piątek, 29 października 2021

MROCZNE DNI: OSTATNI DOM NA ZAPOMNIANEJ ULICY, CATRIONA WARD

 O Ostatnim domu na zapomnianej ulicy Catriony Ward było głośno jeszcze przed premierą. Wiele głosów zachwytów zachęcało do lektury. Na to, co zastaje się w jej trakcie, nie jest się w ogóle gotowym.


Trudno jest przedstawić fabułę, aby nic nie zdradzić z tego, co mogłoby popsuć zabawę podczas czytania. Najogólniej można ją opisać w następujący sposób. Ted mieszka razem z córką, Lauren i kotką Olivią  w samotnie położonym domu na skraju lasu, który ma po rodzicach. Są oni ciągle obecni w jego umyśle i non stop pojawiają się kolejne wspomnienia z dzieciństwa i w związku ze sprawą zabójstwa małych dziewczynek. Okna budynku są zabite i im dłużej w nim przebywamy, nie podoba nam się wcale, to co zastajemy. Traumy, pogrzebane tajemnice na skraju lasu, które nigdy nie powinny być odkopane czy wreszcie dążenie do zaspokojenia wyrzutów sumienia i rozwiązania zagadki. 


Jeśli szuka się na wskroś ekscentrycznej i kompletnie nieprzewidywalnej opowieści, to w Ostatnim domu na zapomnianej ulicy ją znajdujemy. Od początku odbiega od ogólnie znanych norm w dreszczowcach. Coś jest nie tak, coś się nie zgadza i wreszcie coś nieustannie uwiera. To ostatnie uczucie towarzyszy czytelnikom do samego końca. Na początku bardzo trudno się wgryźć, wszystko jest jakieś dziwaczne, nienormalne i przez to męczące. Potem stwierdza się, że łatwo przewidzieć, w którym kierunku pójdzie akcja i tu dopiero zaczyna się prawdziwy twist. Nic nie jest takie, jak sądziliśmy. Zwierzyna i łowca nieustannie zamieniają się rolami i zaczynają budować osobliwy świat. Catriona Ward przeplata do tego elementy grozy. Umówmy się, jeśli w oknie pojawiają się zjawy, głosy i przed oczami przewijają się obrazy, gdzie nie wiadomo czy są wytworem wspomnień czy rzeczywistości, tajemniczy i żądni ofiar bogowie, poza którymi nic innego nie istnieje, można to wszystko podciągnąć pod horror. Z drugiej strony mamy śledztwo, walkę z oprawcą i usilne dążenie wszystkich do odzyskania wolności, w końcu zaś do wymierzenia sprawiedliwości na własną rękę przez, co powieść staje się bardziej dreszczowcem niż grozą, jako taką. Straszy tym czego każdy z nas boi się najbardziej. Uwięzieniem, cierpieniem i doświadczanie tortur zmuszających umysł do wytwarzania mechanizmów obronnych. Czytelnik czuję narastającą atmosferę klaustrofobii, osaczenia przez zło i całkowitej beznadziei. Nie wiadomo komu ufać, co jest prawdą, a co fałszem zwłaszcza, kiedy każdy prowadzi osobliwą grę. Im bardziej zagląda się do chorego umysłu szaleńca, tym bardziej zaczyna czuć narastające dreszcze na ciele. 


Catriona Ward świetnie odrobiła lekcje. Wykorzystując starannie wykonany research, tworzy historię na wskroś wiarygodną. Jeżeli w pierwszej połowie tego za bardzo nie widać, to w drugiej przejawia się z strony na stronę. Wbrew pozorom nic nie jest zbędne, choć na pierwszy rzut oka takie może się wydawać. Jest to dokładnie przemyślana fabuła, świetnie oddająca to, co pisarka zamierzała przekazać. Pierwszoosobowa narracja u dwóch narratorów oddaje mroczny klimat, a trzeci narrator występujący w trzeciej osobie, jakby uzupełnił wszystko to, co jest niedopowiedziane. Ostatni dom na zapomnianej ulicy nawiązuje do klasyki grozy i niektórych kingowych opowieści, z drugiej strony chce złamać horrorowe tony, na rzecz thrillera psychologicznego, który stanowi totalne indywiduum w literaturze gatunkowej. Powieść wysoko zawiesiła poprzeczkę, którą trudno będzie pokonać. 


Polecam. 

Moja ocena 8/10 



               Wydawanictwo Czwarta Strona 

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz