zbędnych przypisów dotyczących podstawowej wiedzy historycznej, typu Kraj Nadwiślański. Utrudniają lekturę i przez większą część opowieść wydaje się mało interesującą, podobnie jak główny bohater. Z początku wydaje się bez ikry, bez żadnej charyzmy do której przyzwyczaili nas inni śledczy. Mając w pamięci znakomitą Warszawiankę Idy Żmijewskiej, Awans wypada kiepsko. Kiedy już nie ma się zbyt dużych oczekiwań, Bielikowski zadaje cios między oczy. Konspiracja i śledztwo przybierające dość zaskakujący zwrot. Wszystko zaczyna pasować do siebie, znacznie ograniczone są elementy, które stanowią tylko tło historii. Czytelnikowi trudno oderwać się od czytania, aż nie pozna zakończenia, które również wiele rzeczy przewraca do góry nogami. Sam Andrzej Zaleski zaczyna być postacią interesującą, ze sporą charyzmą, Polakiem doskonale odnajdującym się w normach administracji zaborcy. Pokazuje nieznaną wcześniej twarz, wielokrotnie zaskakuje i musi podejmować niełatwe decyzje. A pierwotne złe wrażenie, coraz bardziej znika, a my dostajemy znakomity kryminał.


Bielikowski doskonale operuje językiem i gwarą epoki, sprawia, że czujemy się widzem, który z bardzo bliska przygląda się życiu i codzienności bohaterów. Z nimi siadamy do stołu i kładziemy się spać. Awans nie ma w sobie jednak nic z tego, co mogłoby zaintrygować czytelnika. Składa się praktycznie z dwóch kompletnie różnych od siebie części i nawet ta lepsza nie potrafi obudzić w nas niepokoju, nerwowości towarzyszącej często temu gatunkowi. Dostałem średnią przystawkę i czekam na danie główne.


Polecam. 

Moja ocena 6/10



                Wydawanictwo Novae Res

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz