niedziela, 11 lutego 2024

OPERACJA MIR, REMIGIUSZ MRÓZ

Remigiusz Mróz należy do niezwykle płodnych pisarzy. Pisze dużo, pisze gęsto i może nie zawsze każdemu z każdą jego powieścią po drodze, to nie ulega wątpliwości, że zawsze czeka się na nowe opowieści. Tym razem wraca z kontynuacją Projektu Riese, Operacją Mir.


Parker po tym, jak wpadł pod metro, budzi się w nowej lini czasowej i za wszelką cenę chce odnaleźć Natalię. Tymczasem kobieta również nie ustaje w poszukiwaniach ukochanego. Oboje napotykają duplikaty bliskiej im osoby i muszą odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Zwłaszcza Parker, który trafił do PRL-u i w życie innej wersji siebie, którego nie zna i nie koniecznie takiego pragnie. Zarówno Natasza, jak i on w drodze do Riese spotykają ludzi, których pod żadnym pozorem nie powinno być. Czy tym dwojga uda się jeszcze spotkać ich prawdziwe tożsamości? Zwłaszcza, że zapanował totalny chaos. 


Jak pamiętacie może Projekt Riese nie należy do powieści Remigiusza Mroza, za którymi bym przepadał. Wręcz odwrotnie kompletnie nie lubimy się i z Operacją Mir sprawa wygląda podobnie. Przede wszystkim nie wnosi wiele nowego. Ponownie pojawia się wspomnienie o Trzeciej Rzeszy, która w Górach Sowich prowadziła prace nad przemieszczaniem się w czasie. Ponownie mamy przemieszczanie się między różnymi liniami czasowymi. Jednak Remigiusz daje to coś, co i po czasie mogę stwierdzić, że stanowi to coś, co przyciąga uwagę czytelnika. Tym czymś jest tęsknota i nie ustawianie w poszukiwaniu ukochanych osób. O ile poprzednio Parker musiał uporać się ze stratą żony, teraz dąży do spotkania tej prawdziwej Natali, a żadna napotykana wersja nie oddaje jego Nataszy. Tak samo ona w napotykanych wersjach nie może odnaleźć ukochanego. Tyle tylko, że znów Remigiusz nie wykorzystuje stworzonego przez siebie potencjału. Zamiast intrygować sprawia, że w pewnym momencie czujemy się po prostu zmęczeni. 

Jednak Mróz kiedy najmniej tego się spodziewamy budzi zainteresowanie powieścią. Dzieje się to za sprawą tego w czym jest najlepszy, a mianowicie wizją alternatywnej rzeczywistości z wykonaniem geopolityki. W Projekcie Riese była to pandemia, teraz wojna na Ukrainie i tego jak dalej potoczyła się historia wraz z eskalacją konfliktu. To, co zastajemy mrozi krew w żyłach za sprawą tego, jak bardzo wydaje się realne. I to zdecydowanie jest najlepsze w tym cyklu. Nie bawi się on w budowanie rzeczywistości odbiegającej od naszej, ale wykorzystując to co znamy z tu i teraz, snuje zarówno alternatywny tok zdarzeń, ale również idzie o krok dalej i pokazuje dokąd możemy dążyć. 


Problem w tym, że w natłoku różnorodnych wydarzeń zaczynamy się gubić i wkrada się pewien chaos, nad którym nie koniecznie Mróz umie zapanować. Wydarzenie goni inne wydarzenie, akcja pędzi z zarotną prędkością i trudno w tym wszystkim połapać się co do czego. Kiedy pewna rzeczywistość jest w stanie zaintrygować, nie spodziewanie przewraca wszystko do góry nogami. Z Polski Ludowej trafiamy ostatecznie do Imperium Rzymskiego. Co prawda to, jak odnajdują się bohaterowie w trajektorii, w której historia potoczyła się odmiennie od znanej nam z kart podręczników, budzi uśmiech na twarzy i ciekawość jak potoczy się dalsza akcja. I znowu Remigiusz zaczyna się w tym wszystkim gubić i nie potrafi zapanować nad całością. Finalnie po prostu znów zasypiamy. 


Szczerze nie do końca rozumiem, czemu Remigiusz Mróz tak bardzo upiera się nad kontynowaniem serii, która biorąc to, co jest on w stanie zaoferować, wypada blado. Nie wiem, czy będę czytał kolejne części, które już zapowiada. Oczywiście Operację Mir czyta się dobrze i szybko, a sami zastanawiamy się nad tym, gdzie ostatecznie trafimy. Jednak dla mnie to trochę za mało i oczekiwałbym znacznie więcej. To zaś na co czekam jest w bardzo małej ilości. 


Moja ocena 6/10 



                   Wydawanictwo Filia


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz