Spotkanie z klasyką to cykl, w którym będziemy bacznie przyglądać
się tym najbardziej znanym perłom literatury polskiej i światowej, nieco z
innego punktu widzenia, niż podczas szkolnych lekcji. Tym co będzie istotne, to
oczywiście uniwersalizm, na który zwracam uwagę przy każdej książce. Ważne jest
ponadczasowe przesłanie, cechy ludzkie tkwiące w każdym człowieku i jak kanon
literacki potrafi niejednokrotnie celnie wstrzelić się z tym, z czym mamy do
czynienia na co dzień. Zwykłe rozterki, bolączki i pragnienia będące w każdej
duszy. Z drugiej strony w miarę możliwości będziemy tropić ciekawostki
literackie związane z danym autorem, lub dziełem; jak również odniesienia do
klasyki we współczesnej prozie. To co będziecie ze mną? Jeśli tak to zaczynamy!
Na początek absolutny klasyk, jakim
jest bez wątpienia Makbet Williama
Szekspira, który zestawiony został z Macbethem
Jo Nesbø. Oba poruszają problem pragnienia władzy, akceptacji ze strony
ukochanej osoby, nawet za cenę wyrzeknięcia się samego siebie i stanięcia się
potworem zdolnym do największej zbrodni.
Jeśli chodzi o samą
fabułę to nie będę Wam jej przybliżać, ponieważ jak już wspomniałem wcześniej
to klasyka, którą po prostu się zna, choćby ze szkolnej ławy. Również w
przypadku norweskiego autora, nie ma większej potrzeby robić specjalnego
streszczenia. Wystarczy wspomnieć, że Nesbø przeniósł akcję angielskiego dramatu do współczesności, w
okolice bardziej niezlokalizowanego miasta Capitol. Rządzi w nim mocno
skorumpowana policja, a komendant jest drugą osobą po burmistrzu mającą w nim
dość szeroką władzę. Stróże prawa czerpiący korzyści materialne od gangu
narkotykowego, są na usługach bossów.
Stan ten zamierza zmienić nowy komendant Duncan, przejmujący stanowisko
po ciszącym się złą sława Kennethecie. To on właśnie ma doprowadzić do rozbicia
dwóch rywalizujących ze sobą gangów: Sweno i Hekate zw. Niewidzialną Ręką. Pierwszy
z nich udaje się pokonać dzięki sprawnej akcji tytułowego Macbetha. Odtąd
rozpoczyna się pęd mężczyzny po władzę, wspinanie się po kolejnych szczeblach
kariery i wewnętrzna przemiana prawego i uczciwego komisarza w okrutnego
mordercę.
Przede wszystkim należy
zauważyć, że tytułowy Makbet Williama
Szekspira jest postacią autentyczną, czyli żył naprawdę. Podobnie jak w utworze
był szkockim władcą pokonanym w 1054 r przez Siwarda z Northumbrii w bitwie pod
Dunsinann. Gdzie też w finale tragedii dramatopisarz przenosi akcję tragedii.
Autor dzieła interesował się tym historycznym królem Szkocji, jednak na
potrzeby dzieła wiele rzeczy mocno pozmieniał. Prawdziwy Makbet rzeczywiście
pochodził z możnowładczej rodziny i był spokrewniony z królami tej krainy. Stąd
też przeniesienie akcji przez Nesbø z zamku władcy na grunt komisariatu policji
i kasyna jest w moim subiektywnym odczuciu odważnym zabiegiem, nadającym
powieści nieco innego kolorytu. Jednak
sprowadzenie możnowładcy do człowieka wywodzącego się z ludu, o bolesnej
przeszłości, w dzieciństwie wykorzystywanego seksualnie i doznającego krzywdy
jakiej żadne dziecko nigdy nie powinno poznać, na pewno może sprawić, że
poniekąd odległy od współczesnego czytelnika szekspirowski bohater stanie się
bliższy i bardziej ludzki. Norweg
pokazuje w ten sposób, że bez względu na czasy w którym żyjemy po prostu pewne
historie mogą przydarzyć się każdemu i każdy bez wyjątku z ofiary może stać się
oprawcą, jeśli tylko pozwoli się ponieść gniewowi i własnym namiętnościom.
Podobnie jak u
Szekpira, tak i u Nesbø podniesienie ręki na prawego i uczciwego człowieka,
przełożonego, który w swym podwładnym pokłada wielkie nadzieje, może
doprowadzić do stopniowego moralnego upadku. Makbet w obu tych opowieściach na
początku historii i na końcu jest zupełnie inny, chociaż mam wrażenie jakoby Jo
udało się utrzymać tytułowego bohatera od początku do końca na podobnym
poziomie. W obu przypadkach poznajemy go jako osobę rycerską, odważną i
niecofającą się przed największym niebezpieczeństwem, osobę zdolną stawić czoło
wrogom zagrażającym mieszkańcom jego kraju. Wsławia się brawurową walką w
której gromi przeciwnika i dzięki swej szlachetnej postawie zyskuje uznanie u
Duncana króla i Duncana komendanta. Zarówno pierwszy jak i drugi nie zdają
sobie sprawy, że przyjazd do domu Makbeta przyniesie śmierć, a gospodarz wejdzie
na drogę zbrodni, z której już nie będzie miał odwrotu. Warto w tym miejscu
odwołać się do prawdziwego, historycznego Makbeta, który różnił się od
literackich następców. Jego dziad od strony matki, król Malcolm II bezprawnie
wprowadził swego wnuka Duncana na tron, a sam Makbet jedynie zabił władcę –
uzurpatora. O ile bez wątpienia możemy stwierdzić, że zarówno w angielskiej
tragedii, jak i u norweskiego pisarza tytułowa postać jest człowiekiem
okrutnym, tyranem i mordercą niewinnych; to w rzeczywistości podczas rządów Makbeta panującego w latach 1040-1057
ukrócona została anarchia, a sama Szkocja rosła w siłę. Jego panowaniu położył
kres najazd Malcolma – potomka Duncana- z siłami angielskimi, który obalił go z
tronu. Z biegiem czasu król ten obrastał czarną legendą, którą na stałe
utrwalił Szekspir w 1606 r. Czytając
natomiast Macbetha miałem wrażenie,
jakoby Nesbø z jednej strony zachował interpretację swego poprzednika, z
drugiej jednak starał znaleźć się w tym człowieku coś pozytywnego, może nawet nieco
znaleźć usprawiedliwienie dla podejmowanych przez niego decyzji. Wszystkie
dokonywane przez niego zbrodnie były kierowane nie chęcią posiadania
nieograniczonej władzy, lecz miłości i pragnieniem uznania ze strony wybranki
serca, pięknej lecz okrutnej Lady. Również ona sama u twórcy Harrego Hola ma
nieco bardziej ludzkie oblicze. Z Makbetem łącza ją podobne przeżycia, a obecna
jej postawa i siła wynika z tego, co przeżyła wcześniej. Pod maską okrutnej,
bezwzględnej kobiety potrafiącej bez mrugnięcia okiem rozprawić się z
przeciwnikami, ukrywa się matka przeżywającą dramat będący jej udziałem wiele
lat wcześniej.
Muszę przyznać, że
powieść Jo Nesbø zrobiła na mnie piorunujące wrażenie, przede wszystkim dzięki niezwykłej
wręcz wierności względem oryginału. Zachowane zostały niemal dosłownie przytoczone
kluczowe cytaty z dramatu, ważne sceny – nieraz trudne do oddania, rozwiązane
zostały w dość ciekawy sposób. Mam tu na myśli przede wszystkim trzy czarownice
występujące w tragedii, które w obecnej interpretacji przybrały dość nietypowe
oblicze, podobnie rzecz ma się z Hekate, jak również z finałowym starciem
Macbetha z Duffem. Autor właśnie wokół tych dwóch mężczyzn skupił swoją
interpretację, czyniąc z nich przyjaciół mających podobne doświadczenia,
znających się od dzieciństwa i wiedzących o sobie wszystko. Jeden doskonale zna
naturę drugiego i właśnie kolejne zaszczyty Macbetha stają się dla jego
dotychczasowego przyjaciela solą w oku. Dla mnie wbrew pozorom to ludzie
podobni do siebie, tylko tyle że każdy z nich poszedł nieco inną drogą. O ile
postać Makduffa u Szekspira jest całkowicie obojętna, to u Nesbø bohater ten nabiera zdecydowanie więcej barw.
Staje się intrygując i również on będzie
musiał przejść swoistą metamorfozę.
Makbet to jedna
z najkrwawszych tragedii Williama Szekspira i nic dziwnego zatem, że Nesbø
znany z niemniej krwistych opowieści właśnie tą sztuką zainteresował się. Poza
tym jest jeszcze powód dodatkowy, Norweg został zaproszony do „Projektu
Szekspir” powstałego w 2016 roku z
okazji 400- lecia śmierci tego angielskiego dramatopisarza. Do współpracy
zaproszono także, m.in. Margaret Atwood, Gillian Flynn, Jeanett Winterson.
Każde z nich wybrało po jednym dramacie, mając go uwspółcześnić. Sam Jo
przyznaje przy tym, że to co najbardziej zafascynowało go w Makbecie to właśnie wspomniany na początku we wprowadzeniu do cyklu
uniwersalizm. Silny bohater z niezwykle mocno ugruntowanym kręgosłupem
moralnym, jest jednocześnie słaby emocjonalnie, targany zgubną dla niego
ambicja i wątpliwościami. To przede wszystkim opowieść – jak przyznaje autor, o
dążeniu do władzy osadzona w ludzkim umyśle i tam właśnie mająca swój
początek. Dla mnie powieść Jo Nesbø jest
świetnym uzupełnieniem dramatu Szekspira, poprzez zachowanie pierwotnej
mroczności, tajemniczości i posiadania
poczucia nieuchronności spotkania się z przeznaczeniem. Dodatkowo wspomniane
przez mnie dopowiedzenie o życiu głównych bohaterów sprawia, że stają się oni bliższymi
sercu i mocno zapadającymi w pamięć. Norweski autor poszedł krok dalej
dokonując również zmiany płci u niektórych szekspirowskich postaci. Na przykład
Caithnes będącym jednym z panów szkockich, u Nesbø jest kobietą,
funkcjonariuszką policji o dość ciekawym życiorysie i kluczową dla
rozgrywającej się akcji powieści, do tego sama Hekate czyli królowa czarownic,
tutaj staje się bossem gangu narkotykowego. O ile w przypadku Szekspira duszę
Makbeta i Lady Makbet zatruwają przypowieści czarownic, podobnie dzieje się u
Nesbø.
Polecam Macbetha nie tylko uczniom i nauczycielom,
którzy akurat przerabiają tę tragedię, ale dosłownie każdemu. Obie książki
uzupełniają się, natomiast powieść Jo Nesbø napisana przy tym pięknym językiem,
pozwala lepiej, jakby na nowo odkrywać klasyczną sztukę Williama Szekspira
Źródło: www.legolas.pl
Źródło: Wydawnictwo Dolnośląskie