czwartek, 21 października 2021

BLIZNY PRZESZŁOŚCI, KRYSTYNA MIREK

 Krystyna Mirek należała do tych autorów, od których trzymam się z daleka. Tak było od czterech lat za sprawą Sagi rodu Cantendorfów. Czekałem na nią z olbrzymią niecierpliwością. Anglia osiemnastego wieku i stare zamczysko skrywające swoje tajemnice. Niestety seria okazała się klapą, literackim bublem i wielkim rozczarowaniem. Blokada trwała i trwała, jednak zawsze daję książkom drugą szansę. Nie żałuję tego, bo Blizny przeszłości na nowo odczarowały tamto niefortunne spotkanie.


Majka Sokołowska wraca po latach do małej, rodzimej miejscowości Borki. Długo trzymała się od niej z daleka jedyne, co się z nią wiązało to przeżyta w dzieciństwie traumą. Teraz jako policjantka i żądna zemsty zatrudnia się w tamtejszym komisariacie, by odkryć prawdę o śmierci ojca. Mężczyzna był gwiazdą lokalnej policji i do dziś uważany jest za bohatera. Wbrew pozorom dawni znajomi i przyjaciele zmarłego wcale nie witają jej z otwartymi ramionami, nie ukrywają zamiaru, by za wszelką cenę pozbyć się jej z Borek. Nie mogą pozwolić na grzebanie w sprawie, do której nigdy nie powino się wracać.


Blizny przeszłości otwierają nową serię obyczajowo-kryminalną pod tym samym tytułem. Widać, że Krystyna Mirek odrobiła lekcje, poprawiła warsztat, a przede wszystkim przekułana sukces atrybuty powieści, stanowiące jej mocne strony. Jest ich nie mało. Przede wszystkim prowincja, która od dawna działa na mnie niczym magnes. Jeśli spodziewacie się, że małe podkrakowskie miasteczko przyjmuje przybyszy z polską gościnnością, a życie w niej płynie spokojnym i monotonnym nurtem, to już na początku czeka niespodzianka. Wcale nie mamy ochoty w niej przebywać, a im dłużej w niej jesteśmy, tym chętniej byśmy uciekali. Ma swoje demony przeszłości, grzechy, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. W przeciwnym razie mogłyby wywołać istne trzęsienie ziemi. Zdają sobie sprawę z tego komendant policji i burmistrz. Nie ulega wątpliwości, że dużo wiedzą, ale nabrali wody w usta. Obaj nieprzyjemni w kontakcie, gbury czujące siłę jedynie wobec słabszych, którą mogą się wówczas napawać. Zdają sobie sprawę, że jeśli sekret śmierci gliniarza wypłynie poza granice Borek, nikt nie będzie w stanie tego zatrzymać, stąd też widzą w młodej policjantce zagrożenie dla własnych interesów i świętego spokoju. Liczy tylko się medialny sukces, budowanie pozytywnego PR-u, a ten co pewien czas jest nadszarpywany. Dochodzi do kolejnych włamań, przypominające te sprzed lat na wspomnienie, których pada blady strach. Nie brakuje przemocy domowej, na którą dotąd wszyscy przymykali oczy. Stróże prawa się nią nie przejmowali, ofiary cierpiały po cichu. Ważne, by za bardzo nie narobić się i uniknąć skarg. Mieszkańcy stanowią hermetycznie zamkniętą społeczność, która wszystko wie o sobie nawzajem i kieruje się korupcją, czy długami wdzięczności wobec wszechwładzy burmistrza. To taka mała lokalna dyktatura. Krystyna Mirek stworzyła duszny klimat, rosnące uczucie osaczenia, rozpaczy i zgody na byle jakość. Na tle szarych mieszkańców, wyróżnia się Majka. Przebojem wchodzi do świata zdominowanego przez mężczyzn, jest twarda, bezkompromisową, z każdym dniem burzy borkowski porządek rzeczy, a przede wszystkim zadaję wiele niewygodnych pytań, nieustępliwa, uparta i o świetnej intuicji.


Krystyna Mirek atakuje potęgującą się tajemnicą, której poznanie nie spodoba się nikomu. Świetnie oddaje układy zależności panujące na prowincji i nieustannie buduje rzeczywistość, w której nikt nie może czuć się pewnie. W pewnym momencie obawiałem się, czy nie da się ponieść rodzącemu się wątkowi miłosnemu, ale na szczęście nad wszystkim udało się jej zapanować. Samo zakończenie jest nieprzywidywalne i bardzo zaskakuje. Nie zostaje już nic więcej, niż poznać drugi tom Dawne tajemnice.


Polecam.

Moja ocena 7/10


                  Wydawanictwo Filia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz