Strony

piątek, 13 sierpnia 2021

MROCZNY PIĄTEK: DZIKIE SERCE, JAMEY BRADBURY

John Irving napisał: "To nietypowa opowieść o miłości i niesamowity horror - jak połączenie sióstr Bronte ze Stephenem Kingiem". Patrząc na debiutancką powieść Jamey Bradbury Dzikie serce z jednej strony trudno się z tą opinią nie zgodzić, z innej natomiast mam odmienne wrażenie.


Siedemnastoletnia Tracy wychowała się pośród lasów Alaski. Doskonale je zna, wie jak się w nich schronić, jak polować i jak się w nich poruszać. Od dziecka dorastała pośród dzikich ostępów. Drugą jej miłością są psy i psie zaprzęgi. Nigdy nie zapomina rad, jakie w dzieciństwie wpoiła jej matka. Po pierwsze nigdy nie trać domu z oczu, po drugie nigdy nie wracaj z brudnymi rękoma i trzecia najważniejsza zasada nigdy nie zrań drugiego człowieka do krwi. Szczególnie o tej ostatniej radzie, dziewczynie zdarza się zapomnieć. Tak stało się kiedy została przez kogoś w lesie zaatakowana. Nie pamięta nic z poprzedniego dnia, ale następnego dnia w jej domu pojawia się ranny mężczyzna. Prawdopodobnie ten sam, którego zraniła w lesie. Od tej pory już nigdy o nim nie zapomni.


Na początku powiedzmy sobie szczerze, że z Dzikim sercem mamy niezły orzech do zgryzienia. Czy to rzeczywiście jest horror? A może bardziej literatura young adult? Przede wszystkim jest to opowieść o miłości do przyrody, do zwierząt. Wraz z Tracy opiekujemy się psami i je poznajemy, przemierzamy dzikie tereny, budujemy szałasy i zastawiamy pułapki. To wszystko stanowi poniekąd jej tożsamość. Daleko jej do grzecznej panienki. Ona ma swoje zdanie, jest dzika niczym lasy Alaski, potrafi się bronić i przede wszystkim o siebie zadbać. Żyje samotnie niczym odrzutek, bez obecności w jej życiu rówieśników. Jedynymi jej towarzyszami są psy i młodszy brat, Scott. Równocześnie stajemy się świadkami jej dojrzewania bez matki, która pomogłaby jej zrozumieć zachodzące w niej zmiany z nastolatki w kobietę. To wszystko starczyłoby na dobrą powieść young adult, tu też trudno nie zgodzić się z Johnem Irvingiem. Dla mnie osobiście, Tracy najbardziej przypomina Kathy z Wichrowych wzgórz. Tak jak ona jest wolna, niczym wiatr i chodzi własnymi drogami.


Kiedy pojawia się motyw wampiryczny może on zmylić nieco czytelnika. Czytając o piciu krwi upolowanych zwierząt i zranionych przez bohaterkę ludzi, o tym że wraz z ich krwią wypija ich cząstkę życia, trudno nie doszukiwać się grozy. Tyle tylko, że to nie straszy. Ba wręcz wpisuje się w jej dzikość. Bradbury balansuje nieustannie na granicy snu i jawy. Pojawiają się przed oczami Tracy różni ludzie i nigdy nie mamy pewności czy są oni realni, wspomnieniem czy wytworem jej wyobraźni. Biorąc pod uwagę samą jej osobowość, towarzyszące jej emocje i tęsknoty, warunki w jakich dorastała, też i ten element nie robi specjalnego wrażenia.


Orzech zatem rozgryziony. Dzikie serce to nie horror, stąd też częściowo nie zgadzam się z Johnem Irvingiem dopatrującym się tego gatunku w powieści. To przepiękna opowieść młodzieżowa o dorastaniu, szukania własnej drogi życia, rodzinnych więzach i konsekwencji, gdy zostaną zachwiane. Pełna malowniczych pejzaży. Intryguje, zachwyca ale nie straszy.


Polecam. 

Moja ocena 7/10



             Wydawanictwo Marginesy



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz