TU
BYŁEM, TONY HALIK – MIROSŁAW WLEKŁY
W przypadku
nieprzeciętnych ludzi często dość trudno jest o nich opowiedzieć, w taki
sposób, aby wzbudzić zainteresowanie czytelnika, bądź słuchacza, w taki sposób
jaki robił to nasz bohater. Nie inaczej jest i tym razem, zwłaszcza, że Tony
Halik – bo o nim właśnie będzie mowa- to wręcz symbol nie tylko mojego
dzieciństwa, ale wielu innych trzydziesto- i czterdziestolatków pamiętających
go w roli prowadzącego wspólnie z Elżbietą Dzikowską legendarny „Pieprz i
wanilię”. Już dziecięciem będąc, lubiłem słuchać opowiadań starszego pana o
dalekich podróżach i miejscach, które odwiedził. Dlatego, gdy tylko
dowiedziałem się, że na rynku wydawniczym pojawiła się jego biografia, od
początku było oczywiste, że książka ta po prostu musi trafić w moje ręce. Nie
ma wyjścia.
Mirosław Wlękły w „Tu
byłem. Tony Halik” przenosi nas do świata tego Wielkiego Podróżnika, jednocześnie
przybliżając nam jego postać, jako człowieka: szalonego wujka, męża, ojca,
kolegę itp. Osoby nietuzinkowej i niezwykle interesującej, może jeszcze
bardziej niż opowiadania samego gospodarza „Pieprzu i wanilii”.
Autor przybliża
czytelnikowi, jak wspomniałem na wstępie, osobę Tony Halika. Razem z nim
zwiedzamy miejsca w których przebywał bohater reportażu, do miejsc bliskich
jego sercu i wreszcie ściśle związanych z jego życiem. W ten sposób
przemierzamy prawię pół Polski i kilka krajów na trzech kontynentach, przede
wszystkim zaś Argentynę i Meksyk, tak mocno związaną z jego życiem. Był to na
pewno przysłowiowy niespokojny duch, którego marzenia przekraczały nie tylko
podróż dookoła świata, ale….. wyprawę na Księżyc. I nic chyba dziwnego, ze nasz
glob po prostu był dla niego za ciasny, bo dla tego człowieka nie istniały
żadne granice. Jadł wszelkie „przysmaki” podawane mu przez miejscową ludność
kraju, który właśnie odwiedził, nie czuł obrzydzenia nawet przed spożywaniem
surowej, jeszcze ciepłej i ociekającej krwią wątroby, wędzonej szarańczy i
innych tego typu rarytasów. Nic więc dziwnego, że wielu zafascynowanych nim
ludzi, śpiewało, że chcą być, jak Tony Halik i jeść bycze jądra. Wszędzie,
gdzie pojawił się wzbudzał sympatię i zyskiwał sympatię, dzięki z jego
ekspedycjami wiąże się wiele pamiątek – na przykład olbrzymiej wielkości
strzała łuku - i anegdot, niektóre prawdziwe, a niektóre zmyślone na jego
potrzeby. Był wśród Indian Ameryki Południowej i Północnej, miejscach objętych
tragedią tysięcy ludzi, jak plac Tlatelolco w Ciudad de Mexico, oblany krwią
studentów domagających się lepszego świata. Człowiek o dwóch obywatelstwach –
polskim i argentyńskim, ale przede wszystkim niepokorny podróżnik i wspaniały
gawędziarz. Taki obraz mamy w książce Wlekłego, a o więcej szczegółów z życia
Tony Halika odsyłam już bezpośrednio do reportażu, bo mówić o nim można
godzinami, co zresztą udowodnił autor.
Opowieść, jaką snuje przed czytelnikiem Mirosław Wlekły,
jest niezmiernie intrygująca, jeszcze zanim rozpocznie się lekturę książki, a w
jej trakcie jedynie pogłębiało się moje zainteresowanie nią. Na okładce bowiem,
widać młodego Halika mającego na sobie indiańskie malowidła, na głowie
pióropusz, a wzrok jest – w moim subiektywnym odczuciu- nieco tajemniczy. Z
jednej strony widzi się jego ciepłe spojrzenie, oczy nieco zmrużone, tak jak
się je mruży na słońcu, ale patrzące wprost na czytelnika, zachęcające go, aby
dał się poprowadzić w miejsca, które nasz bohater odwiedził. Jednak jest to też
wzrok człowieka niezwykle samotnego, szukającego wręcz towarzysza, godnego dla
siebie, który tak jak on podzieliłby jego styl życia i pasję.
Całość podzielona jest cztery części. W pierwsza Tony
(1974-1998) zostaje on pokazany, jako znany reporter amerykańskiej NBC.
Obserwujemy między innymi jego pobyt w Meksyku, poznanie się z Elżbietą
Dzikowską i Ryszardem Badowskim, we współpracy z którym powstały serie emitowane
w TVP: „Tam, gdzie pieprz rośnie”, „Tam, gdzie wanilia rośnie” i wreszcie
najsłynniejszy „Pieprz i wanilia”. Razem z nim między innymi bierzemy udział w
legendarnych skokach Indian w Acapulco, zwiedzamy Kubę w której przeprowadził
wywiad z Fidelem Castro, czy poznajemy szczegóły związane z życiem prezydenta
Meksyku Luisem Echeverriią i znajomości tego polityka z Dzikowską. Widzimy
reakcję na osobę Halika władz PRL i przyjaźń między innymi z Kazimierzem
Kaczorem. Wspólnie przebywamy lata Polski Ludowej przez Stan Wojenny po
narodziny III RP i towarzyszmy mu aż do chwili śmierci. Drugiej Antonio
(1944-1974) to natomiast istna kopalnia wiedzy o życiu Mieczysława Sędzimira,
który to wkrótce stał się Tony Halikiem. Z niej dowiadujemy się o
okolicznościach poznania przez niego swojej żony Pirrette i jak wyglądało ich małżeństwo,
pobycie we Francji, wyjeździe do Argentyny i początkach pracy dziennikarskiej,
poznajemy jego syna Ozana, jako dzikie dziecko. To czas w którym od poznania
się z prezydentem Argentyny Perróna, coraz bardziej zaczyna się rozwijać jego
kariera reportera, aż po realizację amerykańskiego snu, podczas którego
następuje osłabienie więzi z małżonką.
W trzecia Mieczysław (1921-1942)
ilustruje dokładny obraz jego rodziny, która to była zaznajomiona z takimi
sławami epoki, jak Henryk Sienkiewicz któremu podarowała dworek w Oblęgorku,
Stefanem Żeromskim czy spowinowaceni z Marią Skłodowską Curie. To czas bardzo
smutnego dzieciństwa Halika, początek jego marzeń o wyjeździe do Ameryki
Południowej, aż po czas II wojny światowej z którą wokół Tony`ego narosło wiele
legend. Wreszcie ostatnia czwarta Max ( 1942-1945) pokazuje życie obieżyświata
w czasie wojennej zawieruchy, zawiera wiele nieznanych – nawet samej Elżbiecie
Dzikowskiej – szczegółów z jego życia w tym czasie, aż po przyjazd do Francji i
znalezienie się w domu rodziny Pirrette.
Niewątpliwym plusem jest pokazanie w reportażu Halika
takiego, jakim po prostu był, z wszelkimi jego wadami i zaletami. Wlekły w swej
narracji zachowuje neutralność, ogranicza się jedynie do pokazania faktów,
nikogo nie ocenia, lecz pokazuje motywację działań, uczucia i charakter swych
bohaterów. Demaskuje wiele narosłych wokół podróżnika anegdot, szukając w
obfitym materiale źródłowym prawdy o nim, pokazując niestety go jako
niezwykłego konfabulatora czarującego swym słowem, próbującego z różnych
przyczyn uchodzić za innego niż był, z powodu drzemiących w nim leków,
ukrywającego wiele faktów z własnej biografii, które to próbował upiększyć.
Wcale niepotrzebnie bo życie Tony Halika i jego osoba jest o wiele ciekawsza,
niż jego opowieści. A swym doświadczeniem mógłby podzielić się pięćdziesięcioma
osobami.
Wreszcie niewątpliwym atutem jest wspomniany przez mnie bogaty
materiał źródłowy, w skład którego wchodzą: zarówno opowieści ludzi znających
go, wiele dokumentów i listów udostępnionych z archiwum prywatnego pani
Elżbiety Dzikowskiej, książek, artykułów prasowych, programów telewizyjnych i
oczywiście niezastąpionego Internetu. Do tego dochodzą wspaniałe i niezwykle
piękne ilustracje miejsc w których przebywał Tony, które to jeszcze bardziej
przybliżają z jednej strony jego osobę, z drugiej natomiast potęgują chęć
rzucenia wszystkiego i niczym autor reportażu ruszenia szlakiem Halika.
Wszystko to sprawia, że lektura „Tu byłem, Tony Halik”
jest wspaniałą podróżą do świata tego niezwykłego i niepokornego obieżyświata. Z
jednej strony lepiej poznajemy jego samego, z drugiej natomiast czasy w których
żył i ludzi napotkanych. To jedna z tych książek od których trudno się oderwać.
Polecam.
Moja ocena 8/10
Źródło: Wydawnictwo Agora