Zimową porą pewna zagorzała fanka jednej powieści szykuje prawdziwe piekło dla swego ulubionego pisarza, czyli kultowa już Annie Wilkes z Misery Stephena Kinga zawitała do Mrocznego Piątku.
Paul Sheldon, popularny pisarz tandetnych romansideł wracając do domu ulega wypadkowi. Samochód rozbił się na całkowitym odludziu i znikąd pomocy. Z tego dnia nic nie pamięta ale przypomina mu o nim ból nóg i kobieta, która uratowała mu życie. Jest ona byłą pielęgniarką i największą miłośniczką jego cyklu o Misery Chantain. Kobieta jest szalona, nieprzewidywalna i każdego dnia zmienia życie swego podopiecznego w koszmar. Najgorszy dopiero nadchodzi z chwilą, gdy dowiaduje się o uśmierceniu jej ulubionej książkowej bohaterki i napisaniu nowej, ambitnej powieści, która wcale nie przypada jej do gustu.
Misery straszy rosnącym uczuciem klaustrofobii, osaczeniem przez Zło i ludzką bezradnością wobec niego. Obserwujemy starcie dwóch bohaterów. Są tylko oni i nikogo wokół. Kingowy potwór to nie jakiś upiór ale człowiek. Realny, taki którego łatwo spotkać w prawdziwym życiu, a przez to staje się jeszcze bardziej przerażający. Zwłaszcza, że na kartach powieści przybiera ono różne formy, twarze i staje się bardzo trudne do jednoznacznej klasyfikacji.
Przede wszystkim mamy zwykłego śmiertelnika, a nie jakiegoś wielowiekowego monstrum. Ma przeszłość, wspomnienia z dzieciństwa, pochodzenie. Z drugiej strony w pewnych momentach Annie staje się tak potężna niczym mitologiczne okrutne bóstwo. Staje się odczłowieczona a przybiera cechy nadludzkie. Z szalonej pielęgniarki rodzi się okrutna afrykańska bogini żądna ofiar. W starciu z tak potężnym bóstwem zwykły śmiertelnik nie ma najmniejszych szans. Karmi się strachem krwią i ludzkim cierpieniem.
Inną maską jaką przebiera panna Wilkes to twarz wampira. Wysysa ona wszelkie nadzieje mężczyzny. Atakuje znienacka, potrzebuje swoistego zaproszenia aby wejść w jego umysł i życie. Tą formą zaproszenia stają się wszelkie akty posłuszeństwa Paula, gdy kierowany lękiem spełnia jej życzenia a jednocześnie pozwala wyssać jej swoje siły życiowe.
Poza tym nadprzyrodzoną twarzą zła, Annie pokazuje zło typowe ludzkie. Wypływa z jej obłąkanego umysłu. Ono w niej ewoluowało, rozrastało utrudniając komunikację międzyludzką. Raz zachowuje się niczym rozkapryszone dziecko, chcące zabawki na już, raz jako surowy rodzic, innym razem osoba postrzegająca innych jako zagrożenie, ba rywali wymagających fizycznej eksterminacji. To zło nadchodzi nagle i atakuje ją samą wprowadzając w szał, którego nie można wyleczyć, nie można wyhamować.
Misery jest jedną z najbardziej znanych powieści Króla Grozy, która zachwyca za każdym razem. Wprowadza w stan niepokoju, nawet jeśli zna się tę historię. Ja postrzegam ją jako pewnego rodzaju starcie Goliata z Dawidem. Nie ma co ukrywać należy do ścisłej czołówki moich Kingowych ulubieńców.
Polecam.
Wydawanictwo Prószyński i S-ka