W ostatni dzień wakacji opowieść o lecie, które dla bohaterów powieści miało być ostatnim, jakie wspólnie spędzą, za nim nadejdzie to co nieuchronne. Lato, gdy mama miała zielone oczy Tatiany Tibuleac to przejmująca historia o relacji matki z synem i o przemijaniu.
Aleksy obecnie dorosły mężczyzna, za radą terapeuty wraca wspomnieniami do czasów, kiedy był zbuntowanym nastolatkiem. Snuje monolog o swojej chorobie psychicznej i wizytach u psychiatry, o przyjaciółach, pierwszej miłości i przede wszystkim o stosunku do matki, którą długi czas pogardzał. W tej relacji pojawiają się również pozostali jego bliscy: babcia, ojciec alkoholik porzucający ich dla innej kobiety oraz tragedia, która doprowadziła do rozbicia rodziny.
Bohater dokonuje niezwykle szczerej i bolesnej spowiedzi. Nie próbuje nikogo usprawiedliwiać, nawet samego siebie. Jest to na pozór sucha relacja, która wręcz kipi jednak od emocji. Pełno w niej gniewu, cierpienia, niezaspokojonej potrzeby miłości. Z początku odrzuca czytelnika, poraża ogromem buntu i nienawiści, jaką czuje nastoletni chłopak do rodziców, a zwłaszcza do tytułowej mamy. Ma się wrażenie, że robi on wszystko, aby zniszczyć samego siebie. Agresja jaką kieruje do innych ludzi, tak naprawdę uderza głównie w niego. Dopiero im głębiej wchodzi się w jego przeszłość, tym bardziej zaczyna mu się współczuć. Pod maską buntu, pogardy i cynizmu kryje się człowiek, który aż krzyczy, żeby go zauważyć i pokochać. Nawet nienawiść do matki, jest tylko pozorna. We wspomnieniu jej oczu kryje się pełno czułości i melancholii za tą, której już nie ma. Matka i Aleks to dwie przepełnione bólem wyspy, które pragną zbliżenia się do siebie, wzajemnego uleczenia ran. Zdają sobie sprawę, że mają tylko siebie nawzajem ale mimo wszystko nie potrafią się do siebie zbliżyć. Potrzeba kolejnego dramatu, aby mama i syn odbudowali zerwaną więź.
Tatiana Tibuleac dotyka trudnego tematu patologicznych rodzin. Robi to przy tym z olbrzymim szacunkiem i delikatnością. Nikogo nie ocenia. Sucho i beznamiętnie ukazana zostaje postać ojca. Alkoholik, człowiek nie potrafiący poradzić sobie rodzinną tragedią, nie tylko porzuca dom ale wręcz pełno w nim nienawiści do żony i syna. Nic nie obchodzi go ich los. Nie ukrywa, że wolałby aby chłopak umarł. Ma się wrażenie, że obecny jego związek też będzie chwilowy i służy mu jako ucieczka od tego, z czym nie umie sobie poradzić. Jest osobą, która myśli o sobie samym. Zupełnym jego przeciwieństwem jest mama. Kobieta długi czas cierpiała na depresję, popełniła poważny błąd, z którego zdaje sobie sprawę i próbuje go naprawić. Murem stoi za synem, pragnie i robi wszystko, by się do niego zbliżyć. Temu też ma służyć wspólne spędzenie lata we Francji. Alkohol ma pomóc jej zagłuszyć ból. Wśród nich Aleks wchodzący w próg dorastania. Nie tylko cieleśnie, ale także wkrótce będzie musiał porzucić dotychczasowy ból i dorosnąć emocjonalnie. Odkrywa, że poza marzeniami o seksie, alkoholu i narkotykach, jest coś o wiele cenniejszego, co za chwilę nieuchronnie utraci.
Lato, gdy mama miała zielone oczy to melancholijna opowieść o śmierci, potrzebie przebaczenia, konieczności budowania rodzinnych więzów i skutkach, gdy się tego nie robi. O docenieniu małych iskierek szczęścia i radości z małych rzeczy, na przykład z polnych kwiatów. To powieść trudna, która boli i poraża ogromem cierpienia, mimo tego trudno oderwać się od niej. Daje nadzieję, że zawsze można zbudować wszystko od nowa, chociaż kosztuje to wiele wysiłku. Lato wkrótce minie, ale zostaje wspomnienie zielonych oczu będących symbolem nowego życia.
Polecam.
Moja ocena 10/10
Wydawanictwo Książkowe Klimaty