Świat
literatury jest niezwykle bogaty, gdyż każdy autor różni się temperamentem,
poruszaną tematyką, czy światopoglądem od kolegi po fachu. Wiadomo nie od dziś,
że książka jest zwierciadłem duszy twórcy. Odsłania osobowość, poczucie humoru
lub jego brak, osobiste rozterki i zawiedzione nadzieję, jeżeli do tego okrasi
się ją szczyptą satyry, to otrzymamy znakomitą komedię odsłaniającą wszelkie wady
i zalety jej adeptów. A najtrudniej, jak zawsze śmiać się z samych siebie.
Dodatkowo czasem może okazać się, że zwykły śmiertelnik wyobraża sobie
rodzimych pisarzy, jako ludzi dystyngowanych, kierujących się w swoim sposobie
postępowania żelaznymi zasadami savoir-vivre, czy sztywnych niczym angielski
arystokrata. Gdy w rzeczywistości okazuje się, że niczym nie różnią się od
swych czytelników. Próbują podążać za istniejącymi modami, pragną poklasku,
albo po prostu panuje w ich środowisku – podobnie do pozostałych grup
zawodowych – rywalizacja i cały szereg sympatii i antypatii. Mało tego mają
wiele swoich małych i dużych sekretów, które lepiej aby nadal pozostawały w
ukryciu.
Książę komedii kryminalnej, Alek
Rogozińki w Do trzech razy śmierć
postanawia odsłonić wiele tajemnic literackiego świata, a że robi to w sposób
przezabawny, pewnie nikt nie miał o to
do niego pretensji.
Jeżeli chodzi o fabułę nie zdradzę Wam wiele więcej, niż
możecie przeczytać na okładce. Róża Krull, autorka kryminałów za pośrednictwem
swego menedżera, Pepe dostaje zaproszenie na zjazd pisarzy do podkrakowskiego
dworku w Kopielnikach. Nie ma na niego najmniejszej ochoty zwłaszcza, gdy dowiaduje się inicjatorką
imprezy jest znienawidzona przez nią Kika Luna. Przyparta do muru zgadza się
wziąć w nim udział. Wbrew oczekiwaniom, wcale nie jest nudny, lecz staje się
dla wielu osób ekscytujący, gdyż już w wieczór inaugurujący przyjazd literatek,
jedna z nich zostaje otruta. Morderca zaś w miejscu zbrodni zostawia czarną
różę. Krull dość szybko orientuje się, że przestępca zabija w podobny sposób do
tego, opisanego przez nią w jednej z powieści. W trakcie śledztwa okazuje się,
że każda z uczestniczek konferencji ma na swoim koncie wiele spraw do ukrycia i
wcale nie są tak niewinnymi kobietami, za jakie powszechnie pragną uchodzić. Pisarka
z pomocą swego agenta, boya hotelowego zauroczonego jej twórczością i trzech
blogerek postanawia na własną rękę rozwikłać cała zagadkę. Czy okażą się
skuteczniejsi od policji, dowiecie się już z lektury.
Do
trzech razy śmierć stanowi pierwszy tom nowego cyklu Róża Krull na tropie i na pewno potrafi
zachęcić do przeczytania pozostałych części. Należy do tego rodzaju lekkiej i
przyjemnej literatury, przy której miło płynie czas, czy idealnej na oderwanie
się od codziennych problemów. Jak wspominałem Wam w podsumowaniu letnich
miesięcy, czytałem ją tuż przed moją operacją, dzięki czemu pozwoliła mi
odgonić precz wszelkiej maści złe myśli. Jednak do rzeczy. Mam wrażenie, że
ważniejsze w powieści od pytania: kto
zabił, jest stopniowe poznawanie polskich pisarek przybyłych na zjazd. Prześmiewca
Rogoziński tym razem w odważny sposób w krzywym zwierciadle pokazuje środowisko
swoich koleżanek i kolegów po piórze, łącząc go z blogosferą. Stworzył z nich
bogatą galerię osobliwości. Każda z bohaterek jest swoistego rodzaju silnym indywiduum i
nawet Róża nie wyłamuje się spod tej reguły. Dalekie są od wyobrażenia
dystyngowanych dam posługujących się nieskalaną polszczyzną, wręcz odwrotnie.
Chociażby jedna z autorek romansów, Kika Luna w swoim mniemaniu chcąc wykazać
się finezją wypowiedzi i dodać sobie splendoru, nadużywa angielskich wyrazów,
niczym dawni sarmaci łacińskiego słownictwa.
Inna zaś lubuje się w wyświechtanych metaforach, wywołujących w
słuchaczach znużenie, a u czytelnika salwy śmiechu. Mają one własne charakterystyczne
dla siebie dziwactwa. Krążą wokół własnych orbit, przyciągają się i odpychają z innymi ludźmi
znajdującymi się w ich pobliżu, a przede wszystkim nie znoszą sukcesów rywalki
i na wszelki możliwy sposób będą starać się pokazać swoją wyższość nad nią. Z
cukierkowym uśmiechem na twarzy, rzucą ostrzeżenie pod adresem konkurentki, aby
miała się na baczności, bo właśnie teraz nadejdzie kres jej popularności. W
książce i tym razem nie brakuje ciętych ripost i złośliwości w świetle, których
najlepiej poznaje się główną bohaterkę cyklu, Róże Krull oraz najlepiej
pokazują małe uszczypliwości panujące i sprowadzone do porządku dziennego w
kręgach „elity” literackiej kraju.
Autor ponownie wprowadza charakterystyczny dla siebie
absurd i groteskę, jak również wiele odniesień do polskich celebrytek. Ponownie
biorąc pod „ostrzał” swoją ulubienicę Magdę Gessler na czele. Mnie osobiście
najbardziej poza wspomnianą już znaną restauratorką, rozśmieszyło przywołanie postaci Małgorzaty
Rozenek i Matta Bomera.
Rogoziński
i tym razem łączy ze sobą wydarzenia prawdopodobne z kompletnie trudnymi do
wyobrażenia w rzeczywistości. Jednak serce
książki stanowią owa piątka powieściopisarek, pełniąc rolę kalki do pokazania
nie tylko rynku wydawniczego, ale czasem może okazać się, że również
przysłowiowy Kowalski bądź Kowalska odnajdą siebie w gronie zacnych dam
przybyłych do dworku, na przykład podobnie do nich: są zazdrośni o sukcesy
innych, w ich pracy tak samo panuje wyścig szczurów i co tam jeszcze się Wam
podoba. Do tego krytycznym okiem wyśmiewa pewne górnolotne metafory, często
pojawiające się romansach, które zamiast wzruszać, śmieszą.
Akcja
książki biegnie szybko i wartko powodując, mijanie kolejnych stronic w
szaleńczym tempie, jeszcze jeden wątek dobrze się nie skończy, już pojawia się
kolejny. Przez co trochę trudno było mi bliżej przyjrzeć się pojawiającym postaciom,
i jak to u Rogozińskiego bywa, mamy nagromadzenie ich w bardzo dużej ilości.
Jednak bezapelacyjnie moje serce skradły dwie panie: Róża i Beata „Betty”
Jankowska. Pierwsza kocha eksperymenty z włosami, w konsekwencji jej fryzurę
można śmiało nazwać ala Donald Trump; wolno rozdaje autografy; zabija
stworzonych przez siebie bohaterów w najbardziej mało prawdopodobny sposób lub
pozbywa się ich, nie mając na nich dalszej koncepcji; ma słabość do młodych
mężczyzn – uwaga również nieletnich –
chętnie sprowadzając ich na złą drogę oraz nie ma żadnych przyjaciół we
własnych środowisku literackim. Druga natomiast to babka, o ciętym języku i
silnej osobowości. Absolutnie nie pasuje do niej rola słabszej połówki w
związku z Darskim, a swojego partnera szybko potrafi przywołać do porządku. Nie
ukrywam nadziei, że w następnych tomach autor ujawni nieco więcej szczegółów
dotyczących jej życia osobistego.
Podsumowując
Do trzech razy śmierć daje początek
kolejnej serii spod pióra Alka Rogozińskiego, stanowiąc jej godne otwarcie.
Czytając je bawiłem się przepysznie, chociaż osobiście bardziej wolę poprzednią
jego książkę Jak cię zabić, kochanie?.
Autor z właściwym sobie humorem pokazuje swoje koleżanki i kolegów po piórze,
jak również środowisko blogerów, ale przede wszystkim tworzy znakomitą satyrę
naszej rzeczywistości. Jeżeli oczekujecie lektury idealnej po ciężkim dniu
pracy, to powieść ta jest idealna w sam raz. Mi natomiast pozostaje czekać na
kolejną kryminalną zagadkę z literaturą w tle, z którą przyjdzie się zmierzyć
Róży Krull.
Polecam,
Moja ocena 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz