sobota, 23 września 2023

ŻAR, WERONIKA MATHIA

Upalne lato, dom nazywany nawiedzonym, tajemnicze samobójstwo, śledztwo dwóch pogrążonych w żałobie ludzi oraz mała społeczność. Weronika Mathia w debiutanckim Żarze daje to, na jakie to literackie debiuty zawsze czekamy i jakie lubimy.


Sam środek niezwykle upalnego lata i lejący się z nieba żar panował tego dnia, kiedy Lena i Rafał udali się do położonego w sąsiedniej wsi opuszczonego domu, o którym to miejscowi mówią, jakoby by był nawiedzony. To tu dochodzi między nimi do nieporozumienia, a wieczorem chłopak zapukał z przeprosinami. I wszystko mogłoby być już dobrze, gdyby nazajutrz nie okazało się, że popełnił samobójstwo. Od tej pory Lena pogrążyła się w depresji i uzależnieniła od leków. Osiemnaście lat później wraca w te strony, wspomnienia wracają i znowu dochodzi do tragedii. Bez śladu znika jej syn, Jasiek. We wsi dochodzi ponownie do samobójczej śmierci siostrzenicy miejscowego policjanta, Jakuba Zommera. Lena i Kuba zrobią wszystko, by dowiedzieć się, co spotkało ich bliskich. Niestety wraz z rodzinnym dramatem, odżyją demony przeszłości, które na nowo atakują i zmuszają do konfrontacji.


Na takie debiuty warto czekać. Weronika Mathia doskonale wie i umie wbić czytelnika w fotel. Snuje mroczną, duszną i lepką opowieść, która od pierwszych stron zdolna jest paraliżować, dosłownie obezwładnić odbiorcę. Tka zdania, które są dosłownie silne niczym cios. Dodatkowo na miejsce akcji wybiera małą społeczność, a wiadomo nie od dziś, że do tego typu historii mam słabość. Tu tajemnica goni tajemnicę. Tu ludzie pamiętają to, co miało miejsce wcześniej. Znają się i siłą rzeczy dramat jednego nigdy nie pozostaje jedynie osobistym cierpieniem, ale szybko okazuje się, że także inni wiedzą o nim. Nie ma mowy o anonimowości, nie ma mowy o tym, by o czymś nie wiedzieć, by zostało zapomniane. Tu pamięć jest żywa, a wspomnienia tkwią w mieszkańcach nieustannie. Nowe zaś tragedie powodują, że przeszłość wraca niczym bumerang. Zwłaszcza, gdy dochodzi do podobnych do siebie wydarzeń. Tyle tylko, że Mathia zamyka swą opowieść w wąskim gronie osób i to im przyglądamy się. Wchodzimy w ich życie rodzinne, traumy i ból noszony od lat. Poznajemy to, co gryzie ich od dawna i o czym nie potrafią zapomnieć. A tematy, które porusza niosą znamie ciężkiego kalibru. Trudna relacja ojca i syna, depresja, lekomania, traumy z którymi nie potrafi się poradzić. Wszyscy tkwią w mroku, z którego nie potrafią się wydostać, a granica wytrzymałości jest cienka. I tu pojawia się niespodzianka. Otóż wydawałoby się, że nowa tragedia powinna ich załamać do reszty, sprawić, że już nie podniosą się. Tymczasem znajdują siły nie tylko, by zmierzyć się z nią ale również na swój sposób uporać się z tym, z czym zmagają się od lat.

Żar doskonale wywołuje ciarki na ciele. Tajemnicze rysunki ćmy, dom będący świadkiem zła i w którym dochodzi wciąż do nowych tragedii. To właśnie sprawia, że czujemy się niekomfortowo, a w głowie pojawia się milion przypuszczeń. Weronika Mathia sprytnie balansuje na granicy kryminału i dreszczowca, doskonale wie jak mylić tropy, wodzić czytelnika za nos i wrzucić w samo serce koszmaru, który roztacza coraz szersze kręgi i przybiera coraz to nowe odcienia. Wprowadza bohaterów, a zarazem nas samych w zdarzenia, od których nic już nie będzie takie samo. Od tego, co rozgrywa się nie będzie już odwrotu, a przyszłość wcale nie maluje się optymistycznie. 


Weronika Mathia Żarem budzi apetyt na więcej i wywołuje wrażenie, że historia Leny i Jakuba dopiero się rozpoczyna i jeszcze nie padło w niej ostatnie zdanie. Udowadnia to, co powtarzam od lat, że Polska kryminałem silna.


Polecam. 

Moja ocena 8/10



             Wydawanictwo Czwarta Strona 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz