KONCERT
CUDZYCH ŻYCZEŃ - IZABELLA FRĄCZYK
Dobra literatura odsłania
cząstkę ludzkiej duszy, zaspokajając jej
potrzeby oraz towarzyszące marzenia. Któż w sytuacji, kiedy wszystko zaczyna
się psuć, nie ma ochoty wyjechać w cichy zakątek, gdzieś daleko zostawiając
problemy za sobą? Móc znaleźć się na
łonie natury czując, że wszystko można
zacząć od nowa, mieć własną małą przystań w której poczuje się bezpiecznie.
Właśnie takie miejsce kreśli sadze stajennej rozpoczynającej się od „Koncertu
cudzych życzeń” Izabella Frączyk. Czy jej się udało? Zapraszam na recenzję!!!!!
Mogłoby się wydawać, że
życie Magdy jest niezwykle udane, nic tylko pozazdrościć. Świetna praca,
szczęśliwe małżeństwo. Jednak pewnego dnia to wszystko się burzy. Kobieta
zostaje zwolniona na skutek redukcji etatów, a dodatkowo w drzwiach jej
mieszkania staje teściowa, Leontyna. To jedno wydarzenie zupełnie zmieni życie
Magdy i Tomka. Starsza pani jest niezwykle trudnym lokatorem, a nic absolutnie nie zapowiada, aby chciała zamieszkać z nimi tylko
na chwilę. To telewizor zostaje przeniesiony do pokoju mamusi, innym razem
schodzą się do niej koleżanki z kółka różańcowego i wspólnie zaczynają głośno
się modlić, opróżniając przy okazji zasoby lodówki z ulubionych rzeczy
dziewczyny, podobnie znikają butelki z alkoholem. Niedługo okazuje się, że
sprawa jest poważniejsza niż się wydaje, na skutek długów teściowej
spowodowanych jej nową miłością. Za ciągła bowiem w banku kredyt na sto tysięcy
złotych, teraz zaś zmuszona była sprzedać swoje mieszkanie i prowadzony sklep z
dewocjonaliami. Dodatkowo starsza pani
wcale nie zamierza oszczędzać, a każdy sprzeciw spotka się z szantażem
emocjonalnym z jej strony. W takiej sytuacji
przychodzi do Magdy wiadomość o odziedziczonej przez nią w spadku po babci w Pieńkach stadninie. Stanie ona przed szansą
rozpoczęcia zupełnie nowego życia.
Izabella Frączyk przenosi nas do świata z jednej strony
niezwykle bliskiego czytelnikom, z drugiej strony do miejsca, które gdzieś jest
w moich marzeniach. Porusza znane problemy współczesnych trzydziestolatków,
choćby takie jak niepewna praca, pogoń za karierą, myślenie o potomstwie itp.
Dzięki temu postacie Magdy i Tomka nie są odrealnione, lecz mogą stać się
bliskie. Bez trudu można się identyfikować z ich zmaganiami. Dołożywszy do tego
kłopotliwą teściową, widać, że życie tej pary wcale nie jest usłane różami.
Muszą się zmierzyć z wieloma sytuacjami, podobnymi do tych przydarzających się
również odbiorcom książki.
Jednocześnie każdy
pragnie mieć szczęśliwe małżeństwo, w którym druga osoba wesprze w razie
trudności, czuje się jej obecność i miłość. Być w związku w którym każdy jest
równoprawnym partnerem, może realizować się zawodowo, w końcu wie, że drugi
małżonek rozumie jego potrzeby. Tacy właśnie są Magda i Tomek. Kochają się,
kłócą, przedstawiają swoje racje, jednak zawsze mimo wszystko potrafią znaleźć
nić porozumienia. To właśnie na przykładzie tej pary autorka pokazuje, że w
życiu nie liczy się tylko spełnianie cudzych życzeń, lecz tak samo konieczne
jest pomyślenie o własnych. Czego naprawdę pragniemy, czego nam w życiu
brakowało lub brakuje. Może właśnie los daje tą jedną jedyną szansę, aby w
końcu znaleźć własne prawdziwe szczęście i swoje miejsce na ziemi. Bowiem życie niesie
każdego dnia całą paletę barw, niespodzianek, tylko potrzeba umieć się na nie
otworzyć i brać pełnymi garściami.
Izabella Frączyk nie moralizuje, nie poucza i nie daje
recepty na wszystkie życiowe kłopoty, lecz z dużą dawką humoru pokazuje drogę
do ich rozwiązania. „Koncert cudzych życzeń” bawi – bardzo często wychodziły z
pokoju głośne salwy śmiechu, daje dużo do myślenia – czytając pojawia się
dziwna potrzeba odnalezienia w tej powieści siebie, wreszcie wzrusza. Autorka w
piękny sposób odkrywa najgłębsze zakamarki ludzkiej duszy, pokazując często
nieuświadomione potrzeby i pragnienia. Czasami można nosić je w sobie od
dzieciństwa na skutek doznanych ran, nie raz negujemy je sami przed sobą –
zamiast po prostu się do nich przyznać, wreszcie nie dajemy im dojść do głosu
chcąc zaspokoić potrzeby bliskich czy przyjaciół Tymczasem właśnie istnieje
potrzeba dania im szansy dojścia do głosu.
Kolejnym plusem powieści to wspaniały obraz tytułowej
stadniny w Pieńkach, to właśnie ona stanowić ma centralne miejsce akcji. Jeśli
wyobraża się ją, jako miejsce sielskie to bardzo szybko się rozczarujemy. Tak
trochę było w moim przypadku, oczekiwałem, że będzie to dla Magdy cicha i
bezpieczna przystań, tu już nic złego jej nie spotka. Tak nie jest, bo i w
życiu nigdy czegoś takiego nie ma. Bez względu przecież, gdzie jesteśmy, czym
się zajmujemy towarzyszą nam tylko inne zmartwienia. Podobnie rzecz ma się w
przypadku głównej bohaterki. Jednak to
właśnie w niej będzie mogła odnaleźć siebie.
Dla mnie jest to
magiczne miejsce, nie wyidealizowane lecz jak najbardziej realne, jednak
pozwalające w pełni poczuć się sobą, mieć koło siebie szczerych i dobrych
ludzi, wreszcie zobaczyć, jak nie wiele potrzeba do szczęścia.
Poza tym pisarka za
pomocą pięknego języka pokazuje wspólne życie ludzi i zwierząt. Konie i strusie
występujące na kartach powieści są wspaniałe, a jednocześnie bardzo podobne do
ludzi. Tak samo, jak oni również zwierzęta czują, mają swoje pragnienia,
potrafią się obrazić a zarazem wykazać pewnym temperamentem. W każdym razie,
jeśli tylko okaże się im serce mogą stać się prawdziwymi przyjaciółmi dającymi
wiele szczęścia.
Mimo, że powieść bardzo często jest zbyt naiwna, co
niestety stanowi jej zasadniczy minus. Nie ukrywam, że lubię historię mocno
osadzone w rzeczywistości, i tego w „Koncercie…” niestety mi zabrakło; jednak z całym przekonaniem mogę polecić ją.
Uczy przede wszystkim, że zawsze jest pora walczyć o siebie samego, nie
koniecznie za każdym razem spełniać cudze życzenia, lecz warto pomyśleć o
swoich. Tym samym otwiera on większą sagę, która na razie zapowiada się dość
interesująco i czekam na kolejne tomy.
Moja ocena 6/10
Źródło: Wydawnictwo Pruszyński i spółka