Cykl Parabellum – Remigiusz Mróz
Praktycznie niedługo po zakończeniu
II wojny światowej, zarówno w Polsce, jak również zagranicą zaczęły powstawać
książki, filmy opowiadające o tamtych dramatycznych i przerażających dniach.
Tematyka ta, jest także popularna dziś. Z jednej strony mamy szpiegów, super
żołnierzy wychodzących z każdych tarapatów, grając nazistom na nosie; z drugiej
wciąż za mało jest historii zwykłych ludzi, ich przeżyć oraz niejednokrotnie
dramatycznej walki o przetrwanie. Do tej drugiej grupy wpisuje się cykl „Parabellum” Remigiusza Mroza. Co sądzę na
jej temat? Zapraszam do recenzji.
W skład trylogii „Parabellum” wchodzą: „Prędkość ucieczki”, „Horyzont
zdarzeń”, „Głębia osobliwości”. Opowiada historię dwóch braci: starszego Bronka
i młodszego Stanisława. Pierwszy z nich
nigdy nie przejawiał zbyt dużej chęci do nauki, wyjątek stanowiły języki obce,
które to zawsze chętnie zgłębiał.
Obecnie zaś służy w Wojsku Polskim przy granicy rumuńskiej. Podczas jednej
z sprzeczek ze swoim przełożonym chorążym Chwieduszko, chłopak bije go na oczach innych żołnierzy.
Tym samym wpada w poważne tarapaty. O ile jego przełożony, kapitan Obelt w
innej sytuacji pewnie machnąłby ręką, jednak znieważenie starszego rangą i to
jeszcze na oczach pozostałych żołnierzy, nie może przejść bezkarnie.
Stanisław
natomiast studiował medycynę. Planuje ślub z Marysią, jednak jego ojciec,
Władysław nie jest zbyt chętny matrymonialnym planom syna, z powodu żydowskiego
pochodzenia przyszłej synowej.
Wraz z wybuchem wojny zarówno bójka Bronka, jak również
zaręczyny Staszka przestają mieć znaczenie. Kraj ogarnięty zostaje terrorem.
Wojsko nie wie za bardzo co ma robić, niby są dyspozycje Naczelnego Wodza, ale
nie ma oficjalnych i pewnych rozkazów.
Jednocześnie
zaraz w pierwszych dniach wojny, Maria namawia narzeczonego na wspólną ucieczkę
do jej rodziny we Francji, tylko tak bowiem będą bezpieczni. Wuj dziewczyny
daje swemu przyjacielowi Holzerowi pieniądze, aby przeprowadził młodych
bezpiecznie przez granicę.
W
zaistniałej wojennej zawierusze bracia Zaniewscy przewędrują Europę, będą w Niemczech
i na terenach Związku Radzieckiego, oraz w wielu innych miejscach. O tym, jak
potoczą się ich losy, dowiedzieć się można z lektury „Parabellum”.
Pierwszy tom tej serii
uważam za dobry, ale tylko dobry. Przede wszystkim zabrakło mi znanego już z
innych powieści Mroza dowcipu, złośliwości, potyczek słownych w dialogach
między głównymi bohaterami, tak jak miało to miejsce u Chyłki, Forsta a nawet
„W kręgach władzy”. Rozumiem fakt,
rozgrywania się akcji w zupełnie innych realiach, jednak Mróz pokazuje, że
nawet pisząc o przerażających wydarzeniach, potrafi rozładować napięta atmosferę.
I to jest już pierwsza rzecz, jaka od razu rzuca się w oczy. Widzimy, jaki od czasu „Prędkości ucieczki” Remigiusz Mróz zrobił olbrzymie postępy w swoim warsztacie. Wbrew pozorom między pierwszym tomem serii a ostatnim występuje olbrzymia różnica, na przykład w sposobie prowadzenia narracji.
Natomiast
najlepszy z całej trylogii według mnie jest drugi tom, chociaż w trakcie lektury trzeci najbardziej przypadł mi do gustu,
jednak po przeczytaniu zakończenia, zdecydowanie zmieniłem zdanie. Koniec
„Parabellum” kompletnie mi się nie podobał. Nie ma w nim nic, ze znanych
chociażby z innych książek tego autora, mroźnego zakończenia. Mróz – mistrz
ostatniego zdania- tutaj się nie popisał. Jest ono za bardzo słodkie, miłe a
przecież absolutnie czegoś takiego nikt się nie spodziewał. Nie ma w nim wbicia w fotel,
że czytelnikowi brakuje słów. Zdaję
sobie sprawę, że wielu osobom może się ono spodobać, przecież często lubi się
happy end, jednak dla mnie stanowi zdecydowany mankament. Kompletnie nie wiem z
czego on wynika, czy pisarzowi zabrakło pomysłu, czy nie chciał jeszcze
bardziej krzywdzić bohaterów, a może – i
o to bardzo proszę – zostawił sobie furtkę do kolejnych części
opowieści, chętnie bowiem ponownie spotkałbym się z Zaniewskimi, Marysią i
Obeltem, chociażby w powstańczej Warszawie. Ciekawy jestem, jak wtedy odnalazłby
się i zachowywał Christian Leitner.
Dlatego właśnie drugi
tom, w dramaturgii nie ustępujący nic ostatniemu, jest moim zdaniem najlepszy.
Znaleźć dosłownie w nim można wszystko to, co znamionuje pisarstwo Remigiusza
Mroza, świetny styl, dialogi a przede wszystkim naprawdę mocne zakończenie, po
którym pragnie się od razu sięgnąć po
kolejny tom, tylko po to aby dowiedzieć się co będzie dalej.
Ponadto zabrakło mi w
„Prędkości ucieczki”, tego do czego zdążyłem się już przyzwyczaić, mianowicie
wyrazistych postaci, mocnych charakterów. Szczerze mówiąc nie było postaci,
która od razu wzbudziłaby moją sympatię bądź antypatię. Szansę na to miał
między innymi antagonista powieści Christian Leitner, któremu zdecydowanie się
to udało. Już w drugim tomie tylko czekałem, kiedy pojawi się na kartach
powieści.
Jest on oficerem w
Wehrmachcie, człowiek inteligentny, oddany całkowicie Rzeszy, wierzący w misję
Niemiec, jaką pod wodzem Hitlera ma ona do spełnienia. Równocześnie nie
pochwala wszystkich metod stosowanych wobec podbitej ludności. Do tego świetnie
zbudowany, pewnego rodzaju wręcz uwodziciel, niezwykle szarmancki wobec kobiet.
Równocześnie potrafi być brutalny, chociaż nie lubi przemocy dla samej przemocy.
W pewnym momencie stanie naprawdę przed bardzo trudnym wyborem. Niestety nie mogę zdradzić, jakim aby nie psuć
przyjemności z lektury. „Parabellum”, to typowa powieść Mroza gdzie czasami
jedno zdanie za dużo, może popsuć całą zabawę w poznawaniu losów bohaterów, a
przecież jak zawsze nie chcę, aby moja recenzja miała choćby najmniejszy
spoiler. W każdym razie myślę, że Leitner zdecydowanie zalicza się do bardzo
charakterystycznych postaci, mimo że jest to pewnego rodzaju czarny charakter
powieści- chociaż były momenty wątpliwości co do tego - to zdecydowanie może on
spodobać się wielu czytelnikom. Jest bardzo wyrazisty i wpisuje się do moich ulubionych postaci, nadal na miejscu
pierwszym jest Chyłka, na drugim Forst, trzecie zdecydowanie ma Leitner.
Jednocześnie
nie brakuje postaci z którymi się naprawdę solidaryzuje, tak jest w przypadku:
Bronka i Staszka Zaniewskich, kapitana Obelta, rewelacyjna jest Marysia.
Wydawać się może, że w związku to ona nosi przysłowiowe spodnie.
Opowiadając
o „Parabellum” po prostu nie mogę nie wspomnieć nieco więcej o Marysi. To
dziewczyna z charakterem, miałem niejednokrotnie wrażenie, że siłą temperamentu
przyćmiewa swego narzeczonego. Na pewno jest osobą, którą nie łatwo zastraszyć,
jeśli liczy się na jej uległość w obliczu siły, to można się grubo pomylić.
Potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji, zawsze mówi co myśli, nie licząc się z
konsekwencjami, inteligentna, odważna, a jednocześnie bardzo wrażliwa. Jeśli
chodzi o kobiece postacie z powieści Remigiusza Mroza plasuje się ona na drugim
miejscu, zaraz za Joanną Chyłką. Myślę, że od Marysi można się bardzo wiele nauczyć, przede wszystkim siły z jaką pokonuje
przeciwności losu, a autor jej nie rozpieszcza. Bardzo chcę podziękować
pisarzowi właśnie za uniwersalność Marysi. Bez względu na czasy, w jakich się
żyje, w moim odczuciu stała się postacią zawsze aktualną, pokazującą, że nie ma
w życiu takich sytuacji, których nie dałoby się pokonać.
Natomiast
główni bohaterowie opowieści, bracia Zaniewscy nie specjalnie skradli moje
serce, oczywiście głównie Staszkowi bardzo kibicowałem, ale ani on ani Bronek
nie wywołali u mnie większego zachwytu. W moim odczuciu zabrakło im tego
czegoś, co mają chociażby Leitner czy Marysia. Podobnie sprawa się ma z
Obeltem, podziwiałem jego hart ducha, jednak był mi dość obojętny, nawet
bardziej od Zaniewskich. W bohaterach
tych zabrakło mi pewnej wyrazistości, nigdy nie wiem co zrobią, potrafią
zaskoczyć, ale w tym wszystkim nie ma czegoś takiego, że ich pojawienie
wywołuje efekt wow. Zdaję sobie sprawę, że mogę tym podpaść wielu fanom
trylogii, jednak w moich opiniach chcę po prostu być szczery.
Wreszcie Johann
Blankeburg należy do postaci, które zdecydowanie mrożą krew w żyłach. Wraz z
biegiem akcji, szczególnie pod koniec pierwszego tomu naprawdę go
znienawidziłem. To człowiek kochający brutalną przemoc, niezwykle wyszukane
okrucieństwo, karmi się wręcz cierpieniem innych. Jeśli w przypadku Kompozytora
z „Behawiorysty” określiłem go złem w czystej postaci, to w przypadku
Blankeburga nawet brakuje mi określenia.
Kolejny element, który zachwycił mnie w
„Parabellum”, podobnie do innych powieści tego autora, stanowi świetny język,
styl sprawiający, że kolejne strony mijają wręcz błyskawicznie. Świetnie oddaje
atmosferę pierwszego roku wojny, panujący strach wśród ludności cywilnej,
terror hitlerowski. Powstałą we wrześniu 1939 roku zupełną dezorganizację
wojska - szczególnie momencie ataku 17 września ze strony ZSRR, kiedy główne
dowództwo wydaje rozkaz nie podejmowania walki z bolszewikami i wycofania się
armii polskiej do Rumunii- wiele oddziałów, działających obecnie w charakterze partyzanckim podejmuje
walkę z agresorem. Bardzo wdzięczny jestem między innymi za przywołanie postaci
majora Mikorskiego.
Opisy są niezwykle realistyczne i brutalne. Remigiusz
Mróz przeraża w nich bardziej niż w innych swoich książkach, skłania do
refleksji. Często zadawałem sobie pytanie, parafrazując Zofię Nałkowską, jak to
możliwe, że ludzie ludziom potrafili zgotować taki potworny los. Dlaczego
zniknęła w oprawcach nawet namiastka człowieczeństwa, co sprawiło, że inny
człowiek staje się dla nich w czymś rodzaju odchodów mrówki, a nie ludzką osobą
czująca dokładnie, jak on. Autor nie rozpieszcza czytelnika, pokazuje mu obraz
wojny, najbrutalniejszy, jaki można tylko sobie wyobrazić. Widać to między
innymi w scenach przesłuchań, podczas
których pisarz wręcz z olbrzymią precyzją i niezwykle plastycznie pokazuje
stosowane tortury. Opisy te budzą we
mnie strach, przerażenie, obrzydzenie i nawet na chwilę nie chciałbym żyć w
Polsce 1939 r. Obrazy te naprawdę są przerażające, jednocześnie bardzo mocno
bowiem oddziałują na psychikę czytelnika. Do tego pełna napięcia akcja, niepewność co za chwilę może się stać i
poczucie nieustającego zagrożenia, sprawia, że od lektury nie można się oderwać
Nie sposób nie
wspomnieć w tym miejscu opisów życia obozowego. Jest on znów przerażający, wywołujący
dreszcze, zapiera dech w piersiach. Tak bardzo brutalny w swej istocie, że dziś
w XXI wieku, kiedy żyjemy w kraju nieogarniętym wojną, aż trudno uwierzyć, że
to mogło kiedykolwiek mieć miejsce; jak ludzie znajdujący się obozie
koncentracyjnym mogli przeżyć w takich warunkach. Remigiusz Mróz doskonale wpisuje
się w kanon literatury więziennej, może
zająć miejsce obok wspomnień Broniewskiego, Różewicza, Krall i wielu innych
wspaniałych pisarzy. Dla mnie sceny rozgrywające się w Mathausen to prawdziwy
majstersztyk, pokazujący olbrzymi talent twórcy „Parabellum”, wszystkim zaś osobom
mówiącym o nim z małym uśmiechem na twarzy, z całego serca polecam tą trylogię,
ukazującą go zupełnie w innym, może nawet w nieznanym świetle.
Wreszcie
na pewno jest to książka wymagająca. Autor miesza różne wątki przeplatające się
za sobą, są one niezwykle płynne. Będąc chociażby w siedzibie Leitnera
mamy na przykład obserwujemy inne wydarzenia dziejące się
równocześnie w tym budynku. Raz widzimy Christiana, za chwilę jego podwładnych.
Stąd też „Prabellum” wymaga skupienia, bo łatwo pogubić się w tym. Moim
zdaniem, jest to jedna z bardziej wymagających lektur tego pisarza.
Podsumowując
„Parabellum” to kolejny rewelacyjny cykl Remigiusza Mroza, mogący dać mu nowe
rzesze zwolenników. Biorąc pod uwagę, że praktycznie rozpoczął go będąc na początku
kariery pisarskiej, należy się mu tym większe uznanie. Autor pokazuje wojnę,
taką jaka była w rzeczywistości, nie próbuje jej upiększyć ani złagodzić.
Bohaterowie to ludzie z krwi i kości, mający we wrześniu 1939 roku swoje
marzenia, które w nowej rzeczywistości prysły niczym bańska mydlana. Mają oni
swoje słabości, lęki ale równocześnie ogromną wole przetrwania, dzięki czemu mogą
również wiele nauczyć czytelnika XXI wieku, żyjącego w czasie pokoju, że nie ma
takiej sytuacji, której nie dałoby się pokonać.
Myślę,
że wielbiciele wojennych opowieści, miłośnicy książek historycznych,
przygodowych na pewno powinni być zadowoleni. Dla mnie „Parabellum” stanowi
pozycję obowiązkową, wpisując się do moich ulubionych powieści Remigiusza
Mroza. Ma ona w sobie wszystko to co najbardziej lubię w jego prozie: świetny
styl, trzymająca w napięciu akcja, mocne charaktery. Czegóż chcieć więcej?
Pozycja ta jest tym bardziej godna polcenia, że pokazuje wizję II wojny
światowej w sposób całkowicie nowatorski, wykorzystując przy tym najlepsze
wzory literackie. I to mi się bardzo podoba.
Polecam.
moja ocena 8/10
Źródło: www.remigiuszmroz.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz