Strony

wtorek, 25 sierpnia 2020

KAŻDY, SALVATORE SCIBONA

Każdy Salvatore Scibona jest najsmutniejszą powieścią, jaka zawitała na Literacką Podróż.


Hamburg rok 2011. Na płycie lotniska błąka się Janis. Chłopiec nie odzywa się, trudno nawiązać z nim kontakt. Kiedy to się udaje, mówi w obcym języku, nie wiadomo jakiej jest narodowości - pewnie pochodzi z bloku Wschodniej Europy. Nie wiadomo, jak dostał się do Niemiec, co robi przy terminalu. Wiadomo tylko, że szuka taty, którego ani widu, ani słychu.

Stany Zjednoczone po drugiej wojnie światowej. Vollie to chłopak, który próżno oczekuje akceptacji ze strony ojca. Pochodzi z farmerskiej rodziny i marzy o zdobyciu podziwu taty. Kiedy wybucha wojna w Wietnamie, widzi w niej szansę dla siebie i zaciąga się do armii. Nie wie tylko, że ta jedna decyzja na zawsze zmieni jego życie. 


Salvatore Scibona, finalista National Book Award, zabiera czytelnika do męskiego świata poszukiwania miłości ojca do syna. Zbudowany z dziecięcego uczucia odrzucenia, świadomości o potrzebie ciągłych starań zdobycia ojcowskiego serca. Może w końcu uda się to i tata dostrzeże go, spojrzy na niego z podziwem. Mijają lata, chłopcy zmieniają się w poranionych mężczyzn, którzy nadal myślą i potrzebują uczucia i uznania ze strony rodzica. To opowieść o traumie, piętnie odrzucenia przechodzącego z pokolenia na pokolenie. Każdy z bohaterów jest inny, ma inne doświadczenia, ale każdy z nich marzy o tym samym i tego poszukuje u innych mężczyzn. Jeden u brutalnego przełożonego w wojsku, inny u księdza z miejscowego sierocińca. W ich świecie nie brakuje czułej i oddanej matki, problem w tym, że kobietom nie udaje się zaistnieć w męskim świecie syna. Są odrzucane, tak jak ich mężowie odtracają swoje dziecko. Scibona do budowania napięcia wykorzystuje silne emocje odczuwane przez bohaterów, które to szybko przechodzą na czytelnika. Płynnie przerzuca się między miłością a pogardą. Mężczyźni przemierzają kontynenty, doświadczają okrucieństwa świata wypełnionego religijnym fanatyzmem i noszą rany przekazywane potem synom. Bóg w ich rzeczywistości to znów mężczyzna, przed którym czuje się lęk i który swoją obecnością ma naznaczyć ludzkie życie. Tu nie ma miejsca na przebaczenie i miłosierdzie, ale na strach i ciągłe odtrącenie. Poczucie bycia niechcianym popycha w kierunku autodestrukcji - fizycznym i emocjonalnym, każdy tu buduje swoją osobowość od nowa, zabijając tego kim był w przeszłości. 


Każdy to powieść szkatułka, kolejne warstwy tworzą całość i wciągają w ten mroczny i smutny świat. Pełno w nim nostalgii za tym, czego nigdy nie dane było zaznać. Tęsknoty za tym najważniejszym człowiekiem życia. Melancholii obecnej na każdej stronie. Ta historia wzrusza, nie pozwala się od siebie oderwać i nie bierze jeńców. To opowieść o samotności, potrzebie akceptacji i o tym jak ważny jest ojciec w świecie chłopca, który buduje swą własną tożsamość. O niszczycielskiej sile wojny, która wyciska niezatarte piętno. Ta historia boli i zachwyca jednocześnie. 

Polecam. 

Moja ocena 9 /10 


                Wydawanictwo Znak 


czwartek, 20 sierpnia 2020

PODMAJORDOMUS MINOR, PATRICK DEWITT

Powieść gotycka na stałe wpisała się do kanonu literatury, zdobywając rzesze wiernych fanów. Pobudza wyobraźnię twórców, tworzy niezapomniany klimat tajemnicy, wykorzystywany zarówno przez filmowców jak i pisarzy. Zamki, labirynty korytarzy, komnaty, mrok rezydencji i coś, co czai się w nich. Poluje w nocy, przybysze zaś w dzień zachodzą w głowę czego po zmroku stali się świadkami. Jeżeli do tego dołożymy grupę watażków, galerię osobliwości, cwaniaczków, otrzymamy mieszankę wybuchową. Nic więc dziwnego, że nazwiska Shirley Jackson, czy Thomasa Bernharda nieustannie są inspiracją dla adeptów tego gatunku. Później pojawia się postmodernizm z pozornie lekkim stylem opowieści, który jak podkreśla Italo Calvino stanowi ideał do którego autorzy postmodernistyczni winni zmierzać. Patrick deWitt zaś już w samym tytułem Podmajordomus Minor zapowiada grę słowną, żonglerkę znaczeń oraz mieszankę stylów, coś co tak naprawdę trudno zaklasyfikować. Po prostu wszystkiego po trochu.


Mamy tajemniczą rezydencję, prowincjonalne miasteczka żądzące się własnymi prawami i skrywające sekrety, na drogach nie brakuje awanturników, czy drobnych złodziejaszków oraz pięknych kobiet wodzących na po kuszenie. Teren położony gdzieś w Europie XIX wieku, gdzie przenikają się wpływy francuskie i niemieckie, a kolej przeżywa swoje narodziny. Siedemnastolatek, Lucy w swoim rodzinnym Bury traktowany jest, jako miejscowy dziwak. Po śmierci ojca wyrusza w podróż, aby objąć posadę podmajardoma w rezydencji barona von Aux. To ma być dla niego szansa na nowe życie, z dala od ludzi o istnieniu, których woli zapomnieć. Z każdym dniem chłopak odkrywa mroczną prawdę o zamku, lepiej poznaje jego mieszkańców skrywających nie jedną tajemnicę, równocześnie poznaje koloryt pobliskiego miasteczka. Tu też nawiązuje przyjaźnie i poznaje miłość życia.

Praca jest dla niego nie tylko szansą na usamodzielnienie, nowy start ale stopniowo doprowadza do jego wewnątrznej metamorfozy. Bohater męski o żeńskim imieniu, zaczyna powoli stawać się mężczyzną. Gotowym bronić ukochanej kobiety, pokonywać przeciwników. To osoba szczera, nieraz na granicy zuchwałości, która zmuszona jest do zaliczenia przyspieszenego kursu dorastania. W rezydencji barona czekają go ciekawe wyzwania, każde z nich kształtować w nim będą nową osobę.

Lucy jest tym, który zabiera czytelnika w podróż. Jego oczami poznajemy mieszkańców miasteczka i domowników zamku. To chłopak pochodzący delikatnie mówiąc z patologicznej rodziny, ma nie do końca prawdziwe poczucie niższości i kompleksy. Obserwuje świat postawiony na głowie, pełen absurdów, ale taki w który bez problemu można przeniknąć. Dobro i zło zostaje zmieszane ze sobą, podobnie jak złość i przemoc z łagodnością. Rzeczywistość ta delikatnego chłopaka jest w stanie zmienić w miłośnika zbrodni, obserwatora walki o przetrwanie - którą wygrywają najsilniejsze osobniki.

W opowieści o Lucym Minorze nie brakuje elementów baśniowo - przypowieściowych. To historia pełna przygód skłaniających do głębszej refleksji. Chociaż jak to w powieści gotyckiej jest strasznie, nie brakuje dziwności, jednocześnie jest też śmiesznie. Pojawiają się groteskowi bohaterowie: ksiądz czy pan Olderglough - zarządca zam zyska, ekscentryczny baron von Aux,  lokalna piękność, Klara. 

Podmajordomus Minor to druga wydana powieść deWitta, która nie tylko bawi ale i zdumiewa czytelnika. Stanowi połączenie powieści gotyckiej z postmodernistyczną. Jest to hołd złożony klasykom tych gatunków, którzy stali się inspiracją dla autora. Znaleźć można wszystko to, co zachwyciło w Braciach Sisters przygodę, czarny humor, absurd, pełnokrwiste postacie, akcję pełną zwrotów. Ponownie jednak najważniejszy jest tytułowy bohater,jego relacja i przemiana.

Polecam. 

Moja ocena 8/10

                  Wydawanictwo Czarne 

poniedziałek, 17 sierpnia 2020

CZERWONY KSIĄŻĘ, THIMOTHY SNYDER

Są rodziny, które wywierają silny wpływ na dzieje państw, którymi rządzą. Niewątpliwie zaliczają się do nich Habsburgowie, których aspiracją było stworzenie monarchii władającej światem. Monarchii uniwersalnej stanowiącej unię narodów połączonych dynastią, aparatem urzędniczym, rządy trwające do skończenia świata. Profesor Timothy Snyder w Czerwonym księciu. Niezwykłych losach Wilhelma von Habsburga snuje opowieść o człowieku buntowniku, playboyu, człowieku marzącym o powstaniu niepodległej Ukrainy.


Wilhelm Habsburg urodził się w 1895 roku, jako jedno z szóstki dzieci arcyksięcia Stefana, krewnego cesarza Austrii Franciszka Józefa. Urodzony i wychowany w Chorwacji, nad adriatyckim porcie Losnij. Predystynowany na przyszłego króla Polski, tymczasem on sam bardziej interesował się Ukrainą. Marzył o powołaniu niepodległej Ukrainy, uświadomieniu chłopów o ich sile politycznej, związany z ukraińskimi nacjonalistami. Dla swojej idei bez trudu był w stanie poświęcić sprawę polską,jak również własną rodzinę. Doskonale wykształcony, znał francuski, włoski, niemiecki, angielski, polski i ukraiński. To znajomość tego ostatniego języka ułatwiła mu kontakt z jednym z najistotniejszych przywódców Kościoła grecko-katolickiego. W odrodzonej Polsce, z którą związany był jego najstarszy brat, Albrecht oraz w Związku Radzieckim widział słusznie najpoważniejsze zagrożenie do powstania zjednoczonej Ukrainy. To właśnie jego upodobnienie się do ludu, również pod kątem stroju, nadały mu imię Wasyla Wyszywanego. 

Wraz z upadkiem jego marzeń wyjechał do Francji, gdzie uwikłany został w skandal obyczajowy. Z kobietami sypiał z konieczności, z mężczyznami z przyjemności. W okresie międzywojennym gorący zwolennik restauracji Habsburgów, pod panowaniem których mogła ziścić się jego idea. Wraz z objęciem rządów przez NSDAP i umocnieniu Hitlera, popierał faszyzm jako naturalnego wroga Polaków i komunistów. Z wybuchem wojny szybko przekonał się, jak płoche były jego nadzieje na powołanie przez III Rzeszę, niepodległej Ukrainy. Wówczas to przyłączył się do ruchu oporu. Po zakończeniu wojny, został aresztowany w 1947 r. i zmarł w stalinowskim więzieniu.

Timothy Snyder omawiając sylwetkę Wilhelma von Habsburga, ponownie porusza temat narodu, narodzin nazizmu, rządów dwóch totalitaryzmów czy idei zjednoczenia Europy pod wspólnym rządem, zrodzonym już w 1273 r. przez założyciela dynastii Habsburgów, Rudolfa. Analizuje współczesną sytuację geopolityczną właśnie pod kątem nacjonalizmu, świadomości politycznej obywateli, czy marzeń Habsburga o rządach uniwersalnych. Zabiera w podróż przez stulecia i państwa, przedstawia wiele ciekawostek. Pozycja obowiązkowa dla miłośników historii.

Polecam. 

Moja ocena 8/10


            Wydawanictwo Znak Horyzont 

czwartek, 13 sierpnia 2020

DROPIE, NATALKA SUSZCZYŃSKA

O polskiej rzeczywistości zapisanej w absurdzie snuje opowieść Natalka Suszczyńska w Dropiach - będących jednym z ciekawszych debiutów zeszłego roku i moim wielkim odkryciem tegorocznym.


Stanowią one zbiór pięciu opowiadań, w których cechą wspólną jest anonimowa kobieta występująca w roli narratora. To osoba, którą można utożsamiać z ludźmi, którzy nie potrafią odnaleźć się we współczesnej Polsce. Ma co prawda niskopłatną pracę, ale jest bezdomna. Jej "dom" stanowi psia buda, kiosk wynajmowany wspólnie z pewnym gburem, przyjaciele to domorośli artyści i drobni naciągacze oraz frotrowa skarpetka, czy gadające ptaki. Wszystko jest tu chwilowe, bez perspektywy na małą stabilizację. 


Natalka Suszczyńska proponuje prozę na pierwszy rzut oka, dość osobliwą. Z jednej strony mamy do czynienie ze współczesną, "realną" opowieścią, w jednym z opowiadań ma w sobie cechy klasycznej bajki z morałem. Wszystko przybrane w absurd sytuacyjny, groteskę czy satyrę na dzisiejszą Polskę i Polaków zatrudnionych za najniższą krajową, w coraz bardziej dziwacznych pracach na umowach śmieciowych. Z drugiej strony ludzie goniący za sukcesem. Karierą i idącymi z nią w parze pieniędzmi. Niespełnieni artyści bez grosza przy duszy, czy współcześni koczownicy. Galeria indywiduów służąca do pokazania dość przygnębiającego obrazu tzw. Polski "B" bez żadnych perspektyw. Autorka w tych wszystkich historiach prowokuje, wyrywa ze strefy komfortu, kieruje wzrok na to, czego wcale nie ma się ochoty oglądać. Obserwując jej bohaterów nie ważna jest ich przeszłość, środowisko z jakiego się wywodzą, liczy się tylko tu i teraz.


Dropie pełne są melancholii, niepewności jutra, tęsknoty za prawdziwą przyjaźnią i uczucia przynależności do jakieś grupy. To odpowiedź na nasze czasy przepełnione social mediami, chwilówkami i plotkarskimi portalami. To opowiadania, w których akcja płynie powoli, nie spiesznie, pozwalając dzięki temu głębiej zanurzyć się w nich i znaleźć chwilę na głębszą refleksję.


Polecam

Moja ocena 8/10


                           Kolporacja ha!art

środa, 12 sierpnia 2020

BRACIA SISTERS, PATRICK DEWITT

Amerykańskie Południe kojarzyłem do tej pory z Cormaciem McCarthy czy Flannerry O'Conor. Prozą brutalną, która wywołuje ból brzucha i pozostawia traumę. Tym czasem, jak pokazuje Patrick deWitt w Braciach Sisters można o nim opowiadać nieco z przymrużeniem oka.


Oregon City, lata 50-te XIX wieku. Ameryka pogrążona jest w gorączce złota. Po preriach grasują poszukiwacze, którzy w zdobyciu kruszca są w stanie zrobić wszystko. Drogi stają się niebezpieczne, a w przydrożnych motelach lepiej mieć się na baczności. Do znanych na Dzikim Zachodzie bandytów należą słynący z okrucieństwa bracia Eli i Charlie Sisters. Pewnego dnia zostają wysłani przez Komandora do Kalifornii z zleceniem zabicia Hermanna Kermita Warma, człowieka który wynalazł receptę wydobywania złota. Chcąc wykonać zadanie będą zmuszeni odbyć podróż życia.


Patrick deWitt bryluje czarnym humorem, przy którym raz się śmiejesz, aby za moment zostać wprawionym w konsternację. Jednak nie ma tego bólu brzucha i zwijania w kłębek, jaki wywoływał chociażby Krwawy południk. Tam brutalność była wszechobecna, przerażała swą skalą i próżno było szukać dobrych ludzi. U kanadyjskiego zaś pisarza czarne charaktery służą bardziej jako satyra, jako pewnego rodzaju umiejętne wbijanie szpili naszym czasom. Na pierwszy plan wysuwa się braterstwo z zasadą jeden za drugiego jest w stanie oddać życie. Sistersowie zawsze są razem w każdej sytuacji, a zagrożeń nie brakuje. To łotrzykowie z zasadami. Cieszy ich otaczająca czarna legenda, robią wszystko aby rozszerzała się po całym południu, siejąc strach ale mają swój kodeks honorowy, któremu są wierni. Bracia Sisters genialnie oddają ducha epoki rewolwerowców. Z saloonami, pojedynkami i bijatykami. Wystarczy chwila, jedno słowo za dużo, aby w ruch poszły rewolwery.

To proza na pewno nie łatwa, nie zawsze jest przyjemna, ale nie ma tej traumy tego totalnego rozbicia emocjonalnego czytelnika, jak w gotyku amerykańskiego południa. W historii tej nie ma wygranych, lecz ludzie którzy w pogoni za złotem tracą bardzo wiele. Pokazuje cenę, jaką trzeba zapłacić za pragnienie władzy i pieniędzy. To powieść napisana barwnym i żywym językiem, taka która jest w stanie zaspokoić nawet najbardziej wymagającego czytelnika.

Polecam. 

Moja ocena 8/10

                     Wydawanictwo Czarne 

niedziela, 9 sierpnia 2020

PRZEKLĘTA, THOMAS WHEELER I FRANK MILLER

Przed czytelnikiem wspaniała powieść, która pokazuje popularną legendę arturiańską w całkowicie odświeżonej wersji - Przeklęta Thomasa Wheelera i Franka Millera. Obserwujemy wydarzenia mające miejsce przed panowaniem króla Artura, opowiedziane z kobiecej perspektywy.


Pradawna kraina druidów pustoszona jest przez orędowników nowej wiary, chrześcijaństwa, którzy szerzą ją za pomocą ognia i przemocy. Napadają wsie, podpalają i wyrzynają czarownych, dotychczasowych władców tych ziem wyznających stare bóstwa i nie uznających władzy ludzi. Dla zakonników nie ma znaczenia, czy to mężczyzna, kobieta czy dziecko, każdego kto ośmieli się im niepodporządkować czekają tortury. Znajdują sojusznika w ludzkim królu, Utherze Pendragonie. To człowiek marzący o byciu jedynym władcą tych ziem, a pomóc ma mu w tym znajdujący się na jego dworze legendarny czarownik, Merlin. 


Nimue to dziewczyna, która w dzieciństwie została ugryziona przez demona. Od tej pory jest odrzucana przez członków swojego klanu czarownych i nazywana przeklętą. Jej ciało naznaczone bliznami, staje się przedmiotem drwin. Nie zdaje sobie sprawy, że wkrótce to właśnie ona stanie na czele tych, którzy będą walczyć o przetrwanie starego świata druidów. W chwili napadu misjonarzy na jej wioskę, umierająca matka zleca jej misję - ma zanieść Miecz Władzy do Merlina. Tyle tylko, że w czasie wędrówki ta dziewczyna marząca wczoraj o ucieczce za morze, zmieni się w wojowniczkę  i królową. 


U Wheelera spotykamy główne postacie arturiańskiego mitu w dość zaskakujących nowych rolach. Merlin - skompromitowany czarownik - pijak, Artur - młody chłopak zatrudniający się jako najemnik, do tego grona dołącza m.in. Lancelot i Ginewra. O ile klasyczna wersja tej legendy zdominowana jest przez mężczyzn, to Przeklęta pokazuje ją w kobiecym, bardziej drapieżnym wydaniu. Już to, że na pierwszy plan wysuwa się Pani Jeziora, Nimue, a nie Artur pokazuje zachwianie proporcji. Wszechpotężna staje się ona z czasem. Poznajemy ją, jako zagubioną i prześladowaną z powodu inności dziewczynę. Z każdym dniem z powodu złego traktowania wzbiera w niej gniew i pogarda do współplemieńców. Od początku swą zbuntowaną postawą i ostrym językiem budzi sympatię i współczucie czytelnika. Kibicujemy w misji, a jej przyjaciół nie sposób nie pokochać. To Artur i Morgana sprawiają, że rozkwita na przywódczynię Feyów i najwyższą wartością jest dla niej dobro jej ludu. Przeklęta tym samym staje się przejmującą powieścią o dorastaniu i inności będącej przekleństwem. O przyjaźni i znajdywaniu swego powołania, swojej życiowej misji pozwalającej odkryć w sobie nieznaną siłę. O przemocy i eskalacji nienawiści do tych, co różnią się od prześladowców. O pragnieniu władzy za wszelką cenę. Całość jak to opowieści nawiązujące do klasycznych podań, jest mocno dramatyczna, ale nie przedramatyzowana. Dodatkowego smaczku dodają ilustracje Franka Millera idealnie wkomponowane w klimat powieści. 

Thomas Wheeler zadbał o opowiadzenie legendy arturiańskiej w nowy, porywający sposób, zachowując przy tym jej klasycznego ducha. Otrzymujemy pięknie napisaną opowieść, której kontynuacji nie mogę się już doczekać. 


Polecam. 

Moja ocena 8/10 

      Wydawanictwo Znak literanova 




sobota, 8 sierpnia 2020

DZIECI KAZIMIERZA, MICHAŁ P. GARAPICH

Ostatnimi laty zapanowała moda na genealogię. Szukanie własnych korzeni, poznawanie nieznanych członków rodziny i ich dziejów, wydaje się, że może ciekawić jedynie członków klanu. Nic bardziej mylnego. Michał P. Garapich w Dzieciach Kazimierza udowadnia, że jego opowieść o rodzie Garapichów jest pasjonującą lekturą dla wszystkich miłośników historii, podróżą do czasów, które bezpowrotnie minęły.

Wszystko zaczyna się w 1903 roku, kiedy to Michał Grzegorz Garapich, właściciel dóbr ziemskich w podtarnowskim Cebrowie, wraz dwoma synami, Kazimierzem i Janem udaje się na miejscowy cmentarz, aby wykopać stamtąd zwłoki swego ojca Władysława i brata Stanisława i przenieść je do nowo wybudowanej kaplicy przy dworze. Tak oto dał początek tajemniczym wydarzeniom dziejącym się na tamtejszej nekropolii, jak również związania losów wsi z losami jego rodziny. Został dziadkiem kilkadziesięciorga wnucząt, sam "prawny" syn, Kazimierz miał ponad 20 dzieci, legalnych i z nieprawego łoża. Michał P. Garapich po ponad stu laty od tamtego wydarzenia powraca do rodzinnej miejscowości znajdującej się na dzisiejszej Ukrainie, aby na podstawie relacji pamiętnikarskich ciotki, Elli i stryja Pawła odnaleźć zapomnianych członków rodziny, spotkać się z nimi, porozmawiać poznać ich spojrzenie na dzieje Garapichów i stosunek do Kazimierza oraz odwiedzić wszystkie miejsca nierozerwalnie związane z przeszłością rodzinną.

Autor zaczyna swą wędrówkę z początkiem XIX wieku, kiedy za sprawą cesarza austriackiego Franciszka I do podtarnowskiej ziemi przybywa chorwacki ród Garapichów, kończy zaś na roku 2015 kiedy to Ukraina za moment znajdzie się w ogniu wojny domowej. Stulecie to pokazuje relacje wieś - dwór. Zarówno jedno jak i drugie żyło w ścisłej symbiozie. Dziedzic dbał o poddanych, oni zaś na jego żądanie wysyłali swe córki do pana. Potem rodziły się nieślubne dzieci, którym to Kazimierz zapewniał wykształcenie i wychowanie. Zarówno Garapichowie jak i ich "poddani" musieli znać i prowadzić wykaz tzw. "lewaków" czyli dzieci, które gospodarz uznał ale nie miały prawa do nazwiska, aby uniknąć potem kazirodczych związków. Co ciekawe brak zainteresowania właściciela majątku chłopką uważany był za brak łaski. Relacje wsi z panem musiały być dobre, gdyż w momencie wejścia do Cebrowa Armii Czerwonej 17 września 1939 r. i aresztowania Kazimierza w celu jego rozstrzelania, to lud uratował mu życie.

Przy okazji odkrywania własnych korzeni, Michał P. Garapich przybliża nieznane fakty z życia dworu ziemiańskiego. Na przykład w złym tonie było karmienie piersią dzieci przez panią domu. To dwór określał, kto ma prawo nosić rodowe nazwisko i należeć do familii, a komu tego prawa odmówiono, przypinając łatkę lewaka. Ludzie ci, nie mieli imienia i nazwiska, wchodzili w skład tzw. czarnej masy, stając się jedynie częścią jakiegoś abstrakcyjnego tła.

Dzieci Kazimierza to niezwykły reportaż o Kresach XX wieku pokazujący ludzi i czasy, które bezpowrotnie minęły. To pełna nostalgii opowieść o polskim ziemianstwie, kresowej wsi, pozycji kobiety i mężczyzny w rodzinie właścicieli ziemskich. Czyta się jak powieść, raz są elementy grozy, potem zmienia się w pasjonująca sagę i reportaż pokazujący obecne życie potomków Kazimierza Garapich i Cebrowa. Polecam z całego serca.

Polecam. 
Moja ocena 7/10

                  Wydawanictwo Czarne

piątek, 7 sierpnia 2020

MROCZNY PIĄTEK: DIABEŁ ZZA OKNA, ANNA MUSIAŁOWICZ

Słowiańskie strachy posiadają w sobie coś swojskiego, coś co znamy z opowieści babć i tak naprawdę zdążyliśmy oswoić się tym. Wszelkie polskie diabły: czarty, czorty czy boruty  są nasze i znamy różne dziwne opowieści o nich, przekazy o paktach ze Złym i próbie oszukania go. Do tego nurtu wpisuje się debiutancka powieść Anny Musiałowiecz Diabeł zza okna.


Ośmioletnia Asia, jak co roku przyjeżdża do dziadków na wieś i spędza u nich letnie miesiące. To miejsce, które całkowicie różni się od miejskich domów. Wciąż ma słynną sławojkę, a jedyną oznaką cywilizacji jest u starszych państwa telewizor. Czas upływa dziewczynce leniwie, pomaga dziadkowi w gospodarstwie albo bawi się ze starszą koleżanką, Justyną. W tej sielance jednak jest coś, co napawa ją lękiem. To widziana za oknem postać diabła. Gdy w tragicznym wypadku ginie jedno z tutejszych dzieci, cała wioska huczy od plotek, a Asi zaczyna grozić poważne niebezpieczeństwo.


Od razu możemy na początku stwierdzić, Diabeł zza okna nie straszy, ale ma w sobie coś tajemniczego, coś co od początku zawiera w sobie niepokój. Otula nutą niepewności, którą to horrowcy lubią. Nie wiadomo czy relacja dziecka jest wiarygodna, a może to wymysł dziecięcego umysłu, który nasłuchał się ludowej legendy o diable nawiedzającym wieś, po to żeby wziąć co swoje. Anna Musiałowicz wykorzystuje ludowe wyobrażenie czarta, jako owłosienej istoty z kopytami, brakuje mu tylko ogona i rogów. Siada na studni, na dachu, wszędzie tam, gdzie chce być zauważonym. Wbrew pozorom wcale nie jest on nie groźnym straszakiem, ale żarłoczną bestią  żądną dziecięcej krwi. Autorka więc w sprytny sposób posługując się słowiańskimi legendami o diable, włącza motyw wampiryczny. To istota domagająca się od mieszkańców ofiar. Jest wszechobecny, mieszkańcy doskonale znają go, gdyż powraca co pewien czas.


Uważajcie, gdy wicher wieje, czartery pląsa razem z nim. Chowanie się, zatrzaskujcie drzwi i okna,bowiem potwierdzenie drobne, niewinne dziecięce ciałko i uniesie w siną dał  (...)


Musiałowicz łamie nie tylko schemat powieści diabolicznej, ale też wzorzec zagrożenia atakującego nocą. Noc staje się sprzymierzeńcem, a demon przychodzi za dnia pozostawiając po sobie zgliszcza.


Diabeł zza okna łączy grozę z elementami powieści obyczajowej. Tu wieś wcale nie jest sielska. To mało gościnne miejsce, skrywające swoje tajemnice i ludzi samym swym widokiem wzbudzającym strach. Doskonale sprawdzi się dla znawców gatunku, jak również niedzielnych czytelników horroru, którzy nie specjalnie chcą się bać ale lubią opowieści z dreszczykiem.

Polecam.

Moja ocena 7/10


Dom Horroru 




czwartek, 6 sierpnia 2020

Stramer, Mikołaj Łoziński

Mikołaj Łoziński długo kazał czekać na swoją nową powieść, ale było warto. Ponownie otrzymujemy sagę, w której poznajemy żydowską rodzinę z Tarnowa w okresie przedwojennym. "Stramer" powraca do tematu pamięci zapisanej w przedmiotach i głowach bohaterów.

Stramerzy do uboga rodzina Żydów mieszkająca w Tarnowie. Nathan i Rywka wychowują szóstkę dzieci. W ich domu każdy z mieszkańcow żyje własnymi marzeniami, własnymi ideami. Dla ojca ważna jest Ameryka z której wyjechał kilkadziesiąt lat temu, a jedynym przedmiotem przypominającym mu tamten "złoty okres" jest skórzany pas z piękną klamrą. W Stanach wszystko jest lepsze od tego co jest dostępne w Tarnowie. Ona zaś marzy, aby chociaż jeden raz w życiu wyjechać na nadmorską plażę, najlepiej w Brazylii lub Argentynie. Ich najstarszy syn, Rudek bez reszty oddany jest nauce, dwóch młodszych, Sala i Hesio żyją komunistyczną ideologią i marzą o jej nastania w Polsce. Natomiast najmłodsi Wela i Nusek najbardziej na świecie chcą już wieść dorosłe życie. W chwili, gdy w kraju narastają konflikty narodowościowe, a komuniści są aresztowani, uporządkowane życie rodziny zaczyna powoli burzyć się niczym domek z kart.

Mikołaj Łoziński zaprasza czytelników do zanużenia się w opowieści, w której pozornie nic się nie dzieje, podczas gdy dzieje się bardzo wiele. Dni niby upływają im tak samo, jeden dzień niczym nie różni się od poprzedniego, codzienność wypełnia praca, szkoła i dom, w rzeczywistości jednak tempo zmian jest szybkie. Nieuchronnie prowadzi ono do rozpadu starego porządku, w którym to Polacy i Żydzi żyli w zgodzie, a do głosu dochodzi demon antysemityzmu. Zmiany zachodzą w nich samych, rodzice starzeją się, dzieci dorostają idąc własną drogą i zakładając własne rodziny. Jedynie co u Stramerów jest stałe, to marzenia i więź z pozostałymi członkami. W kraju może szaleć burza, prześladowanie i szykowanie Żydów, a oni trzymają się razem. Polacy nie zdają sobie sprawy, że ich fascynacja faszyzmem, obróci się przeciwko nim samym. My zaś doskonale wiemy, że historia ta nie może zakończyć się inaczej. Stąd też wyczuwa się w niej melancholię i obserwujemy znikanie starego świata.

Chociaż nieubłaganie zbliżamy się do najczarniejszego punktu dziejów XX wieku, jakim stała się druga wojna światowa, to w powieści nie czuć fatalizmu, zbliżającej się katastrofy, wręcz odwrotnie. Tu wszystko płynie swoim rytmem. Bohaterowie żyją swoim życiem. Pojawia się zakaz wpuszczenia Żydów - to zawsze można go obejść i zagrać narodowcom na nosie. U Łozińskiego nie brakuje humoru, dowcipnych scen i dialogów. Tu cały czas, nawet w obliczu nastania Zagłady, pierwsze skrzypce gra codzienność. Autor ani nie próbuje niczego zbytnio koloryzować, ani zbytnio demonizować, lecz oddaje realia lat 30. takimi, jakimi były.

"Stamer" mimo trudnego tematu, w którym nie trudno popaść w pesymizm, napawa nadzieją. Kłopoty nie oszczędzają rodziny, ale za każdym razem wychodzą z nich wzmocnieni. To powieść, która płynie jak rzeka, a my razem z nią.



Polecam. 
Moja ocena 7/10 

poniedziałek, 3 sierpnia 2020

PREMIERY SIERPNIA 2020

Letnie miesiące mijają leniwie w cieniu pandemicznego niepokoju, ale wydawcy nie dadzą nam się nudzić. Oto przed Wami premiery sierpnia w sam raz do zaczytania.



1. Sekretne życie pisarzy Guillaume Musso, Wydawanictwo Albatros.





Jak my kochamy książki o książkach do tego z kryminalną zagadką. Oto historia pewnego francuskiego pisarza i wyspy, z tajemnicą, jaką ona skrywa. Jak to u Musso można spodziewać się nieco powieści obyczajowej i wyrafinowanego thrillera psychologicznego.


Premiera 12 sierpnia.

2. Zamiana Beth O'Leary, Wydawanictwo Albatros.




Kolejny tom serii Mała czarna. Urocza komedia romantyczna w sam raz na letnie dni i letnie wieczory. Historia dwóch kobiet w których życiu przyszła pora na tytułową zmianę. Ciekawe co z tego wyniknie?


Premiera 12 sierpnia

3. Sfora Przemysław Piotrowski, Wydawanictwo Czarna Owca.





Muszę się przyznać, że do tej powieści, jak z resztą do każdej niemal kontynuacji, podchodzę z pewną nutką niepewności. Jest to bezpośrednia kontynuacja Piętna. Po raz kolejny komisarz Brudny z grupą śledczych znanych z pierwszego tomu będzie musiał zmierzyć się z brutalnym morderstwem. Tym razem z motywem wilkołaka w tle.


Premiera 12 sierpnia.

4. Podróż życia Sióstr Shergill Balli Kaur Jaswal, Wydawanictwo Czarna Owca.




Jeśli chodzi o egzotyczne książki, to ja po prostu nie umiem ich sobie odmówić. Otrzymujemy obyczajową powieść rodem z Indii o dwóch siostrach, które od lat drą ze sobą koty, a po śmierci matki zgodnie z jej ostatnią wolą, razem muszą udać się do Złotej Świątyni w Armitsarze. Zapowiada się urocza powieść drogi.


Premiera 12 sierpnia

5. Żałobnica Robert Małecki, Wydawanictwo Czwarta Strona.




Nowa seria kryminalna Roberta Małeckiego. Po depresyjnych i mrocznych opowieściach o komisarzu Bernardzie Grossie, teraz pora na historię o śmierci, przemijaniu i żałobie oraz o tajemnicy tych, co umarli.


Premiera 12 sierpnia.

6. Uczniowie Hipokratesa. Doktor Bogumił Ałbena Grabowska, Wydawanictwo Marginesy.




Nowa seria historyczna autorki Stulecia winnych. Tym razem opowiada o XIX - wiecznych medykach,ktorych medyczne odkrycia przeplatać się będą z osobistymi dramatami.


Premiera 12 sierpnia

7. Nie wiesz wszystkiego Marcel Moss, Wydawanictwo Filia.





Uczniami elitarnego warszawskiego liceum wstrząsa informacja o śmierci dwojga z nich. W tym jedno popełniło samobójstwo. Zapowiada się mroczny thriller, jak to u Marcela Mossa bywa.


Premiera 12 sierpnia.

8. Idealna opiekunka Phobe Morgan, Wydawanictwo Filia.




Śmierć opiekunki i zniknięcie dziecka, którym się opiekowała otwiera serię dramatycznych zdarzeń. Powieść o rozkładzie rodziny i sekretach, które skrywa pod płaszczem perfekcji.


Premiera 12 sierpnia.

9. Washington Black Esi Edugyan, Wydawanictwo Świat Książki.




Finalistka Nagrody Bookera zabiera nas do plantacji trzciny na Barbadosie. Poruszająca historia jedenastoletniego niewolnika, który trafia pod opiekę swego pana i szybko przekonuje się, że nie jest on tym, za jakiego uchodzi. W momencie, gdy chłopiec wpada w tarapaty, ten zabiera go w podróż życia. Zapowiada się cudowna opowieść o człowieczeństwie i przyjaźni, a takie lubimy bardzo, bardzo.


Premiera 12 sierpnia.

10. Bodaj Budka Natałka Babina, Wydawanictwo Rebis.






Opowieść o białoruskiej wsi i złu, które skrywa. Autorka ostrzega przed tym, co może stać się w chwili, gdy ludzie tracą swą tożsamość. Zapowiada się fanatycznie klimatyczna opowieść.


Premiera 4 sierpnia

11. Śmierć i Małgorzata Joanna Łopusińska, Wydawanictwo Rebis.




Thriller psychologiczny w którym nic nie jest takie, jakie się wydaje. Piękna Małgorzata zostaje brutalnie zamordowana, ale okoliczności jej śmierci są mocno podejrzane.


Premiera 11 sierpnia.

12. Każdy Salvatore Scibona, Wydawanictwo Znak. 




Opowieść chłopcu, który znalazł się sam na lotnisku. Miał czekać na niego ojciec, a tu taty nie ma, nie ma bagażu i nie ma dokumentów. Dziecko nie chce nikomu nic powiedzieć i nie odpowiada na żadne pytania. Opowieść o marzeniach, emocjach i skrywanych pragnieniach. Zapowiada się moc wzruszeń.


Premiera 3 sierpnia.

13. Dom sekretów Natalia Bieniek, Wydawanictwo Prószyński i S-ka




Kryminał retro rozgrywający się w Łodzi lat 30 XX wieku. Stara kamienica w centrum miasta skrywa nie jedną tajemnicę. Zapowiada się cudownie klimatyczna lektura.


Premiera 20 sierpnia.

Która książka szczególnie przykuła Waszą uwagę, o których powieściach chcielibyście przeczytać i na jakie premiery Wy czekacie? 





niedziela, 2 sierpnia 2020

DOKTOR IRKA. WOJNA, MIŁOŚĆ I MEDYCYNA, KATARZYNA DROGA

Coraz częściej zaczyna się opowiadać o historii Polski z damskiego punktu widzenia. Do tego nurtu wpisuje się najnowsza powieść Katarzyny Drogi Doktor Irka. Wojna, miłość i medycyna snująca opowieść o Warszawie i jej mieszkańcach w czasie hitlerowskiej okupacji, Powstania Warszawskiego i po jego klęsce.

Warszawa 1990 roku. Sześćdziesięcioletnia doktor Irena Ćwiertnia - Sitowska wraz z pielęgniarką Jolą są na nocnym dyżurze w jednym ze stołecznych szpitali. Staje się to okazją do rozmowy kobiet pochodzących jakby z dwóch odrębnych światów. Młodość każdej z nich przypada na inny okres. Młoda ledwie 20 - letnia pielęgniarka nie zna okrucieństwa wojny, stąd opowieść lekarki o latach okupacji, na które przypada początek jej studiów medycznych w tajnym nauczaniu prowadzonym przez Jana Zaorskiego, jej pierwszej wielkiej miłości i planach przekreślonych przez wybuch Powstania Warszawskiego oraz popowstaniowa, a potem powojenna rzeczywistość, pokazują Joli nieznaną prawdę o polskich bohaterach dnia codziennego, o której teraz dopiero zaczyna się mówić coraz głośniej.

Katarzyna Droga opowiada o autentycznej postaci doktor Ireny Ćwiertni - Sitowskiej. Natknąła się na jej osobę zupełnie przypadkowo, zbierając materiały do pracy nad inną warszawską lekarką, dr Zdaną. Pisarka dotarła do doktor Irki w styczniu 2019 r, natomiast bohaterka książki zmarła w grudniu 2018 r. w wieku 97 lat. Podczas pisania powieści oparła się na pamiętniku Ćwiertni - Sitowskiej oraz wspomnieniach jej syna, Ryszarda Sitowskiego. W ten sposób odkryta została jedna z wielu warszawskich wojennych dziewcząt. Irka nigdy nie przystąpiła do konspiracji, należała do cywili wspierających medyków w czasie opatrywania rannych żołnierzy, dokonywania amputacji, a przede wszystkim marzących o końcu koszmaru okupacji. Ludzie ci niczym nie różnili się od dzisiejszych studentów. Chodzili na zajęcia, przygotowywali się do zajęć, przeżywali młodzieńczą miłość. Lubili żartować, śmiać się, robić psikusy, a wszystko to w cieniu łapanek, lęku o jutro, śmierci i donosów. Zagrożenie czychało wszędzie. Nigdy nie wiadomo było kiedy Gestapo dokona aresztowań, kiedy zamknie szkołę.

Katarzyna Droga opowiada o ludziach dla których medycyna, stała się nie tylko zawodem, ale sensem życia. Pragnęli nieść innym bezinteresowną pomoc nawet z narażeniem życia. Najważniejsze stało się wykształcenie polskiej kadry lekarskiej, mogącej służyć rodakom. To rycerze walczący o normalność, służący Ojczyźnie zarówno cichą pracą przez naukę i pracę, ale również z bronią w ręku. Przede wszystkim jednak wbrew otaczającemu ich morzu barbarzyństwa chcieli żyć normalnie.

Autorka oprowadza czytelnika po wojennej Warszawie, pokazując miasto, które bez powrotnie minęło. Odbudowane zostało na grobach zabitych mieszkańców, zroszone ich krwią i poświęceniem, a wiele miejsc tamtej stolicy - już po prostu nie istnieje. Wędrujemy po warszawskich szpitalach, w których zaorszczacy pełnili swe pierwsze studenckie praktyki pod okiem profesorów, ulice, domy, kawiarnie a wszystko wśród strzałów i krzyków wroga.

Doktor Irka... to jedna z najsmutniejszych wojennych historii, których zakończenie znamy. Nawet w śmiechu bohaterów, rozmowach i żartach czai się śmierć. Jest ona wszechobecna, od jej widma nie da się uciec, nie da się ukryć, ponieważ do niej właśnie należy ostatnie słowo. To opowieść pełna melancholii, a jednocześnie gdzieś w oddali tli się iskierka nadziei na szczęście. To opowieść o miłości, ludzkiej bezradności w obliczu zła, a mimo to podejmowania z nim walki, podejmowanie prób buntu przeciwko niemu. Uczy doceniać to co mamy, drobne rzeczy i wierzyć, że jutro będzie dobrze.

Polecam. 
Moja ocena 7/10

                 Wydawanictwo Znak literanova